Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Marcin Kozera
Nieznajomy chłopiec
Na placu o nazwie Charles Square mieścił się Dom Towarzystwa Polskiego, do którego emigranci posyłali swe pociechy na naukę języka polskiego.
Pewnego razu dzieci polskich robotników, czekając na wieczorne lekcje, bawiły się dookoła zielonego skweru. Były wśród nich: Wicek, Zosia, Felek, Nacia, Krysia i Władek. Najpierw ich zabawa polegała na rzucaniu liśćmi w drewnianego konia, aby go „nakarmić”. Gdy znudziło się im to, nie przestały dalej broić. W trakcie harców Władek wpadł na sam środek skweru, po którym nie można było chodzić… Na pomoc Władkowi przybiegł chłopiec, który dotychczas siedział ze starszym panem na ławce prze Domem Towarzystwa Polskiego. Podał rękę przerażonemu Władkowi i pomógł mu wydostać się zza ogrodzenia.
Rozpoczęły się lekcje. Nagle do klasy weszli starszy pan z chłopcem. Mężczyzna przedstawił się nauczycielce jako Mateusz Kozera – stolarz. Chłopiec miał na imię Marcin i był jego synem. Choć miał dwanaście lat, nie znał żadnego słowa po polsku. Pan Mateusz tłumaczył dwudziestojednoletniej nauczycielce, że matka Marcina zmarła, gdy ten miał zaledwie dwa latka. Sam go wychowywał, a ponieważ mieszkali w otoczeniu Anglików, chłopiec nie miał dotychczas możliwości nauczenia się języka polskiego. Nauczycielka przyjęła go do swojej klasy.
Przed pierwszą wojną światową w stolicy Anglii – Londynie – a dokładniej w jej biednej dzielnicy mieścił się plac o nazwie Charles Square. Drzewa i trawa rosnące na nim zieleniły się aż do Bożego Narodzenia ze względu na łagodne angielskie zimy. Domy stojące wokół placu były czarne od dymu, który wydobywał się z kominów okolicznych fabryk. Dzielnica zamieszkana była przez robotników fabryk, w dużej mierze Polaków. Ich dzieci uczyły się na co dzień w angielskich szkołach.
Rodzice z obawy przed tym, aby nie zapomniały one języka polskiego posyłali je do Domu Towarzystwa Polskiego, który mieścił się w narożnym budynku przy Charles Square. Każdego wieczora dzieci uczyły się tam mówić i pisać w ojczystym języku. Budynek pomalowany był na kolor przypominający czekoladę, nad daszkiem, który osłaniał wejście do budynku, został umocowany wielki, drewniany, czarny koń.
Pewnego razu dzieci polskich robotników, czekając na wieczorne lekcje, bawiły się dookoła zielonego skweru, który był otoczony sztachetami i znajdował się w samym centrum placu Charles Square. Były wśród nich: Wicek, Zosia, Felek, Nacia, Krysia i Władek. Najpierw ich zabawa polegała na rzucaniu liśćmi w drewnianego konia, aby go „nakarmić”. Gdy to się im znudziło obległy sztachetki ogrodzonego skweru i patrzyły przez nie na zieloną trawę rosnącą na nim. Władek chciał dotknąć ręką zieleni, ale za mocno się przechylił i wpadł na sam środek skweru, po którym nie można było chodzić. Pozostałe dzieci rozbiegły się przerażone, zostawiając kolegę samego. Na pomoc Władkowi przybiegł chłopiec, który dotychczas siedział ze starszym panem na ławce prze Domem Towarzystwa Polskiego. Podał rękę przerażonemu Władkowi i pomógł mu wydostać się zza ogrodzenia. Dzieci widząc to wróciły na plac. Chcąc udowodnić nieznajomemu, że nie dokonał niczego wielkiego dwaj chłopcy – Stefan i Leon – przeskoczyli przez ogrodzenie na skwer, a pozostałe dzieci pomogły im się stamtąd wydostać.„Marcin Kozera” - streszczenie
Autor: Karolina MarlgaNieznajomy chłopiec
Na placu o nazwie Charles Square mieścił się Dom Towarzystwa Polskiego, do którego emigranci posyłali swe pociechy na naukę języka polskiego.
Pewnego razu dzieci polskich robotników, czekając na wieczorne lekcje, bawiły się dookoła zielonego skweru. Były wśród nich: Wicek, Zosia, Felek, Nacia, Krysia i Władek. Najpierw ich zabawa polegała na rzucaniu liśćmi w drewnianego konia, aby go „nakarmić”. Gdy znudziło się im to, nie przestały dalej broić. W trakcie harców Władek wpadł na sam środek skweru, po którym nie można było chodzić… Na pomoc Władkowi przybiegł chłopiec, który dotychczas siedział ze starszym panem na ławce prze Domem Towarzystwa Polskiego. Podał rękę przerażonemu Władkowi i pomógł mu wydostać się zza ogrodzenia.
Rozpoczęły się lekcje. Nagle do klasy weszli starszy pan z chłopcem. Mężczyzna przedstawił się nauczycielce jako Mateusz Kozera – stolarz. Chłopiec miał na imię Marcin i był jego synem. Choć miał dwanaście lat, nie znał żadnego słowa po polsku. Pan Mateusz tłumaczył dwudziestojednoletniej nauczycielce, że matka Marcina zmarła, gdy ten miał zaledwie dwa latka. Sam go wychowywał, a ponieważ mieszkali w otoczeniu Anglików, chłopiec nie miał dotychczas możliwości nauczenia się języka polskiego. Nauczycielka przyjęła go do swojej klasy.
Przed pierwszą wojną światową w stolicy Anglii – Londynie – a dokładniej w jej biednej dzielnicy mieścił się plac o nazwie Charles Square. Drzewa i trawa rosnące na nim zieleniły się aż do Bożego Narodzenia ze względu na łagodne angielskie zimy. Domy stojące wokół placu były czarne od dymu, który wydobywał się z kominów okolicznych fabryk. Dzielnica zamieszkana była przez robotników fabryk, w dużej mierze Polaków. Ich dzieci uczyły się na co dzień w angielskich szkołach.
Rodzice z obawy przed tym, aby nie zapomniały one języka polskiego posyłali je do Domu Towarzystwa Polskiego, który mieścił się w narożnym budynku przy Charles Square. Każdego wieczora dzieci uczyły się tam mówić i pisać w ojczystym języku. Budynek pomalowany był na kolor przypominający czekoladę, nad daszkiem, który osłaniał wejście do budynku, został umocowany wielki, drewniany, czarny koń.
Nieznajomy chłopiec pogwizdując sobie wrócił na ławkę i usiadł obok starszego pana. Dzieci ośmielone otoczyły ich i przypatrywały się im z zaciekawieniem. Nagle chłopiec pobiegł na róg placu do gazeciarza. Rozmawiał z krótko nim po angielsku. Na drugim rogu placu stał kramarz sprzedający wodę sodową i pieczone kasztany. Na trzecim rogu zebrał się oddział Armii Zbawienia i śpiewał pieśń o żołnierzach Chrystusa.
W budynku na czwartym rogu Charles Square, czyli Domu Towarzystwa Polskiego, rozpoczęły się lekcje. Dzieci miały do napisania dyktando. Nagle do klasy weszli starszy pan z chłopcem, których dzieci poznały tuż przed rozpoczęciem zajęć. Pan przedstawił się nauczycielce jako Mateusz Kozera – stolarz. Chłopiec miał na imię Marcin i był jego synem. Mężczyzna przyszedł zapisać go na lekcje języka polskiego. Marcin miał dwanaście lat i nie znał żadnego słowa po polsku. Pani zmartwiła się, że ojciec tak późno postanowił uczyć syna ojczystego języka. Gdy kobieta rozmawiała z panem Kozerą po polsku, Marcin, który schował się za ojcem, wciąż się uśmiechał, ponieważ nie nic nie rozumiał, czym rozśmieszył wszystkie dzieci w klasie. Ojciec, gdy się zorientował, chwycił syna za kołnierz i potrząsnął nim krzycząc, że przynosi mu wstyd.
strona: 1 2 3 4 5 6 7
Szybki test:
Marcin pewnego dnia przyniósł na lekcję polskiego:a) piłkę koszykową
b) piłkę futbolową
c) piłkę do rugby
d) piłkę siatkową
Rozwiązanie
Kozera w przedstawieniu występował w roli:
a) szwoleżera
b) szlachcica
c) ułana
d) ziemianina
Rozwiązanie
Miejsce pochodzenia Krysi to:
a) Kutno
b) Łowicz
c) Gostynin
d) Gąbin
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies