Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Zdążyć przed Panem Bogiem
Doktor Edelman zna prawdę o minionych wydarzeniach i takimi pragnie je przedstawić, waha się czasem, szczególnie gdy mówi o prostytutkach w getcie: „W getcie powinni być męczennicy i Joanny d’Arc, prawda?”
W dążeniu do prawdy Edelman czuje się osamotniony, atakowany przez innych, godzi się w końcu na istnienie legendy, tym bardziej, że to, co pamięta, należy już do przeszłości. Ta zgoda na mitologizację uwidacznia się w opisie długości tortur Jurka Wilnera. Jedni twierdzili, że wytrzymał cierpienia przez miesiąc, inni, że przez dwa tygodnie, sam Edelman mówi o tygodniu: „No dobrze – mówi – Antek chce, żeby nas było pięciuset, literat S. chce, żeby ryby farbowała matka, wy chcecie, żeby siedział miesiąc. Więc niech będzie miesiąc, przecież to już nie ma żadnego znaczenia.”
Tak tworzą się legendy i mimo, że fakty są istotne, ludzie zawsze chętniej będą wierzyć w mit niż w prawdę. Prawda wydaje się nazbyt zwyczajna, banalna i pospolita, a legendy i mity wyobrażają przecież nasze marzenia, tęsknoty...
Edelman o czasach zagłady wypowiada się bez zakłopotania, zna prawa, które wtedy panowały i prawdziwe motywy ludzkiego postępowania. Opisując przypadek strzelania powstańców do niemieckich wysłanników, proponujących zawieszenie broni, doktor nie czuje wyrzutów sumienia, że naruszył wojenne zasady fair play. Hanna Krall zapisuje: „Mówi, że nie odczuwał zakłopotania, ponieważ ci Niemcy to byli dokładnie ci sami, co wywieźli już do Treblinki czterysta tysięcy ludzi, tyle tylko, że przyczepili sobie białe kokardy...”
Odrębność zasad, których nie sposób zrozumieć, ujawnia się w obojętności ofiar biernie oczekujących na śmierć na ostatnim piętrze szkolnego budynku, gdzie zgwałcono żydowską dziewczynę i nikt z obecnych nie zareagował, ani jej nie pomógł: „Nic nie rozumiesz” – mówi poirytowany rozmówca do autorki zastanawiającej się nad tą sytuacją, po czym wyjaśnia: „Nikt nie wstał. Nikt już nie był zdolny do wstania z podłogi. Ci ludzie byli zdolni tylko do czekania na wagony.”
Rzeczywistość wyłaniająca się z relacji ostatniego przywódcy powstania w getcie, jest pozbawiona patosu, zwyczajna, a sama postawa Edelmana zostaje odebrana przez innych jako wyraz cynizmu i przejaw tendencji do desakralizacji (degradowania świętości). A przecież Edelman nie jest cyniczny i bezuczuciowy, nade wszystko jest szczery. Bohater „Zdążyć przed Panem Bogiem” tłumaczy wybuch powstania przede wszystkim instynktem obrony i możliwością wyboru śmierci: „Ważne było przecież, że się strzela... Ludzie zawsze uważali, że strzelanie jest największym bohaterstwem. No to żeśmy strzelali.”Mity a rzeczywistość w relacji Marka Edelmana
Autor: Ewa PetniakDoktor Edelman zna prawdę o minionych wydarzeniach i takimi pragnie je przedstawić, waha się czasem, szczególnie gdy mówi o prostytutkach w getcie: „W getcie powinni być męczennicy i Joanny d’Arc, prawda?”
W dążeniu do prawdy Edelman czuje się osamotniony, atakowany przez innych, godzi się w końcu na istnienie legendy, tym bardziej, że to, co pamięta, należy już do przeszłości. Ta zgoda na mitologizację uwidacznia się w opisie długości tortur Jurka Wilnera. Jedni twierdzili, że wytrzymał cierpienia przez miesiąc, inni, że przez dwa tygodnie, sam Edelman mówi o tygodniu: „No dobrze – mówi – Antek chce, żeby nas było pięciuset, literat S. chce, żeby ryby farbowała matka, wy chcecie, żeby siedział miesiąc. Więc niech będzie miesiąc, przecież to już nie ma żadnego znaczenia.”
Tak tworzą się legendy i mimo, że fakty są istotne, ludzie zawsze chętniej będą wierzyć w mit niż w prawdę. Prawda wydaje się nazbyt zwyczajna, banalna i pospolita, a legendy i mity wyobrażają przecież nasze marzenia, tęsknoty...
Edelman o czasach zagłady wypowiada się bez zakłopotania, zna prawa, które wtedy panowały i prawdziwe motywy ludzkiego postępowania. Opisując przypadek strzelania powstańców do niemieckich wysłanników, proponujących zawieszenie broni, doktor nie czuje wyrzutów sumienia, że naruszył wojenne zasady fair play. Hanna Krall zapisuje: „Mówi, że nie odczuwał zakłopotania, ponieważ ci Niemcy to byli dokładnie ci sami, co wywieźli już do Treblinki czterysta tysięcy ludzi, tyle tylko, że przyczepili sobie białe kokardy...”
Odrębność zasad, których nie sposób zrozumieć, ujawnia się w obojętności ofiar biernie oczekujących na śmierć na ostatnim piętrze szkolnego budynku, gdzie zgwałcono żydowską dziewczynę i nikt z obecnych nie zareagował, ani jej nie pomógł: „Nic nie rozumiesz” – mówi poirytowany rozmówca do autorki zastanawiającej się nad tą sytuacją, po czym wyjaśnia: „Nikt nie wstał. Nikt już nie był zdolny do wstania z podłogi. Ci ludzie byli zdolni tylko do czekania na wagony.”
Powstanie, odgórnie skazane na przegraną (braki w broni, amunicji, niewyszkoleni bojowcy w niewielkiej liczbie) miało być raczej formą sprzeciwu wobec hitlerowskiej próby wyniszczenia całego narodu, sygnałem dla świata, próbą nagłośnienia cierpień i śmierci tysięcy niewinnych ofiar: „My wiedzieliśmy, że trzeba umierać publicznie, na oczach świata”.
Według Edelmana jako świadka i uczestnika opisanych zdarzeń, zbędna jest „heroiczna otoczka”, symbolika i wszelka interpretacja tego, co już minęło i jest tylko zapisem w pamięci jego i tych niewielu ocalałych: „jakie to ma teraz znaczenie?”
strona: 1 2
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies