Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Zdążyć przed Panem Bogiem
Powyższą myśl Marek Edelman kończy następująco: „Otóż być z kimś to była w getcie jedyna możliwość życia. Człowiek zamykał się z drugim człowiekiem – w łóżku, w piwnicy, gdziekolwiek, i do następnej akcji już nie był sam.” Do takich związków popychała ludzi obawa przed śmiercią, samotnością, strachem. W ostatnich chwilach życia pragnęli być z kimś, mieć poczucie bycia komuś potrzebnym, zwłaszcza, że wielu z nich utraciło swych bliskich. Członkowie rodzin poginęli w walkach, transportach, obozach. Los niektórych był nieznany. Nikt nie wierzył w to, że przeżyje:
„Ludzie garnęli się wtedy do siebie jak nigdy przedtem, jak nigdy w normalnym życiu. Podczas ostatniej likwidacyjnej akcji biegli do gminy, szukając jakiegoś rabina czy kogokolwiek, kto im da ślub, i szli na Umschlagplatz jako małżeństwo.”
Rozmówca Hanny Krall ukazuje „próbki” takiego uczucia. Siostrzenica Tosi Goliborskiej wraz z narzeczonym udała się do rabina w celu zawarcia związku małżeńskiego. W drodze powrotnej zaatakowali nowożeńców Ukraińcy, a jeden z nich przystawił dziewczynie lufę do brzucha. „Mąż odsunął lufę i zasłonił jej brzuch swoją ręką.” Później, naturalną koleją rzeczy ona „(...) poszła na Umschlagplatz, a on z urwaną dłonią uciekł na aryjską stronę i zginął potem w powstaniu warszawskim.” Ale chodziło o to, „(...) żeby był ktoś, kto gotów jest zasłonić twój brzuch własną ręką, jeśli zajdzie potrzeba.”
Córka przełożonej pielęgniarek Tenenbaumowej – Deda, której matka odstąpiła „numerek na życie”, dzięki niemu zdążyła przeżyć prawdziwą miłość. Przedłużona na chwilę egzystencja ukazała dziewczynie swą największą wartość. Uczucie obnażyło w Dedzie kobiecość i uczyniło ją szczęśliwą:
„Też zginęła. Ale miała przedtem parę dobrych miesięcy: kochała się z pewnym chłopakiem, przy nim zawsze była pogodna, uśmiechnięta. Miała naprawdę parę dobrych miesięcy.”
Z późniejszych relacji Edelmana (dotyczących jego „medycznej” biografii) wynika jasno, że miłość, szczęście małżeńskie oraz macierzyństwo stanowią dla niego istotne komponenty życia. Miłość i macierzyństwo ukazują kobiecie jej powołanie i przeznaczenie. Edelman mówi o tym, wspominając swoje pacjentki – małe dziewczynki, które później dojrzały, spełniły się jako kobiety: „...czy ludzie się kochali. (...)” – o miłości w getcie...
Autor: Ewa PetniakPowyższą myśl Marek Edelman kończy następująco: „Otóż być z kimś to była w getcie jedyna możliwość życia. Człowiek zamykał się z drugim człowiekiem – w łóżku, w piwnicy, gdziekolwiek, i do następnej akcji już nie był sam.” Do takich związków popychała ludzi obawa przed śmiercią, samotnością, strachem. W ostatnich chwilach życia pragnęli być z kimś, mieć poczucie bycia komuś potrzebnym, zwłaszcza, że wielu z nich utraciło swych bliskich. Członkowie rodzin poginęli w walkach, transportach, obozach. Los niektórych był nieznany. Nikt nie wierzył w to, że przeżyje:
„Ludzie garnęli się wtedy do siebie jak nigdy przedtem, jak nigdy w normalnym życiu. Podczas ostatniej likwidacyjnej akcji biegli do gminy, szukając jakiegoś rabina czy kogokolwiek, kto im da ślub, i szli na Umschlagplatz jako małżeństwo.”
Rozmówca Hanny Krall ukazuje „próbki” takiego uczucia. Siostrzenica Tosi Goliborskiej wraz z narzeczonym udała się do rabina w celu zawarcia związku małżeńskiego. W drodze powrotnej zaatakowali nowożeńców Ukraińcy, a jeden z nich przystawił dziewczynie lufę do brzucha. „Mąż odsunął lufę i zasłonił jej brzuch swoją ręką.” Później, naturalną koleją rzeczy ona „(...) poszła na Umschlagplatz, a on z urwaną dłonią uciekł na aryjską stronę i zginął potem w powstaniu warszawskim.” Ale chodziło o to, „(...) żeby był ktoś, kto gotów jest zasłonić twój brzuch własną ręką, jeśli zajdzie potrzeba.”
Córka przełożonej pielęgniarek Tenenbaumowej – Deda, której matka odstąpiła „numerek na życie”, dzięki niemu zdążyła przeżyć prawdziwą miłość. Przedłużona na chwilę egzystencja ukazała dziewczynie swą największą wartość. Uczucie obnażyło w Dedzie kobiecość i uczyniło ją szczęśliwą:
„Też zginęła. Ale miała przedtem parę dobrych miesięcy: kochała się z pewnym chłopakiem, przy nim zawsze była pogodna, uśmiechnięta. Miała naprawdę parę dobrych miesięcy.”
„Te dziewczynki, przywożone z różową pianą na ustach (te, które zdążyły jeszcze dorosnąć i kochać się, i urodzić dzieci, więc o tyle więcej zdążyły niż córka Tenenbaumowej)...”
„Potem mieliśmy Teresę z wadą serca, obrzękłą jak beczułka, umierającą.(...) Urodziła później dziecko, po porodzie znów trzeba ją było wyciągać z obrzęku płuc, ale jak tylko mogła oddychać, powiedziała, że musi już iść, dziecka pilnować. Czasami do nas przychodzi i mówi, że ma wszystko, co chciała mieć, dom, dziecko, męża (...)”
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies