Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Dzieje Tristana i Izoldy
W wyznaczonym dniu młodzieniec, ubrany w pancerz i hełm ze stali, wsiadł sam do łodzi i popłynął ku Wyspie Świętego Samsona. Dobiwszy do brzegu, nogą wypchnął łódź na morze tłumacząc zdziwionemu rycerzowi, iż tylko jeden z nich powróci żyjący i jedna barka wystarczy, po czym obaj „zapuścili się w głąb wyspy”. Bitwa była bardzo zacięta: „po trzykroć zdawało się, że wiatr morski przynosi na wybrzeże wściekłe okrzyki”. Towarzysze Morhołta byli przekonani o zwycięstwie niepokonanego druha.
Gdy w końcu, około dziewiątej godziny, ujrzano odbijającą od brzegu wyspy barkę Irlandczyka, zebrani na lądzie Kornwalijczycy rozpaczali nad swym przyszłym losem. Po chwili jednak okazało się, że u steru dumnie stoi młody Tristan: „natychmiast dwadzieścia łodzi pomknęło na spotkanie; młodzieńcy rzucili się wpław”. Gdy Tristan wyskoczył na brzeg, upewnił druhów Morhołta, iż walczył on dzielnie oraz oddał im jako „haracz” swój wyszczerbiony miecz, informując, iż kawałek brzeszczotu tkwi w czaszce Irlandczyka. Idąc w stronę zamku, słyszał podziękowania i wiwaty mieszkańców wyzwolonego kraju. Po przybyciu do Tyntagielu, zemdlony osunął się w ręce wuja. Z jego licznych ran spływała krew.
Towarzysze Morhołta wrócili do irlandzkiego portu Weisefort wielce zawstydzeni. Ich druh nie powitał jak niegdyś zadowolonego i dumnego tłumu, nie miał już ujrzeć swej rodziny, pięknej siostrzenicy Izoldy Jasnowłosej, która wraz z matką (siostrą Morhołta) czule opatrywały jego rany: „znały bowiem maści i kordiały wskrzeszające rannych, ba, podobnych już umierającym”. Teraz było inaczej… Izolda wydobyła z głowy martwego wuja kawałek nieprzyjacielskiego miecza i zamknęła w szkatule z kości słoniowej, przechowując ułamek jak relikwię. Od tego dnia dziewczyna znienawidziła Lończyka Tristana.
Natomiast bohater leżał na wpół umarły. Okazało się, że Morhołt zatopił w jego ciele zatrute ostrze. Lekarze nie mogli nic poradzić, powierzyli młodzieńca opiece Boga. Z ran Tristana wydzielał się olbrzymi fetor. Choć zapachu nie mogli znieść najwierniejsi przyjaciele, przy łóżku chorego czuwali król Marek, Gorwenal i Dynas z Lidanu (baron lubiący młodzieńca): „miłość ich przemogła wstręt”. Na prośbę rycerza, przeniesiono go do szałasu zbudowanego na stromym wybrzeżu. W takim otoczeniu, rozmyślając o swym życiu i: „leżąc naprzeciw fal, czekał śmierci”. Poprosił o przeniesienie się na barkę, pozbawioną wioseł i żagla, by puścić się jeszcze raz na szerokie morze (kazał położyć obok siebie lutnię). Król Marek, nie widząc innej możliwości uśnieżenia bólu siostrzeńca, spełnił jego ostatnią wolę, Gorwenal zaś drżącymi ramionami wypchnął łódkę na pełne morze.
Tristan dryfował siedem dni. Czasami, by pocieszyć swoje serce, brzdąkał w lutnię. „Wreszcie morze bez jego wiedzy zbliżyło go do brzegu” i rybacy, zdziwieni widokiem błądzącej barki i odgłosem słodkiej melodii z niej słyszanej, zanieśli bezwładnego bohatera swej współczującej pani, która jako jedyna mogła go ocalić. „Dzieje Tristana i Izoldy” - streszczenie
Autor: Karolina MarlgaW wyznaczonym dniu młodzieniec, ubrany w pancerz i hełm ze stali, wsiadł sam do łodzi i popłynął ku Wyspie Świętego Samsona. Dobiwszy do brzegu, nogą wypchnął łódź na morze tłumacząc zdziwionemu rycerzowi, iż tylko jeden z nich powróci żyjący i jedna barka wystarczy, po czym obaj „zapuścili się w głąb wyspy”. Bitwa była bardzo zacięta: „po trzykroć zdawało się, że wiatr morski przynosi na wybrzeże wściekłe okrzyki”. Towarzysze Morhołta byli przekonani o zwycięstwie niepokonanego druha.
Gdy w końcu, około dziewiątej godziny, ujrzano odbijającą od brzegu wyspy barkę Irlandczyka, zebrani na lądzie Kornwalijczycy rozpaczali nad swym przyszłym losem. Po chwili jednak okazało się, że u steru dumnie stoi młody Tristan: „natychmiast dwadzieścia łodzi pomknęło na spotkanie; młodzieńcy rzucili się wpław”. Gdy Tristan wyskoczył na brzeg, upewnił druhów Morhołta, iż walczył on dzielnie oraz oddał im jako „haracz” swój wyszczerbiony miecz, informując, iż kawałek brzeszczotu tkwi w czaszce Irlandczyka. Idąc w stronę zamku, słyszał podziękowania i wiwaty mieszkańców wyzwolonego kraju. Po przybyciu do Tyntagielu, zemdlony osunął się w ręce wuja. Z jego licznych ran spływała krew.
Towarzysze Morhołta wrócili do irlandzkiego portu Weisefort wielce zawstydzeni. Ich druh nie powitał jak niegdyś zadowolonego i dumnego tłumu, nie miał już ujrzeć swej rodziny, pięknej siostrzenicy Izoldy Jasnowłosej, która wraz z matką (siostrą Morhołta) czule opatrywały jego rany: „znały bowiem maści i kordiały wskrzeszające rannych, ba, podobnych już umierającym”. Teraz było inaczej… Izolda wydobyła z głowy martwego wuja kawałek nieprzyjacielskiego miecza i zamknęła w szkatule z kości słoniowej, przechowując ułamek jak relikwię. Od tego dnia dziewczyna znienawidziła Lończyka Tristana.
Natomiast bohater leżał na wpół umarły. Okazało się, że Morhołt zatopił w jego ciele zatrute ostrze. Lekarze nie mogli nic poradzić, powierzyli młodzieńca opiece Boga. Z ran Tristana wydzielał się olbrzymi fetor. Choć zapachu nie mogli znieść najwierniejsi przyjaciele, przy łóżku chorego czuwali król Marek, Gorwenal i Dynas z Lidanu (baron lubiący młodzieńca): „miłość ich przemogła wstręt”. Na prośbę rycerza, przeniesiono go do szałasu zbudowanego na stromym wybrzeżu. W takim otoczeniu, rozmyślając o swym życiu i: „leżąc naprzeciw fal, czekał śmierci”. Poprosił o przeniesienie się na barkę, pozbawioną wioseł i żagla, by puścić się jeszcze raz na szerokie morze (kazał położyć obok siebie lutnię). Król Marek, nie widząc innej możliwości uśnieżenia bólu siostrzeńca, spełnił jego ostatnią wolę, Gorwenal zaś drżącymi ramionami wypchnął łódkę na pełne morze.
Okazało się, że młodzieniec dobił do portu Weisefort, a ową panią był Izolda, siostra zabitego w walce Morhołta, która „jedna, świadoma cudownych kordiałów, mogła ocalić Tristana; ale ona jedna wśród niewiast na ziemi pragnęła jego śmierci”. Gdy bohater, pod jej czułym i niczego nieświadomym okiem, wracał do zdrowia, zdał sobie sprawę z wielkiego niebezpieczeństwa. Podał się więc za lutnistę przeprawiającego się za morze na kupieckim statku i żeglującego do Hiszpanii, by tam nauczyć się sztuki czytania w gwiazdach. Skłamał, iż jego statek napadli piraci, i, ratując życie, zdołał umknąć na barce.
Nikt z towarzyszy Morhołta nie poznał „pięknego rycerza z Wyspy Świętego Samsona”, ponieważ jego rysy zniekształciła trucizna. Ale gdy po czterdziestu dniach przebywania pod opieką dziewczyny został niemal uleczony, zrozumiał, iż lada dzień zostanie rozpoznany: „wymknął się i przebywszy liczne niebezpieczeństwa stanął przed królem Markiem”.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32
Szybki test:
Łapaj był:a) ogarem
b) seterem
c) wyżłem
d) chartem
Rozwiązanie
Zaczarowany piesek to:
a) Kuluś
b) Duduś
c) Cipuś
d) Miluś
Rozwiązanie
Łuk Tristana nosił nazwę:
a) Niezawodny
b) Trafny
c) Celny
d) Niechybny
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:

kontakt | polityka cookies