Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Cudzoziemka
Usiadła w fotelu, a Marta nie miała odwagi westchnąć. Milczały długo, wreszcie Róża odezwała się. Powtórzyła, że to właśnie Gerhardtowi zawdzięcza to, że odpuściła swoim winowajcom i teraz błaga, by jej przebaczyli. On jeden nie zląkł się jej, nie słuchał jej słów, lecz serca i jako jedyny zobaczył w jej sercu dzieciństwo. Zrozumiał jej męczarnię.
Marta nie mogła dłużej znieść ogarniającego ją niepokoju. Przypadła do kolan matki i zaczęła płakać. Błagała ją, by przestała mówić, obawiając się, że może zaszkodzić swojemu zdrowiu. Róża pogłaskała córkę po głowie. Była spokojna i uśmiechnęła się. Odparła, że wszyscy boją się o nią, lecz tak naprawdę obawiają się, żeby nie zrobiła im nic złego. Zawsze jest dla nich niebezpieczna, niezależnie od tego, czy jest zdrowa, czy chora, zawsze straszna. Lecz ona właśnie tego potrzebowała – albo śmierci, albo obudzenia z dzieciństwa, w którym zastygła, porzucona przez Michała.
Zdumiona wyszeptała, że obudzono ją zbyt późno. Zaczęła zastanawiać się, czy zdąży jeszcze trochę zaistnieć, być człowiekiem. Nagle ożywiła się i kazała córce włączyć światło. Chciała jej pokazać bransoletkę z topazów. Marta z lękiem popatrzyła na twarz matki, która w tej chwili nie była znajoma. Twarz kobiety była niezmieniona, rozjaśniona jakimś blaskiem.
Róża podeszła do szafy i zastanowiła się, ile tak naprawdę przeżyła – dwa tygodnie w Królewcu i miesiąc od powrotu. Chwyciła córkę za ręce i zapytała, czy wierzy w cuda. Marta wyszeptała, że wierzy.
Nagle Róża zamieniła się w posąg triumfu. Wyprostowała się i zawołała, że ona również wierzy, bo właśnie nad nią i dla niej cud został uczyniony. Spojrzała w lustro i spytała córkę, czy widzi jej pomarszczone czoło i plamy na twarzy – „maszkarę sześćdziesięcioletniej karykatury kobiety”.
Marta zasłoniła się i odparła, że matka jest zawsze piękna. Jej słowa rozgniewały Różę. Zarzuciła córce kłamstwo, mówiąc, że pozostał z niej tylko uschnięty badyl, lecz ona się już tym nie martwi. Drżącymi palcami dotknęła czoła. Była przekonana, że Gerhardt naprawdę widział ją piękną, a jego głos nie oszukiwał jej. Położyła dłoń na piersi, w miejscu, gdzie spoczywała głowa lekarza, jakby nadal czuła jego dotyk. Nagle zdenerwowała się i popatrzyła ostro na córkę, sądząc, że śmieje się z niej i myśli, że zwariowała. Powiedziała, że początkowo nie uwierzyła w jego słowa, wiedząc, że on ma czterdzieści lat, a ona jest od niego o dwadzieścia lat starsza. Postanowiła go sprawdzić i w tydzień później znów poszła na wizytę. Dobrotliwie zapytał ją, jak się czuje, jakby zwracał się do dziecka. Zbadał ją, wysłuchał skarg na niemieckie apteki. A potem zapytał o nastrój i radził, by zapomniała o wszystkim, co było złe, by myślała o ludziach, którzy ją kochają. Wtedy przeraziła się, a on wyczuł jej gniew i zaczął uspokajać, mówiąc, że złość nie przystoi pięknym twarzom. Zapisał nowe leki i radził, by się uśmiechała, bo dla niej uśmiech to życie.
Objęła córkę, prosząc, aby zapomniała o jej ponurych naukach. Ona już zrozumiała, że nie bogactwo, ani podróże, sztuka i ambicja, lecz uśmiech, płynący z sytego serca, jest niezbędny do życia. Streszczenie szczegółowe „Cudzoziemki”
Autor: Dorota BlednickaUsiadła w fotelu, a Marta nie miała odwagi westchnąć. Milczały długo, wreszcie Róża odezwała się. Powtórzyła, że to właśnie Gerhardtowi zawdzięcza to, że odpuściła swoim winowajcom i teraz błaga, by jej przebaczyli. On jeden nie zląkł się jej, nie słuchał jej słów, lecz serca i jako jedyny zobaczył w jej sercu dzieciństwo. Zrozumiał jej męczarnię.
Marta nie mogła dłużej znieść ogarniającego ją niepokoju. Przypadła do kolan matki i zaczęła płakać. Błagała ją, by przestała mówić, obawiając się, że może zaszkodzić swojemu zdrowiu. Róża pogłaskała córkę po głowie. Była spokojna i uśmiechnęła się. Odparła, że wszyscy boją się o nią, lecz tak naprawdę obawiają się, żeby nie zrobiła im nic złego. Zawsze jest dla nich niebezpieczna, niezależnie od tego, czy jest zdrowa, czy chora, zawsze straszna. Lecz ona właśnie tego potrzebowała – albo śmierci, albo obudzenia z dzieciństwa, w którym zastygła, porzucona przez Michała.
Zdumiona wyszeptała, że obudzono ją zbyt późno. Zaczęła zastanawiać się, czy zdąży jeszcze trochę zaistnieć, być człowiekiem. Nagle ożywiła się i kazała córce włączyć światło. Chciała jej pokazać bransoletkę z topazów. Marta z lękiem popatrzyła na twarz matki, która w tej chwili nie była znajoma. Twarz kobiety była niezmieniona, rozjaśniona jakimś blaskiem.
Róża podeszła do szafy i zastanowiła się, ile tak naprawdę przeżyła – dwa tygodnie w Królewcu i miesiąc od powrotu. Chwyciła córkę za ręce i zapytała, czy wierzy w cuda. Marta wyszeptała, że wierzy.
Nagle Róża zamieniła się w posąg triumfu. Wyprostowała się i zawołała, że ona również wierzy, bo właśnie nad nią i dla niej cud został uczyniony. Spojrzała w lustro i spytała córkę, czy widzi jej pomarszczone czoło i plamy na twarzy – „maszkarę sześćdziesięcioletniej karykatury kobiety”.
Marta zasłoniła się i odparła, że matka jest zawsze piękna. Jej słowa rozgniewały Różę. Zarzuciła córce kłamstwo, mówiąc, że pozostał z niej tylko uschnięty badyl, lecz ona się już tym nie martwi. Drżącymi palcami dotknęła czoła. Była przekonana, że Gerhardt naprawdę widział ją piękną, a jego głos nie oszukiwał jej. Położyła dłoń na piersi, w miejscu, gdzie spoczywała głowa lekarza, jakby nadal czuła jego dotyk. Nagle zdenerwowała się i popatrzyła ostro na córkę, sądząc, że śmieje się z niej i myśli, że zwariowała. Powiedziała, że początkowo nie uwierzyła w jego słowa, wiedząc, że on ma czterdzieści lat, a ona jest od niego o dwadzieścia lat starsza. Postanowiła go sprawdzić i w tydzień później znów poszła na wizytę. Dobrotliwie zapytał ją, jak się czuje, jakby zwracał się do dziecka. Zbadał ją, wysłuchał skarg na niemieckie apteki. A potem zapytał o nastrój i radził, by zapomniała o wszystkim, co było złe, by myślała o ludziach, którzy ją kochają. Wtedy przeraziła się, a on wyczuł jej gniew i zaczął uspokajać, mówiąc, że złość nie przystoi pięknym twarzom. Zapisał nowe leki i radził, by się uśmiechała, bo dla niej uśmiech to życie.
Marta odsunęła się od niej. Miała wrażenie, że oddech matki pali. Jej oczy, rozświetlone natchnieniem, przerażały. Wyznała, że nie rozumie tego wszystkiego. Matka do tej pory nie ufała Bogu, nie pozwalała jej się modlić. Róża po chwili namysłu odparła, że cuda powstają w ludzkim sercu tak jak muzyka. Marta przerwała jej poirytowana, zarzucając, że jednak nie zapomniała o muzyce, a jej każe wyrzec się tego. Kobieta załamała ręce. Przypomniała, że dla nie tragedią zawsze był koncert Brahmsa, którego nie potrafiła zagrać. Dopiero teraz zrozumiała, że gdyby nie nosiła w sercu pustki, to znalazłaby siłę, by zdobyć odpowiednią technikę grania. Córka potrafiła pięknie śpiewać, lecz w jej śpiewie czegoś brakowało. Marta wstała wzburzona. Odparła, że już za późno na podobne odkrycia, ponieważ nie mogłaby odejść od męża, który ją kocha.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35
Szybki test:
Wizyta u lekarza Gerhardta odbyła się w:a) Królewcu
b) Moskwie
c) Kijowie
d) Lublinie
Rozwiązanie
Pierwsza narzeczona Władysia to:
a) Jadwiga
b) Helga
c) Halina
d) Helena
Rozwiązanie
Jadwiga przez wizyty Róży zaczęła chorować na:
a) schizofrenię
b) agrofobię
c) nerwicę
d) depresję
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies