Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Proces
K. czuł, że ma w sobie dość odwagi, by przeprowadzić swoje zamiary, lecz zredagowanie wniosku przekraczało jego siły. Przypomniał sobie, że pewnego przedpołudnia, przestał wypełniać swoje obowiązki, rozłożył notes i starał się naszkicować wniosek, by oddać go później do dyspozycji adwokatowi. W tym momencie otworzyły się drzwi do gabinetu dyrekcji i wszedł zastępca dyrektora, śmiejąc się głośno. K. poczuł ogromną przykrość, choć wicedyrektor nie śmiał się z jego podania, lecz z zasłyszanego dowcipu, który dla zrozumienia wymagał rysunku. Mężczyzna pochylił się nad stołem i wyjąwszy ołówek z ręki K., wykonał nim szkic na notesie przeznaczonym na wniosek.
Jeszcze przed tygodniem K. wstydził się myśli, że musiałby samodzielnie napisać podanie, teraz nie znał już wstydu. Rozumiał, że wniosek musiał być za wszelką cenę opracowany. Musiał przygotować go w biurze lub w domu, siedząc po nocach. Potem zrozumiał, że przygotowanie odwołania okazało się niewykonalne – nie znając oskarżenia i jego możliwych następstw, musiał odtworzyć w pamięci całe życie, opisać je i ze wszystkich stron rozpatrzyć wszystkie najdrobniejsze czyny i zdarzenia.
Myśl, że miał poświęcić czas na tak żmudne zajęcie, kiedy mógł walczyć o swój awans i cieszyć się z wolnych chwil wieczorami, przybierała formę skargi. Aby uwolnić się od tych myśli, K. nacisnął przycisk dzwonka elektrycznego, który prowadził do przedpokoju. Była dopiero godzina jedenasta i odczuwał straszne znużenie, choć nie uważał, że stracił czas. Podjął przecież istotne postanowienia. Woźni przynieśli listy i wizytówki dwóch panów, którzy czekali na spotkanie z K. Byli to bardzo ważni klienci banku, których należało obsłużyć natychmiast. Oskarżony wstał, aby przyjąć pierwszego klienta.
Był to fabrykant, którego dobrze znał. K., znużony, przysłuchiwał się rachunkom, przedstawionym mu przez mężczyznę i po chwili stwierdził, że nie potrafi skupić na tym uwagi. Próbował wykonywać swoje obowiązki, lecz obojętnie zaczął przeglądać wykresy, a fabrykant, podejrzewając, że bankier sądzi, iż cyfry nie zgadzają się, zakrył dokumenty i na nowo próbował przedstawić swoją sprawę. K. opadł na fotel, stwierdzając, że to trudna sprawa.
Z wysiłkiem podniósł głowę i ujrzał w drzwiach pokoju dyrektorskiego wicedyrektora. Fabrykant natychmiast zerwał się i podbiegł do zastępcy dyrektora, przywitał się z nim, a po chwili obaj zbliżyli się do biurka K. Klient zaczął się żalić, że prokurent nie jest tego dnia skłonnym do załatwienia interesów, a K. pochylił się ponownie nad papierami, mając wrażenie, że wicedyrektor i fabrykant pertraktują właśnie w sprawie jego losu. Wziął jeden z papierów z biurka i podniósł go na wyciągniętej dłoni, pokazując obu mężczyznom. Zastępca dyrektora odparł, że wie już wszystko, a K. poczuł rozgoryczenie. Wicedyrektor śmiał się głośno, a później zaproponował fabrykantowi, aby udali się do jego biura w celu dobicia interesu. Swoją propozycję usprawiedliwił troską o K., który tego dnia wydał mu się przeciążony obowiązkami. Józef K. zmusił się do uprzejmego uśmiechu, skierowanego w stronę klienta, nie próbował dołączyć się do rozmowy i patrzył, jak mężczyźni oddalają się w stronę pokoju dyrektorskiego. Fabrykant odwrócił się, zapewniając, że poinformuje go o wyniku pertraktacji, a poza tym ma jeszcze drobną wiadomość dla niego. „Proces” - streszczenie szczegółowe
Autor: Dorota BlednickaK. czuł, że ma w sobie dość odwagi, by przeprowadzić swoje zamiary, lecz zredagowanie wniosku przekraczało jego siły. Przypomniał sobie, że pewnego przedpołudnia, przestał wypełniać swoje obowiązki, rozłożył notes i starał się naszkicować wniosek, by oddać go później do dyspozycji adwokatowi. W tym momencie otworzyły się drzwi do gabinetu dyrekcji i wszedł zastępca dyrektora, śmiejąc się głośno. K. poczuł ogromną przykrość, choć wicedyrektor nie śmiał się z jego podania, lecz z zasłyszanego dowcipu, który dla zrozumienia wymagał rysunku. Mężczyzna pochylił się nad stołem i wyjąwszy ołówek z ręki K., wykonał nim szkic na notesie przeznaczonym na wniosek.
Jeszcze przed tygodniem K. wstydził się myśli, że musiałby samodzielnie napisać podanie, teraz nie znał już wstydu. Rozumiał, że wniosek musiał być za wszelką cenę opracowany. Musiał przygotować go w biurze lub w domu, siedząc po nocach. Potem zrozumiał, że przygotowanie odwołania okazało się niewykonalne – nie znając oskarżenia i jego możliwych następstw, musiał odtworzyć w pamięci całe życie, opisać je i ze wszystkich stron rozpatrzyć wszystkie najdrobniejsze czyny i zdarzenia.
Myśl, że miał poświęcić czas na tak żmudne zajęcie, kiedy mógł walczyć o swój awans i cieszyć się z wolnych chwil wieczorami, przybierała formę skargi. Aby uwolnić się od tych myśli, K. nacisnął przycisk dzwonka elektrycznego, który prowadził do przedpokoju. Była dopiero godzina jedenasta i odczuwał straszne znużenie, choć nie uważał, że stracił czas. Podjął przecież istotne postanowienia. Woźni przynieśli listy i wizytówki dwóch panów, którzy czekali na spotkanie z K. Byli to bardzo ważni klienci banku, których należało obsłużyć natychmiast. Oskarżony wstał, aby przyjąć pierwszego klienta.
Był to fabrykant, którego dobrze znał. K., znużony, przysłuchiwał się rachunkom, przedstawionym mu przez mężczyznę i po chwili stwierdził, że nie potrafi skupić na tym uwagi. Próbował wykonywać swoje obowiązki, lecz obojętnie zaczął przeglądać wykresy, a fabrykant, podejrzewając, że bankier sądzi, iż cyfry nie zgadzają się, zakrył dokumenty i na nowo próbował przedstawić swoją sprawę. K. opadł na fotel, stwierdzając, że to trudna sprawa.
W końcu K. został sam. Nie myślał o tym, aby przyjąć kolejnego klienta, usiadł na parapecie i patrzył w zamyśleniu na plac. Siedział tak bardzo długo, od czasu do czasu zerkając z lękiem na zamknięte drzwi, za którymi słyszał jakiś szelest. Potem uspokoił się i zaczął zastanawiać nad dalszymi krokami w procesie. Decyzja o samodzielnym zajęciu się obroną stała się dla niego bardzo ważna. Dopóki dochodzeniem zajmował się adwokat, K. nie interesował się zbytnio procesem, śledził go z daleka i dowiadywał się jak sprawy stoją. Teraz, kiedy miał zająć się wszystkim sam, musiał stanąć twarzą w twarz z sądem. Pragnął zostać ostatecznie uwolnionym, a żeby to osiągnąć musiał wystawić się na większe niż dotychczas niebezpieczeństwo.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42
Szybki test:
Bankier uważał, iż istotę porządku świata robi się z:a) zbrodni
b) biurokracji
c) kłamstwa
d) sądownictwa
Rozwiązanie
Wyrok na Józefie K. został wykonany w:
a) biurze
b) kamieniołomie
c) kopalni
d) fabryce
Rozwiązanie
Siepacz bił strażników:
a) pejczem
b) rózgą
c) batem
d) pasem
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies