JesteÅ› w: Ostatni dzwonek -> Proces
Zdawało mu się, że wicedyrektor czeka na każde jego najdrobniejsze potknięcie, przejmuje jego klientów i przeszukuje jego papiery. Każde zlecenie na mieście, których w ostatnich tygodniach było wiele, sprawiało, że K. miał wrażenie, iż chcą pozbyć się go z banku i skontrolować jego pracę. Odrzucenie zleceń byłoby równoznaczne z przyznaniem się do obaw i K. przyjmował je z pozorną obojętnością. Kiedy wrócił z dwudniowej podróży w interesach, dowiedział się, że następnego dnia ma towarzyszyć włoskiemu klientowi. Czuł, że jego obawy mogą być bezpodstawne, ponieważ znał dość dobrze włoski, posiadał pewne wiadomości z zakresu historii sztuki i przez jakiś czas był członkiem miejskiego towarzystwa opieki nad zabytkami. To głównie zadecydowało o tym, że to właśnie on miał zająć się Włochem.
Był deszczowy, burzliwy poranek. K. już o siódmej zjawił się w biurze, aby wypełnić choć część obowiązków, zanim będzie musiał towarzyszyć włoskiemu klientowi. Był bardzo zmęczony, gdyż przez część nocy przypominał sobie włoską gramatykę, lecz przemógł się i zasiadł za biurkiem. Natychmiast zjawił się woźny z wiadomością, że dyrektor wzywa go do sali reprezentacyjnej, ponieważ Włoch już przyjechał. K. był zadowolony, że tak wcześnie zjawił się w banku i był do dyspozycji dyrektora. Kiedy wszedł do sali, obaj panowie podnieśli się z foteli, a dyrektor natychmiast przestawił pracownika klientowi. Po chwili zasiedli do rozmowy i bankier z niezadowoleniem stwierdził, że rozumie Włocha tylko fragmentarycznie. Zauważył też, że dyrektor mówi tą samą gwarą, co klient. Starał się zrozumieć jak najwięcej słów, lecz w końcu poczuł się bezużyteczny i zmęczony. W końcu klient zerwał się, a dyrektor, dostrzegając zagubienie K., wyjaśnił, że Włoch ma do załatwienia kilka drobnych sprawunków i dlatego chce obejrzeć tylko katedrę. Poprosił, aby K. o godzinie dziesiątej był na miejscu i skierował się do wyjścia.
Wolny czas do spotkania z WÅ‚ochem K. wykorzystaÅ‚ na wypisanie ze sÅ‚ownika wyrazów potrzebnych do oprowadzenia po katedrze. PracÄ™ utrudniaÅ‚ fakt, że urzÄ™dnicy przychodzili do niego z pytaniami, a wicedyrektor kilkakrotnie przeszkadzaÅ‚ mu nagÅ‚ymi pojawieniami siÄ™ w biurze. O wpół do dziesiÄ…tej zadzwoniÅ‚a Leni z pytaniem o jego zdrowie. PodziÄ™kowaÅ‚ jej, wyjaÅ›niajÄ…c, że nie może teraz z niÄ… rozmawiać, gdyż musi iść do katedry. Kiedy staraÅ‚ siÄ™ jej wyjaÅ›nić, co bÄ™dzie tam robiÅ‚, odpowiedziaÅ‚a nagle, że K. jest szczuty. Bankier pożegnaÅ‚ siÄ™ z niÄ…, nie mogÄ…c znieść jej litoÅ›ci. OdkÅ‚adajÄ…c sÅ‚uchawkÄ™ powiedziaÅ‚, że tak wÅ‚aÅ›nie jest – oni go szczujÄ….
W ostatniej chwili przypomniaÅ‚ sobie o albumie, który miaÅ‚ wrÄ™czyć klientowi i pojechaÅ‚ do katedry samochodem. Plac katedralny byÅ‚ pusty. W katedrze również nie byÅ‚o nikogo. W bocznej nawie spotkaÅ‚ jedynie kobietÄ™, która klÄ™czaÅ‚a przed obrazem Matki Boskiej. WybiÅ‚a wÅ‚aÅ›nie dziesiÄ…ta, a WÅ‚och nie pojawiÅ‚ siÄ™. Bankier zaczÄ…Å‚ go szukać i zastanawiaÅ‚ siÄ™, czy dyrektor dobrze zrozumiaÅ‚ podanÄ… przez klienta godzinÄ™. PostanowiÅ‚ zaczekać jeszcze pół godziny i wróciÅ‚ do katedry. W oddali, na oÅ‚tarzu, dostrzegÅ‚ trójkÄ…t ze Å›wiec. Kiedy odwróciÅ‚ siÄ™, zauważyÅ‚, że za nim również pÅ‚onie Å›wieca. Ciemność utrudniaÅ‚a oglÄ…danie obrazów i K. przeszedÅ‚ do maÅ‚ej kapliczki, by przekonać siÄ™, czy bÄ™dzie to możliwe przy Å›wietle kieszonkowej latarki. „Proces” - streszczenie szczegółowe
Autor: Dorota BlednickaZdawało mu się, że wicedyrektor czeka na każde jego najdrobniejsze potknięcie, przejmuje jego klientów i przeszukuje jego papiery. Każde zlecenie na mieście, których w ostatnich tygodniach było wiele, sprawiało, że K. miał wrażenie, iż chcą pozbyć się go z banku i skontrolować jego pracę. Odrzucenie zleceń byłoby równoznaczne z przyznaniem się do obaw i K. przyjmował je z pozorną obojętnością. Kiedy wrócił z dwudniowej podróży w interesach, dowiedział się, że następnego dnia ma towarzyszyć włoskiemu klientowi. Czuł, że jego obawy mogą być bezpodstawne, ponieważ znał dość dobrze włoski, posiadał pewne wiadomości z zakresu historii sztuki i przez jakiś czas był członkiem miejskiego towarzystwa opieki nad zabytkami. To głównie zadecydowało o tym, że to właśnie on miał zająć się Włochem.
Był deszczowy, burzliwy poranek. K. już o siódmej zjawił się w biurze, aby wypełnić choć część obowiązków, zanim będzie musiał towarzyszyć włoskiemu klientowi. Był bardzo zmęczony, gdyż przez część nocy przypominał sobie włoską gramatykę, lecz przemógł się i zasiadł za biurkiem. Natychmiast zjawił się woźny z wiadomością, że dyrektor wzywa go do sali reprezentacyjnej, ponieważ Włoch już przyjechał. K. był zadowolony, że tak wcześnie zjawił się w banku i był do dyspozycji dyrektora. Kiedy wszedł do sali, obaj panowie podnieśli się z foteli, a dyrektor natychmiast przestawił pracownika klientowi. Po chwili zasiedli do rozmowy i bankier z niezadowoleniem stwierdził, że rozumie Włocha tylko fragmentarycznie. Zauważył też, że dyrektor mówi tą samą gwarą, co klient. Starał się zrozumieć jak najwięcej słów, lecz w końcu poczuł się bezużyteczny i zmęczony. W końcu klient zerwał się, a dyrektor, dostrzegając zagubienie K., wyjaśnił, że Włoch ma do załatwienia kilka drobnych sprawunków i dlatego chce obejrzeć tylko katedrę. Poprosił, aby K. o godzinie dziesiątej był na miejscu i skierował się do wyjścia.
Wolny czas do spotkania z WÅ‚ochem K. wykorzystaÅ‚ na wypisanie ze sÅ‚ownika wyrazów potrzebnych do oprowadzenia po katedrze. PracÄ™ utrudniaÅ‚ fakt, że urzÄ™dnicy przychodzili do niego z pytaniami, a wicedyrektor kilkakrotnie przeszkadzaÅ‚ mu nagÅ‚ymi pojawieniami siÄ™ w biurze. O wpół do dziesiÄ…tej zadzwoniÅ‚a Leni z pytaniem o jego zdrowie. PodziÄ™kowaÅ‚ jej, wyjaÅ›niajÄ…c, że nie może teraz z niÄ… rozmawiać, gdyż musi iść do katedry. Kiedy staraÅ‚ siÄ™ jej wyjaÅ›nić, co bÄ™dzie tam robiÅ‚, odpowiedziaÅ‚a nagle, że K. jest szczuty. Bankier pożegnaÅ‚ siÄ™ z niÄ…, nie mogÄ…c znieść jej litoÅ›ci. OdkÅ‚adajÄ…c sÅ‚uchawkÄ™ powiedziaÅ‚, że tak wÅ‚aÅ›nie jest – oni go szczujÄ….
OÅ›wietliÅ‚ obraz i ujrzaÅ‚ rycerza, wymalowanego na krawÄ™dzi wizerunku. PrzesuwajÄ…c lampkÄ™, rozpoznaÅ‚ „ZÅ‚ożenie do Grobu”, po czym wróciÅ‚ na swoje miejsce. Deszcz rozpadaÅ‚ siÄ™ na dobre, wiÄ™c K. postanowiÅ‚ zostać w katedrze, choć nie spodziewaÅ‚ siÄ™ już nadejÅ›cia WÅ‚ocha. PodszedÅ‚ do ambony i zaczÄ…Å‚ rÄ™koma dotykać kamieni, którymi byÅ‚a udekorowana. Nagle dostrzegÅ‚ sÅ‚ugÄ™ koÅ›cielnego, który przyglÄ…daÅ‚ mu siÄ™ z uwagÄ…. K. zaczÄ…Å‚ zastanawiać siÄ™, czego nieznajomy może od niego chcieć i czy wydawaÅ‚ mu siÄ™ podejrzanym. KoÅ›cielny pokazaÅ‚ mu coÅ› rÄ™kÄ…, lecz jego zachowanie byÅ‚o zupeÅ‚nie niezrozumiaÅ‚e dla bankiera. K. próbowaÅ‚ podejść do niego, sÄ…dzÄ…c, że chce napiwku, ale nieznajomy powstrzymaÅ‚ go i odszedÅ‚. Z uÅ›miechem ruszyÅ‚ za starcem, który nadal coÅ› pokazywaÅ‚. WszedÅ‚ do głównej nawy, by zabrać album, który zostawiÅ‚ na Å‚awie. Przy jednej z kolumn zauważyÅ‚ maÅ‚Ä… bocznÄ… ambonÄ™, wykutÄ… w biaÅ‚awym kamieniu. Nad niÄ… wisiaÅ‚a lampka, którÄ… najczęściej mocowano przed kazaniem. ZaczÄ…Å‚ zastanawiać siÄ™, czy ma siÄ™ teraz odbyć kazanie - w koÅ›ciele nie byÅ‚o żadnych ludzi. W dole przy ambonie ze zdumieniem dostrzegÅ‚ duchownego, który na niego patrzyÅ‚. K. przeżegnaÅ‚ siÄ™ i przyklÄ™knÄ…Å‚. Wówczas ksiÄ…dz wbiegÅ‚ na ambonÄ™.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42
Szybki test:
W dniu aresztowania po wyjściu Józefa K. z domu:a) czekali na niego koledzy z banku
b) czekała na niego pani Grubach
c) czekaÅ‚a na niego panna Bürstner
d) czekał na niego vrudy mężczyzna
RozwiÄ…zanie
Kochanką Józefa K. była Elza, która pracowała jako:
a) pokojówka
b) pielęgniarka
c) sprzedawczyni
d) kelnerka
RozwiÄ…zanie
Sala sądowa mieściła się przy ulicy:
a) Szewskiej
b) Praskiej
c) Juliusza
d) Stefańskiej
RozwiÄ…zanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies