Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Zbrodnia i kara
Nie było wątpliwości – Katarzyna Iwanowna umierała. Sonia poprosiła, by przenieść ranną do jej mieszkania nieopodal. Tak też uczyniono. Wezwano też lekarza, ale wszystko wskazywało na to, że to ostatnie stadium suchot: „krew tak chluśnie i zadusi człowieka”. Po wejściu dzieci krwotok na chwilę ustał, ale Katarzyna zaczęła majaczyć. Przed śmiercią poprosiła Sonię o opiekę nad rodzeństwem. W pokoju znalazł się również Swidrygajłow, mieszkający obok.
Zakomunikował Rodionowi, że zajmie się pogrzebem, a dzieci umieści w „jakiś przyzwoitych sierocińcach i dla każdego z nich złożę w banku aż do ich pełnoletności po tysiąc pięćset rubli”. Zamierzał pomóc także Soni: „ją także wydobędę z bagna, bo to poczciwa dziewczyna, co?”. Na koniec tych chwalebnych planów kazał Raskolnikowowi poinformować Dunię, że na to wszystko przeznaczy obiecane jej dziesięć tysięcy. Zdziwiony Rodion zapytał, skąd w nim tyle dobroczynności, na co Swidrygajłow zaczął cytować fragmenty jego wczorajszych, nocnych zwierzeń. „Uspokoił” rozdygotanego i zdemaskowanego młodzieńca zapewnieniem: „Zobaczy pan, ze mną żyć można”.
CZĘŚĆ SZÓSTA
I
„Dziwne czasy rozpoczęły się dla Raskolnikowa: jakby osnuła go mgła zamykając w odosobnieniu ciężkim i bez wyjścia”. Gdy wspominał później ten okres, wiedział, że mylił się w bardzo zasadniczych kwestiach, na przykład co do dat i terminów niektórych wydarzeń. Mieszał rzeczywistość z wyobraźnią. Często odwiedzał Sonię. Swidrygajłow, który go przerażał i na punkcie którego miał obsesję, dotrzymał obietnicy i zajął się przygotowaniami o pogrzebu, dla dzieci znalazł miejsca w zakładach dla sierot.
W dzień pogrzebu Rodion przyszedł do przyjaciółki i natknął się na popa odprawiającego egzekwie i panichide nad trumną Katarzyny. Po nabożeństwie błądził po ulicach, cały czas nękany myślami o Porfirym i Swidrygajłowie. Nagle przebudził się zziębnięty i skostniały w krzakach i uświadomił sobie, że nie był na pogrzebie wdowy Marmieładow. Nad ranem ostatkiem sił doszedł do domu.
Po przyniesieniu jedzenia przez troskliwą Anastazję odwiedził go dawno niewidziany Razumichin. Przychodził wiele razy, raz nawet z jego matką i siostrą, ale Rodiona nigdy nie było. Poinformował go, że Pulcheria, z obawy o pierworodnego, od wczoraj leży chora. Kobieta wmówiła sobie, że niewdzięczny Raskolnikow przesiaduje u „swojej” Soni, zapominając o matce. „Zbrodnia i kara” - streszczenie szczegółowe
Autor: Karolina MarlgaNie było wątpliwości – Katarzyna Iwanowna umierała. Sonia poprosiła, by przenieść ranną do jej mieszkania nieopodal. Tak też uczyniono. Wezwano też lekarza, ale wszystko wskazywało na to, że to ostatnie stadium suchot: „krew tak chluśnie i zadusi człowieka”. Po wejściu dzieci krwotok na chwilę ustał, ale Katarzyna zaczęła majaczyć. Przed śmiercią poprosiła Sonię o opiekę nad rodzeństwem. W pokoju znalazł się również Swidrygajłow, mieszkający obok.
Zakomunikował Rodionowi, że zajmie się pogrzebem, a dzieci umieści w „jakiś przyzwoitych sierocińcach i dla każdego z nich złożę w banku aż do ich pełnoletności po tysiąc pięćset rubli”. Zamierzał pomóc także Soni: „ją także wydobędę z bagna, bo to poczciwa dziewczyna, co?”. Na koniec tych chwalebnych planów kazał Raskolnikowowi poinformować Dunię, że na to wszystko przeznaczy obiecane jej dziesięć tysięcy. Zdziwiony Rodion zapytał, skąd w nim tyle dobroczynności, na co Swidrygajłow zaczął cytować fragmenty jego wczorajszych, nocnych zwierzeń. „Uspokoił” rozdygotanego i zdemaskowanego młodzieńca zapewnieniem: „Zobaczy pan, ze mną żyć można”.
CZĘŚĆ SZÓSTA
I
„Dziwne czasy rozpoczęły się dla Raskolnikowa: jakby osnuła go mgła zamykając w odosobnieniu ciężkim i bez wyjścia”. Gdy wspominał później ten okres, wiedział, że mylił się w bardzo zasadniczych kwestiach, na przykład co do dat i terminów niektórych wydarzeń. Mieszał rzeczywistość z wyobraźnią. Często odwiedzał Sonię. Swidrygajłow, który go przerażał i na punkcie którego miał obsesję, dotrzymał obietnicy i zajął się przygotowaniami o pogrzebu, dla dzieci znalazł miejsca w zakładach dla sierot.
W dzień pogrzebu Rodion przyszedł do przyjaciółki i natknął się na popa odprawiającego egzekwie i panichide nad trumną Katarzyny. Po nabożeństwie błądził po ulicach, cały czas nękany myślami o Porfirym i Swidrygajłowie. Nagle przebudził się zziębnięty i skostniały w krzakach i uświadomił sobie, że nie był na pogrzebie wdowy Marmieładow. Nad ranem ostatkiem sił doszedł do domu.
Rodia opowiedział o wizycie Duni i o rozmowie na temat Dymitra, czym go niewymownie ucieszył. Po chwili jednak spochmurniał na wspomnienie wczorajszego listu, który dostała Dunia. Nie powiedziała mu, od kogo ani o czym był. Jedyne, co z niej wydobył to przypuszczenie, że być może wkrótce będzie się musiała z nim rozstać: „(…) potem zaczęła mi za coś gorąco dziękować; potem poszła do siebie i zamknęła się (…)”. Dalej rozmowa zeszła na temat odnalezienia zabójcy Alony i Lizawiety. Razumichin dowiedział się od Porfirego, że winny to malarz – robotnik.
Po wyjściu towarzysza, Raskolnikow rozmyślał, kto mógł przysłać Dunieczce tajemniczy list. Chciał wyjść na dwór, ale w drzwiach natknął się na Porfirego Pietrowicza. Nie zdziwił się jego widokiem: „Może to już rozwiązanie.”- pomyślał.
II
Śledczy zapalił papierosa i zapytał, dlaczego Raskolnikow nie zamyka drzwi na klucz. Był już kilka razy i pod nieobecność lokatora spostrzegł, że drzwi zawsze były otwarte. Potem z dziwnym uśmieszkiem począł wspominać ich rozmowę o morderstwie: „Zdecydowałem, że teraz powinniśmy działać otwarcie, to będzie lepiej”. Na głos analizował swoje domysły i psychologiczne sylwetki znanych zabójców.
Wykluczył Mikołkę, gdyż to „dobry człowiek (…) dusza niewinna i chłonna (…)”. Przyjechał ze wsi chcąc zostać pustelnikiem: „(…) był gorliwy, trawił noce na modłach (…)”, ale wielki Petersburg zawrócił mu w głowie. Na podstawie dowodów został posądzony i zatrzymany. W więzieniu przypomniała mu się Biblia, którą wcześniej czytał. Kierując się tym tekstem, postanowił „przyjąć cierpienie” i dźwigać swój krzyż. Rodia zapytał zdławionym głosem, kto jest mordercą. Usłyszał: „Jak to: kto zabił? – powtórzył, własnym uszom nie wierząc. Ależ p a n zabił, Rodionie Romanyczu! Pan zabił… - dodał całkiem szeptem, tonem całkowitego przeświadczenia”.
Śledczy wymieniał fakty i zdarzenia, które go do tego przekonały, ale jednocześnie podsumował, iż nie ma jednoznacznych dowodów („tylko psychologiczne przypuszczenia”). Radził, by winowajca dobrowolnie zgłosił się na komisariat. Na to Rodia powiedział, że jak sam Porfiry wielokrotnie podkreślał, wszystko to przypuszczenia. W tym momencie gość mu przerwał, aby poinformować, że posiada „mały szczególik”, którego jednak nie zamierza jeszcze ujawniać.
Na koniec rozmowy, na pytanie Raskolnikowa o termin aresztowania, śledczy powiedział, że daje winnemu jeszcze około dwóch dni wolności: „Zastanów się, mój złoty, pomódl”, po czym pożegnał się i wyszedł. Tuż za nim pokój opuścił zdemaskowany lokator.
III
Spieszył się na spotkanie ze Swidrygajłowem. Jak zwykle w głowie kłębiły mu się złe myśli. Górowało wśród nich podświadome przeczucie, że tamten knuje coś przeciw Duni. Poznał przecież jego tajemnicę, wielokrotnie w przeszłości dawał przykład zła swej duszy. Tak się zamyślił, że nie wiadomo kiedy, znalazł się pod traktiernią. W oknie ujrzał znaną twarz. Swidrygajłow zapraszał go do środka.
Rodion wszedł i zdziwił się. Oto znalazł się w tym miejscu przez przypadek, choć zmierzał w innym kierunku. Pamiętał, że mięli się rozmówić gdzie indziej, jednak tamten zapewniał go, że umówili się właśnie w traktierni. Gdy zostali sami (Swidrygajłow odprawił kataryniarza i śpiewającą dziewczynę), wdowiec przypomniał, że bawi w stolicy dopiero od tygodnia. Na pytanie o cel spotkania, na które nalegał, nie odpowiedział. Rodia zaznaczył, że jeśli będzie się mścił na jego siostrze lub w choćby najmniejszym stopniu ją skrzywdzi, on go znajdzie i zabije. O swój los nie dbał, było mu obojętne, czy tamten doniesie na policję o tym, co podsłuchał, czy zachowa to dla siebie.
Gdy były student chciał się oddalić, Swidrygajłow zaczął opowiadać mu swój życiorys, począwszy od wspomnień małżeństwa z Marfą, a skończywszy na celu przyjazdu do Petersburga – chciał się oddać rozpuście. To wyznanie sprawiło, że Rodia definitywnie chciał wyjść. Został jeszcze, gdyż rozmówca chciał mu opowiedzieć pewną historię o tym, jak „ratowała” go pewna kobieta (Dunia).
IV
Zaczął od wspomnień o „kobiecie uczciwej, całkiem niegłupiej (chociaż zupełnie niewykształconej)”. Była nią jego żona. Zakochana i zazdrosna, a dodatku znacznie starsza, Marfa Pietrowna zawarła z mężem ugodę: „miałem w duszy tyle świństwa i swego rodzaju uczciwości, by oświadczyć jej wręcz, że całkowicie wiernym jej… być nie mogę”.
Po wielu awanturach doszli do konsensusu: Swidrygajłow miał jej nigdy nie porzucić, nie wyjeżdżać bez jej zgody, nie mieć stałej kochanki, za co żona pozwalała mu: „czasami smalić cholewki do dziewuch czeladnych” za swą wiedzą. Nie mógł się zakochać w kobiecie z „ich” sfery, a gdyby „nawiedziła [go] jakaś namiętność wielka i poważna”- miał jej o tym powiedzieć. Tak upływało im pożycie małżeńskie, na pozór zgodne i szczęśliwe. W pewnym momencie monologu dobrnął do chwili, gdy w domu zatrudniono nową guwernantkę: „Ale pańskiej siostry mimo wszystko nie zniosła”. Na początku panie połączyła przyjacielska zażyłość, Marfa miała komu się żalić na niewiernego męża.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Szybki test:
Rodion jest nieprzytomny przez:a) 5 dni
b) 4 dni
c) 3 dni
d) 2 dni
Rozwiązanie
Marmieładow zanim się rozpił pracował jako:
a) sędzia
b) adwokat
c) referent sądowy
d) radca tytularny
Rozwiązanie
Swidrygajłow zaproponował Raskolnikowi pieniądze na ucieczkę do:
a) Ameryki
b) Europy Zachodniej
c) Australii
d) Paryża
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies