Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Zbrodnia i kara
Gdy Piotr Pietrowicz opowiadał, jaki przebieg miała wizyta Soni w ich mieszkaniu, za pasierbicą murem stanęła Katarzyna Iwanowna: „O łajdaki, łajdaki!”. Nie wierzyła w przypisywane jej złodziejstwo. Ludzie słuchali wszystkiego i komentowali, a biedna Sonia była zdruzgotana. Za namową macochy wyjęła z kieszeni pieniądze, które dostała od oskarżyciela.
Poddała się nawet zaproponowanej przez płaczącą wdowę rewizji. Po wywróceniu kieszeni na zewnątrz, z drugiej wyleciał zmięty banknot. Oczywiście zaskoczona Sonia nie umiała wyjaśnić, jak zaginiony pieniądz się tam znalazł. W prawdziwość jej słów nie zwątpiła macocha, która wzięła banknot i rzuciła Pietrowiczowi w twarz. Była wyczerpana, nerwowo zaczęła przytulać nierozumiejącą niczego pasierbicę, na którą nadal krzyczał „okradziony”.
Nagle głos zabrał dotychczas milczący i stojący w wejściu Lebiezatnikow: „Cóż za nikczemność (…) wyobraźcie sobie…on sam, sam, własnoręcznie wsunął ten sturublowy banknot Zofii Siemionownie, ja widziałem, mogę zaświadczyć, mogę przysiąc!”. Łużyn stał pobladły, ale upierał się, że tamten kłamie.
Lebiezatnikow nie rozumiał jednego: po co jego niedawny kolega uknuł tak podły plan? Odpowiedzi na to pytanie udzielił niezabierający głosu w kłótni Raskolnikow. Wyjawił wszystko na temat listu, który Łużyn napisał do Pulcherii i Duni, a w którym oskarżał byłego studenta prawa o to, że wyciąga od schorowanej i ubogiej matki pieniądze, by oddawać je prostytutce (Soni). Wyjaśnił wszem i wobec, że pieniądze dał macosze dziewczyny na pogrzeb. Powiedział, że Pietrowicz jest zły, gdyż jego plan skłócenia rodziny Raskolnikowa nie doszedł do skutku: „Poniósł porażkę”. Sonia, nie mogąc znieść napięcia, wybiegła na ulicę.
Pietrowicz, opuszczając zdziwione towarzystwo, odgrażał się i obiecywał, że jeszcze go popamiętają. Lebietatnikow zażądał, by złoczyńca opuścił jego mieszkanie. Gdy stypa dobiegała końca, podpita Amalia Iwanowna ponownie wszczęła awanturę z wdową, która była: „omdlała i bez sił”. W końcu kazała jej się „wynosić” z kwatery. Katarzyna, zostawiwszy dzieci pod opieką Poluni, wybiegła okryta szalem „szukać sprawiedliwości”. Właścicielka kamienicy tłukła wszystko, co wpadło w jej ręce. Nie powstrzymywała jej nawet obecność przerażonych dzieci, skulonych w kącie. Raskolnikow opuścił pokój.
IV
Całe to wydarzenie spowodowało, że Raskolnikow postanowił natychmiast iść do Soni i oczyścić swoje serce. Gdy wszedł do jej wynajmowanego pokoju, ta zaczęła mu dziękować za obronę przed fałszywym oskarżeniem (nie wiedziała, co zaszło w domu po jej wyjściu). Nie mogła zrozumieć, skąd w Łużynie tyle zła. Choć starała się nie wchodzić na ten temat, instynktownie czuła, że jej gościa coś dręczy. Po chwilach wahania otworzył się przed nią. Rozpoczął swą spowiedź. „Zbrodnia i kara” - streszczenie szczegółowe
Autor: Karolina MarlgaGdy Piotr Pietrowicz opowiadał, jaki przebieg miała wizyta Soni w ich mieszkaniu, za pasierbicą murem stanęła Katarzyna Iwanowna: „O łajdaki, łajdaki!”. Nie wierzyła w przypisywane jej złodziejstwo. Ludzie słuchali wszystkiego i komentowali, a biedna Sonia była zdruzgotana. Za namową macochy wyjęła z kieszeni pieniądze, które dostała od oskarżyciela.
Poddała się nawet zaproponowanej przez płaczącą wdowę rewizji. Po wywróceniu kieszeni na zewnątrz, z drugiej wyleciał zmięty banknot. Oczywiście zaskoczona Sonia nie umiała wyjaśnić, jak zaginiony pieniądz się tam znalazł. W prawdziwość jej słów nie zwątpiła macocha, która wzięła banknot i rzuciła Pietrowiczowi w twarz. Była wyczerpana, nerwowo zaczęła przytulać nierozumiejącą niczego pasierbicę, na którą nadal krzyczał „okradziony”.
Nagle głos zabrał dotychczas milczący i stojący w wejściu Lebiezatnikow: „Cóż za nikczemność (…) wyobraźcie sobie…on sam, sam, własnoręcznie wsunął ten sturublowy banknot Zofii Siemionownie, ja widziałem, mogę zaświadczyć, mogę przysiąc!”. Łużyn stał pobladły, ale upierał się, że tamten kłamie.
Lebiezatnikow nie rozumiał jednego: po co jego niedawny kolega uknuł tak podły plan? Odpowiedzi na to pytanie udzielił niezabierający głosu w kłótni Raskolnikow. Wyjawił wszystko na temat listu, który Łużyn napisał do Pulcherii i Duni, a w którym oskarżał byłego studenta prawa o to, że wyciąga od schorowanej i ubogiej matki pieniądze, by oddawać je prostytutce (Soni). Wyjaśnił wszem i wobec, że pieniądze dał macosze dziewczyny na pogrzeb. Powiedział, że Pietrowicz jest zły, gdyż jego plan skłócenia rodziny Raskolnikowa nie doszedł do skutku: „Poniósł porażkę”. Sonia, nie mogąc znieść napięcia, wybiegła na ulicę.
Pietrowicz, opuszczając zdziwione towarzystwo, odgrażał się i obiecywał, że jeszcze go popamiętają. Lebietatnikow zażądał, by złoczyńca opuścił jego mieszkanie. Gdy stypa dobiegała końca, podpita Amalia Iwanowna ponownie wszczęła awanturę z wdową, która była: „omdlała i bez sił”. W końcu kazała jej się „wynosić” z kwatery. Katarzyna, zostawiwszy dzieci pod opieką Poluni, wybiegła okryta szalem „szukać sprawiedliwości”. Właścicielka kamienicy tłukła wszystko, co wpadło w jej ręce. Nie powstrzymywała jej nawet obecność przerażonych dzieci, skulonych w kącie. Raskolnikow opuścił pokój.
IV
Opowiadał, jak od miesiąca szczegółowo planował swą zbrodnię, jakie czynił przygotowania, by wszystko było tak, jak to przewidział. Dużo czasu poświęcił na przybliżenie zdumionej Soni powodów tego okrutnego czynu. Zaczął go planować, gdy zabrakło mu pieniędzy na kontynuację studiów na uniwersytecie, gdy poraziła go myśl, że nie będzie mógł zaopiekować się matką i siostrą. Wyznał, że żałuje zabójstwa Lizawiety, która zginęła z jego ręki przez przypadek: „On [mówi niby o swoim przyjacielu, gdyż nie chciał jej spłoszyć] tej Lizawiety… zabić nie chciał… On ją… zabił przypadkowo… Chciał zabić starą, gdy była sama… i przyszedł… A nagle weszła Lizawieta… Więc on i ją zabił.”.
W pewnym momencie Sonia domyśliła się bolesnej prawdy i, szepcząc „Boże!”, „jak kłoda upadła na łóżko, twarzą do poduszek”. W rozpaczy wyznała, że „coś” podejrzewała. Załamała chude ręce, ale nie odtrąciła swego grzesznika, ściskając go w swych ramionach niby w „obcęgach”. Dalej Rodion opowiedział, w którym miejscu schował zrabowaną sakiewkę. Bojąc się odpowiedzi, dziewczyna zapytała, czy pieniądze na pogrzeb jej ojca były „stamtąd”. Usłyszała, że od chwili ukrycia ich pod głazem nie korzystał jeszcze ze zrabowanych banknotów i w sumie to nie wie, co z nimi zrobi.
Sonia pocałunkami zapewniała go o swym oddaniu, zaklinała, że go nie zostawi, że pójdzie z nim na katorgę, chciała mu oddać swój krzyżyk, a on: „(…) idąc do Soni czuł, że w niej cała jego nadzieja i cała ucieczka; pragnął zwalić bodaj część swej męczarni – a oto teraz, gdy całe jej serce zwróciło się do niego, uczuł naraz i uświadomił sobie, że jest nieporównanie bardziej nieszczęśliwy niż przedtem”. Skuloną dwójkę z odrętwienia wyrwało trzykrotne pukanie do drzwi. W drzwiach ukazała się głowa pana Lebieziatnikowa.
V
Mężczyzna nie potrafił ukryć zmartwienia. Opowiedział, iż Katarzyna Iwanowna poszła ze skargą do szefa nieboszczyka Marmieładowa. Po poszukiwaniach zastała go u jakiegoś generała na obiedzie, który przerwała awanturą. Wypędzili ją i po powrocie do domu Amalia ponownie kazała jej i jej dzieciom się wynosić. Wdowa w amoku i pośród krzyku zbiła przerażone maluchy. W końcu oznajmiła, że wymyśliła sposób na utrzymanie: będzie grała na ulicy na katarynce, a one będą śpiewać. Lebieziotnikow powiedział, że Iwanowna „oszalała” i „sfiksowała”. Słysząc to, Sonia wybiegła z pokoju, by jak najszybciej dotrzeć do macochy. Raskolnikow i posłaniec złych wieści także opuścili mieszkanie krawca Kapernaumowa.
Rodion wrócił do swego pokoju. Rozmyślania przerwała mu Dunia. Przyszła, aby pocieszyć brata i zapewnić, że zawsze może liczyć na nią i matkę. Razumichin opowiedział jej, jak policja prześladuje „niewinnego” Rodiona. Gdy wychodziła, brat zatrzymał ją i zapewnił, że „Ten Razumichin, Dymitr, to bardzo dobry człowiek! (…) rzeczowy, pracowity, uczciwy i zdolny mocno pokochać”. Pożegnał się z niczego nieprzeczuwającą siostrą tak, jakby mięli się już nie zobaczyć. Może i przez chwilę chciał jej „to” wyznać, ale czuł, że „Nie, nie wytrzyma; t a k i e nie mogą wytrzymać! T a k i e nigdy nie wytrzymują…”. Pomyślał o Soni…
Gdy wyszedł na ulicę, zawołał go Lebiezatnikow mówiąc, że od dłuższego czasu go szuka. Miał niemiłą wiadomość: „Spełniła swój zamiar i zabrała dzieci (…) Wali w patelnię, dzieci zmusza do śpiewu i tańca. Dzieci płaczą (…) Głupia gawiedź biegnie za nimi. Chodźmy”.
Znaleźli ją nad kanałem „W-skiego mostu”. Wokół kobiety ubranej w zniszczoną suknię i zgnieciony słomkowy kapelusz zgromadziła się grupa ludzi, w dużej mierze wyrostków. W wyniku przewlekłych suchot miała ochrypły głos, a mimo to próbowała śpiewać: „(…) z każdą chwilą była coraz bardziej rozdrażniona”. Nie było patelni, tylko klaskanie w chude i zniszczone dłonie, nie było matczynego zrozumienia i cierpliwości – Polunia, Kola i Lenka byli bici i łajani na oczach gapiów. Była tam też Sonia, ale nie ta wierząca w Opatrzność Boską, lecz ta wylękniona i płacząca. Macocha w szale i opętaniu krzyczała, ciągle kaszląc, że niech cały Petersburg widzi, jak sieroty po szlachetnym urzędniku muszą zarabiać na chleb.
Zobaczywszy Raskolnikowa, podziękowała mu za dobre serce, a już chwilę potem w amoku wrzeszczała, że nie potrzebuje niczyjej łaski. Ktoś dał jej trzy ruble, a ktoś wyzwał. Pojawił się policjant chcący zobaczyć pozwolenie na granie na ulicy, wskutek czego przerażone dzieci zaczęły uciekać, matka zaczęła je gonić i po chwili się przewróciła. Gdy dobiegli do niej, leżała w kałuży krwi: „(…) stwierdzono, że (…) krew, która zaczerwieniła bruk, trysnęła jej gardłem z piersi”.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
Szybki test:
Zosimow to:a) sekretarz cyrkułu
b) oficer śledczy
c) współpracownik Porfirego
d) lekarz
Rozwiązanie
Wezwanie Rodiona na komisariat po dokonaniu zbrodni dotyczyło:
a) odebrania przedmiotów zastawionych u lichwiarki
b) długów w szynkowni
c) niezapłaconego weksla
d) mandatu
Rozwiązanie
Rodion na pomarszczonej szyi lichwiarki ujrzał:
a) sakiewkę
b) sznur pereł
c) drogocenną kolię
d) złoty łańcuszek
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies