Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Balladyna
W górę Wisły płynął statek „Mickiewicz”. Zboża stały wysokie, tracące już zieleń, nad rzeką niósł się zapach schnących traw, odgłosy klepanych kos: kończono sianokosy. Na widok trumienki stojącej na dziobie statku ludzie przestawali na chwilę żąć, żegnali się, mówili: „Wieczny odpoczynek”. W Tczewie, Grudziądzu, Toruniu, Płocku przychodziły delegacje w wieńcami, za ojcami miast stały rzędy harcerskich i szkolnych mundurków, napierał milczący tłum. W Czerwińsku, pod prastarą kolegiatą – purpura, filet, koronki komż. Prymas Polski w otoczeniu duchowieństwa witał Prochy, którym nie tak dawno biskup krakowski odmawiał prawa do spoczynku w podziemiach podwawelskiej katedry.
25 czerwca statek przybił do warszawskiej przystani. Na moście Poniatowskiego, na wybrzeżu, na stokach skarpy czerniło się nieprzeliczone mrowie ludzkie. Okryty purpurą karawan czekał przy pomoście. W ciszy tak zupełnej, jakby cała stolica wstrzymała oddech, poeci znosili Trumnę ze statku.
Ta cisza zalała, zgasiła w pamięci świadków zgiełk niedawnych sporów o Prochy: do jakich honorów mają one prawo i kto przy nich będzie najpierwszy. Długi czerwcowy dzień jeszcze nie dobiegł końca, ale na wiodących do katedry ulicach zapalono wszystkie latarnie i ich nikły blask wraz zachodzącym słońcem oświetlał balkony w dywanach i kwiatach, bukiety rzucane pod kopyta ciągnących karawan koni. Przez całą noc ludzie czekali cierpliwie w ciasnej staromiejskiej uliczce, wchodzili pod łuki świętojańskiego kościoła, przesuwali się przed Trumną. Nazajutrz Warszawa żegnała ją uroczyście: wybity czerwienią i srebrem wagon miał przewieźć Prochy do Krakowa, na miejsce wiecznego spoczynku w krypcie obok grobów królewskich, w której Adam Mickiewicz czekał od lat na swego wielkiego przeciwnika.
Tak powrócił do kraju Juliusz Słowacki.”
(M. Dernałowicz, Juliusz Słowacki, Warszawa 1985)
Gdy składano jego prochy w krypcie na Wawelu, Józef Piłsudski (ówczesny premier) miał powiedzieć: „W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty królewskiej, bo królom był równy.” Do dziś „króluje” – w historii literatury polskiej.
Nigdy się nie ożenił. Utrzymywał się z pomnażania posiadanego kapitału, grywał na paryskiej giełdzie. Jego „dziećmi” są dzieła, które spłodził. Zostawił je przyszłym pokoleniom jako świadectwo indywidualnych myśli, sądów, uczuć, epoki. Są też dowodem geniuszu. W literaturze zawarł obraz swojego pokolenia, własną interpretację świata, historii, dziejów ludzkości, religii. Słowem wyrażał to, co czuł – miłość do matki, fascynacje kobietami, miejscami, w których przebywał i wielką tęsknotę za krajem – jako jednostka „skazana” na wieczną tułaczkę po świecie. Był wygnańcem – emigrantem. Biografia Juliusza Słowackiego
Autor: Ewa PetniakW górę Wisły płynął statek „Mickiewicz”. Zboża stały wysokie, tracące już zieleń, nad rzeką niósł się zapach schnących traw, odgłosy klepanych kos: kończono sianokosy. Na widok trumienki stojącej na dziobie statku ludzie przestawali na chwilę żąć, żegnali się, mówili: „Wieczny odpoczynek”. W Tczewie, Grudziądzu, Toruniu, Płocku przychodziły delegacje w wieńcami, za ojcami miast stały rzędy harcerskich i szkolnych mundurków, napierał milczący tłum. W Czerwińsku, pod prastarą kolegiatą – purpura, filet, koronki komż. Prymas Polski w otoczeniu duchowieństwa witał Prochy, którym nie tak dawno biskup krakowski odmawiał prawa do spoczynku w podziemiach podwawelskiej katedry.
25 czerwca statek przybił do warszawskiej przystani. Na moście Poniatowskiego, na wybrzeżu, na stokach skarpy czerniło się nieprzeliczone mrowie ludzkie. Okryty purpurą karawan czekał przy pomoście. W ciszy tak zupełnej, jakby cała stolica wstrzymała oddech, poeci znosili Trumnę ze statku.
Ta cisza zalała, zgasiła w pamięci świadków zgiełk niedawnych sporów o Prochy: do jakich honorów mają one prawo i kto przy nich będzie najpierwszy. Długi czerwcowy dzień jeszcze nie dobiegł końca, ale na wiodących do katedry ulicach zapalono wszystkie latarnie i ich nikły blask wraz zachodzącym słońcem oświetlał balkony w dywanach i kwiatach, bukiety rzucane pod kopyta ciągnących karawan koni. Przez całą noc ludzie czekali cierpliwie w ciasnej staromiejskiej uliczce, wchodzili pod łuki świętojańskiego kościoła, przesuwali się przed Trumną. Nazajutrz Warszawa żegnała ją uroczyście: wybity czerwienią i srebrem wagon miał przewieźć Prochy do Krakowa, na miejsce wiecznego spoczynku w krypcie obok grobów królewskich, w której Adam Mickiewicz czekał od lat na swego wielkiego przeciwnika.
Tak powrócił do kraju Juliusz Słowacki.”
(M. Dernałowicz, Juliusz Słowacki, Warszawa 1985)
Gdy składano jego prochy w krypcie na Wawelu, Józef Piłsudski (ówczesny premier) miał powiedzieć: „W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty królewskiej, bo królom był równy.” Do dziś „króluje” – w historii literatury polskiej.
Mimo zaledwie czterdziestoletniego życia zgromadził obfity dorobek literacki: wiersze, listy (do matki i przyjaciół np. Zygmunta Krasińskiego), dramaty („Kordian”, „Balladyna”, „Horsztyński”, „Lilla Weneda”, „Mazepa” „Sen srebrny Salomei, „Fantazy”, „Ksiądz Marek”), poematy („Anhelli”, „Beniowski”, „Król Duch”), prozę poetycką – „Genezis z Ducha” i powieść – „Hugo”. Na zawsze zapisał się w historii literatury polskiej jako wieszcz romantyzmu, reprezentant pokolenia banitów, uduchowiony poeta, indywidualista, geniusz. Obok niego – na równi stoją Mickiewicz, Norwid, Krasiński – niedoścignieni mistrzowie pióra.
strona: 1 2 3 4
Szybki test:
System filozoficzny Słowackiego nazywamy:a) genezyjskim
b) mistycznym
c) indywidualistycznym
d) towiańskim
Rozwiązanie
Kto o pierwszych tomach poezji Słowackiego powiedział: „Jest to gmach piękną architekturą stawiony, jak wzniosły kościół – ale Boga w nim nie ma”?
a) Krasiński
b) Czartoryski
c) Mickiewicz
d) Śniadecki
Rozwiązanie
W chwili śmierci Słowacki miał:
a) 39 lat
b) 42 lata
c) 40 lat
d) 41 lat
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies