Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Kamienie na szaniec
Przed tą godziną Oddziały Polskich Sił Zbrojnych rozstawiły się na swoich stanowiskach, zamaskowując się wśród przechodniów przy skrzyżowaniu ulicy Bielańskiej i Długiej.
Samo odbicie przeprowadzał oddział Zośki, ale dowodził nim z rozkazu Komendanta Warszawskiej Chorągwi Szarych Szeregów Stefan Orsza (pierwszy raz w takiej roli). „Góra” uznała, że tak będzie lepiej i bezpieczniej, gdyż Zośka był za bardzo emocjonalnie zaangażowany w akcję.
Na ulicy ustawiły się trzy sekcje – dwa oddziały z pistoletami i granatami, jeden oddział z butelkami z benzyną, w ruinach ukryli się ludzie z pistoletami maszynowymi. W pewnym momencie łącznik wyznaczony do sygnalizacji zdjął kapelusz z głowy - był to znak, że nadjeżdża karetka. Wtedy Orsza dał sygnał przez gwizdek dla reszty rozstawionego oddziału. Wszyscy byli gotowi i czekali.
Nagle niespodziewanie z pobliskiej bramy wyszedł policjant. Gdy Zośka kazał mu się cofnąć z powrotem, ten nie posłuchał i wyjął pistolet… Zośka zdążył pierwszy strzelić, policjant padł na ulicę. Gdy nadjechała więźniarka, niemiecki szofer zauważył leżącego policjanta, dodał gazu i zamiast skręcić na ulicę Nalewki - skręcił w Długą. Plan akcji się skomplikował.
Przed karetkę wybiegli ludzie z oddziału i obrzucili ją butelkami z benzyną. Ogień wdarł się do szoferki, kierowca zaczął hamować, auto zatrzymało się koło arkad Arsenału Warszawskiego. Z płonącej kabiny wypadło dwóch gestapowców, po chwili nadbiegł przypadkowy oficer SS. Wybuchła strzelanina. Z ruin wyszła seria z karabinów maszynowych. Mimo iż jeden gestapowiec padł martwy, Alek zastrzelił oficera SS, szofer zajął się ogniem, lecz drugi hitlerowiec strzelał do nich z ukrycia i nie mogli go namierzyć. Mijały bezcenne sekundy, a oni musieli działać. Zośka pierwszy wybiegł zza filaru Arsenału, rzucił hasło do oddziału „Naprzód!” i wszyscy ruszyli biegiem w kierunku gestapowca, który widząc nacierający atak wybiegł ze swego ukrycia i ukrył się za więźniarką. Po chwili dosięgła go jakaś kula.
Gdy chłopcy dobiegli do wozu, Słoń (Jerzy Gawin) sprawdził, czy w płonącej szoferce nikt się już nie ukrywa. Alek otworzył tył karetki, wystraszeni więźniowie zaczęli z niej uciekać. Nie zwracali uwagi na leżącego na noszach między ławkami pół przytomnego człowieka, Dwudziestu pięciu więźniów rozbiegło się w różne strony. Na koniec z więźniarki na czworakach wygramolił się Rudy - to on leżał na noszach, a koledzy go nie poznali. Miał zielonożółtą twarz, zapadnięte policzki, sine uszy, nieruchomy wzrok. Zebrani chwycili go za ramiona, wsadzili do czekającego auta i natychmiast odjechali z miejsca akcji. Akcja pod Arsenałem – streszczenie
Autor: Karolina MarlgaPrzed tą godziną Oddziały Polskich Sił Zbrojnych rozstawiły się na swoich stanowiskach, zamaskowując się wśród przechodniów przy skrzyżowaniu ulicy Bielańskiej i Długiej.
Samo odbicie przeprowadzał oddział Zośki, ale dowodził nim z rozkazu Komendanta Warszawskiej Chorągwi Szarych Szeregów Stefan Orsza (pierwszy raz w takiej roli). „Góra” uznała, że tak będzie lepiej i bezpieczniej, gdyż Zośka był za bardzo emocjonalnie zaangażowany w akcję.
Na ulicy ustawiły się trzy sekcje – dwa oddziały z pistoletami i granatami, jeden oddział z butelkami z benzyną, w ruinach ukryli się ludzie z pistoletami maszynowymi. W pewnym momencie łącznik wyznaczony do sygnalizacji zdjął kapelusz z głowy - był to znak, że nadjeżdża karetka. Wtedy Orsza dał sygnał przez gwizdek dla reszty rozstawionego oddziału. Wszyscy byli gotowi i czekali.
Nagle niespodziewanie z pobliskiej bramy wyszedł policjant. Gdy Zośka kazał mu się cofnąć z powrotem, ten nie posłuchał i wyjął pistolet… Zośka zdążył pierwszy strzelić, policjant padł na ulicę. Gdy nadjechała więźniarka, niemiecki szofer zauważył leżącego policjanta, dodał gazu i zamiast skręcić na ulicę Nalewki - skręcił w Długą. Plan akcji się skomplikował.
Przed karetkę wybiegli ludzie z oddziału i obrzucili ją butelkami z benzyną. Ogień wdarł się do szoferki, kierowca zaczął hamować, auto zatrzymało się koło arkad Arsenału Warszawskiego. Z płonącej kabiny wypadło dwóch gestapowców, po chwili nadbiegł przypadkowy oficer SS. Wybuchła strzelanina. Z ruin wyszła seria z karabinów maszynowych. Mimo iż jeden gestapowiec padł martwy, Alek zastrzelił oficera SS, szofer zajął się ogniem, lecz drugi hitlerowiec strzelał do nich z ukrycia i nie mogli go namierzyć. Mijały bezcenne sekundy, a oni musieli działać. Zośka pierwszy wybiegł zza filaru Arsenału, rzucił hasło do oddziału „Naprzód!” i wszyscy ruszyli biegiem w kierunku gestapowca, który widząc nacierający atak wybiegł ze swego ukrycia i ukrył się za więźniarką. Po chwili dosięgła go jakaś kula.
Podczas jazdy Rudy jęczał z bólu i patrzył na nich zdziwiony. Ten sam pozostał tylko jego uśmiech. Wziął rękę Zośki i mocno ją trzymał w swoich czarnych, spuchniętych dłoniach, po czym wyszeptał do przyjaciela „Tadeusz, ach Tadeusz, gdybyś wiedział!!”.
Tymczasem pod Arsenałem na skrzyżowaniu zrobiło się pusto, przechodnie się pochowali, zapanowała cisza. Poszczególne sekcje oddziałów uciekły różnymi ulicami, ich członkowie musieli się rozdzielić. Alek ze swoją „granatniczą” wycofał się ulicą Długą w kierunku ulicy Miodowej. Nie wiedział, że natknie się tam na wychodzących akurat z Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej – wówczas z biur Arbettsamtu – niemieckich urzędników. Widząc grupę biegnących młodzieńców z pistoletami w ręku, Niemcy zaczęli do nich strzelać. Jeden z nich trafił Alka w brzuch. Chłopiec upadł na chodnik, a gdy urzędnik stanął nad nim z lufą pistoletu wymierzoną w jego twarz Anoda (Jan Rodowicz) z jego grupy zastrzelił okupanta.
Tymczasem reszta Niemców schowała się za bramą Arbeitsamtu i zaczęła do nich strzelać. Wówczas Alek wydał chłopcom rozkaz, by schowali się za murem. Sam nie mógł wstać, ostatkiem sił wydobył więc granat i rzucił do bramy w urzędników niemieckich. Po wybuchu strzały w bramie umilkły, a on krzyknął „Naprzód”. Część chłopców popędziła dalej, dwóch pozostało przy nim. Zatrzymawszy nadjeżdżające auto, wypchnęli szofera na ulicę i wciągnęli do niego rannego Alka. Chłopak starał się podtrzymywać ręką lecącą z brzucha krew. Goniła ich wojskowa niemiecka ciężarówka, która pojawiła się przypadkiem na ulicy podczas zajścia. Alek nadal czuł odpowiedzialność za swoich ludzi, uchylił więc drzwiczki i rzucił granat pod nadjeżdżający pojazd. Wybuch umożliwił im ucieczkę. Zatrzymali się dopiero na Żoliborzu pod domem Alka. Koledzy wprowadzili go do mieszkania.
strona: 1 2 3
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies