Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Inny świat
Opuścił kilka zebrań partyjnych, zaczął zaniedbywać partyjnych znajomych. Aresztowano go wkrótce po zatrzymaniu właściciela prywatnej wypożyczalni książek. Kostylew często z niej korzystał. Szukał dzieł francuskich. Oskarżono go o szpiegostwo. Bity i katowany nie przyznawał się do winy. Przeszedł bardzo ciężkie śledztwo. Budzono go w nocy. Po paru godzinach odprowadzano do celi. Budzono znowu o świcie. Wywoływano na badania w trakcie posiłków i w czasie godzin przeznaczonych na załatwianie potrzeb fizjologicznych. Odmówiono mu mycia i spacerów po dziedzińcu więziennym.
Gnębiono obłąkańczymi pytaniami. Ratunek znalazł w fikcji. Począł zmyślać, ponieważ prawda nie miała żadnego znaczenia. Zresztą i tak nikt w nią nie wierzył. Ostatecznie postawiono mu bezpodstawny zarzut, że z pomocą obcych mocarstw chciał obalić ustrój Związku Sowieckiego.
W styczniu 1939 roku został odesłany z wyrokiem dziesięcioletnim do obozu kargopolskiego - Mostowicy. Tam były nieco lepsze warunki życia i stosunkowo lekka praca. Złożono na niego donos. Oskarżono, że obliczał wszystkim więźniom normy wyższe od rzeczywistej pracy. Skierowany został do brygady leśnej.
Ciężka praca fizyczna złamała go i poniżyła. Znienawidził współwięźniów. Uznawał ich za wrogów. Od totalnego upadku ocaliła go literatura. Ktoś podsunął mu książkę, którą czytał jako wolny człowiek. W marcu 1941 roku przeszedł etapem z Mostowicy do Jercewa. Miał wówczas prawą rękę na temblaku. Kryła ona swoją tajemnicę.
„W pewnej chwili, upewniwszy się, że w naszym kącie nikt się nie rusza, odłożył książkę i zdrową ręką zaczął odwijać bandaż (...) przybliżył się do pieca i po omacku wsunął obandażowaną rękę w ogień (...). W ciągu tych kilkudziesięciu sekund zdążyłem zauważyć nie tylko jego przekłutą drgawkami bólu twarz, ale i rękę – spuchniętą kłodę obciągniętą skórą i ociekającą krwią i ropą (...)”.
Co jakiś czas powtarzany proceder. Nosił w sobie znamiona mistycyzmu . Buntował się przeciwko władzy i konieczności wyczerpującej pracy.
Kostylew, któremu z niewiadomych powodów nie goiła się ręka, bywał często na zwolnieniach. Chadzał do ambulatorium i nie brał udziału w pracy brygady. Widząc tak nieproduktywnego więźnia, postanowiono odesłać go na Kołymę . Obóz stanowił odpowiednik „selekcji do gazu”. Nie było stamtąd powrotu. Kostylew załamał się. Wkrótce miał wyznaczone spotkanie z matką. Wówczas narrator postanowił ofiarować się za przyjaciela. Zaproponował swoją kandydaturę na etap do Kołymy. Jego prośbę odrzucono.„Inny świat” - streszczenie szczegółowe
Autor: Ewa PetniakOpuścił kilka zebrań partyjnych, zaczął zaniedbywać partyjnych znajomych. Aresztowano go wkrótce po zatrzymaniu właściciela prywatnej wypożyczalni książek. Kostylew często z niej korzystał. Szukał dzieł francuskich. Oskarżono go o szpiegostwo. Bity i katowany nie przyznawał się do winy. Przeszedł bardzo ciężkie śledztwo. Budzono go w nocy. Po paru godzinach odprowadzano do celi. Budzono znowu o świcie. Wywoływano na badania w trakcie posiłków i w czasie godzin przeznaczonych na załatwianie potrzeb fizjologicznych. Odmówiono mu mycia i spacerów po dziedzińcu więziennym.
Gnębiono obłąkańczymi pytaniami. Ratunek znalazł w fikcji. Począł zmyślać, ponieważ prawda nie miała żadnego znaczenia. Zresztą i tak nikt w nią nie wierzył. Ostatecznie postawiono mu bezpodstawny zarzut, że z pomocą obcych mocarstw chciał obalić ustrój Związku Sowieckiego.
W styczniu 1939 roku został odesłany z wyrokiem dziesięcioletnim do obozu kargopolskiego - Mostowicy. Tam były nieco lepsze warunki życia i stosunkowo lekka praca. Złożono na niego donos. Oskarżono, że obliczał wszystkim więźniom normy wyższe od rzeczywistej pracy. Skierowany został do brygady leśnej.
Ciężka praca fizyczna złamała go i poniżyła. Znienawidził współwięźniów. Uznawał ich za wrogów. Od totalnego upadku ocaliła go literatura. Ktoś podsunął mu książkę, którą czytał jako wolny człowiek. W marcu 1941 roku przeszedł etapem z Mostowicy do Jercewa. Miał wówczas prawą rękę na temblaku. Kryła ona swoją tajemnicę.
„W pewnej chwili, upewniwszy się, że w naszym kącie nikt się nie rusza, odłożył książkę i zdrową ręką zaczął odwijać bandaż (...) przybliżył się do pieca i po omacku wsunął obandażowaną rękę w ogień (...). W ciągu tych kilkudziesięciu sekund zdążyłem zauważyć nie tylko jego przekłutą drgawkami bólu twarz, ale i rękę – spuchniętą kłodę obciągniętą skórą i ociekającą krwią i ropą (...)”.
Co jakiś czas powtarzany proceder. Nosił w sobie znamiona mistycyzmu . Buntował się przeciwko władzy i konieczności wyczerpującej pracy.
W przypływie rozpaczy Kostylew oblał się w łaźni wiadrem wrzątku. Umierał w straszliwych męczarniach. Stara matka przybyła do obozu tylko po to, by zebrać pamiątki po Miszy. W jej oczach nie było już miejsca na łzy.
Dom Swidanij
„Dom Swidanij”, czyli „dom widzeń” - był miejscem spotkań więźniów z krewnymi. Takie spotkanie mogło trwać od jednego do trzech dni. By mieć możliwość widzenia się z rodziną należało przejść skomplikowaną procedurę. Widzenie dozwolone było raz do roku. Starano się o nie od trzech do pięciu lat.
Musiało być pożądane zarówno ze strony więźnia, jak i jego krewnych na wolności. Zgodę musiały wyrazić władze obozowe. Wiązało się z długim biurokratycznym procesem. Czasem wręcz paradoksalnym. Należało wykazać, że osoba przebywająca w łagrze, jest dla zupełnie obojętna.
Krewny, który dostąpił „zaszczytu” widzenia, musiał podpisać zobowiązanie. Nie mógł zdradzić, co ujrzał za drutami. Więzień zaś zmuszony był do złożenia i podpisania deklaracji. Nie mógł w rozmowach poruszać tematów związanych z warunkami życia w obozie. Swój mizerny wygląd więźniowie zazwyczaj tłumaczyli chorobą i niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi. Zdarzało się, że krewni nie poznawali ich.
Do widzeń więźniów odpowiednio przygotowywano. Wydawano im więcej chleba i zupy. Lepiej przyodziewano. Wszystko to miało na celu „zmylenie” krewnego. Miał odnieść wrażenie, że o skazańców się dba. W oczach samych więźniów wszelkie tego typu zabiegi uchodziły za maskaradę. Często z „domu swidanij” dochodził płacz, a skazańcy wracali do zony rozczarowani, przybici, zamyśleni.
Autor wspomina tu przypadek pewnego cieśli. Po widzeniu z żoną dwa razy próbował się powiesić. Żona zażądała od niego rozwodu i zgody na oddanie dzieci do miejskiego żłobka. Inna historia ma szczęśliwy finał. Więzień otrzymał list, że jego żona urodziła dziecko poczęte w trakcie „rodzinnego” widzenia w „domu Swidanij”. Fakt ten niezmiernie ucieszył pozostałych więźniów. Tworzyli przecież wspólnotę. „Dom Swidanij” wśród całego brudu, poniżenia, cynizmu był „przystanią życia uczuciowego”.
Zmartwychwstanie
Szpital był marzeniem wielu więźniów. Można było spędzić w nim kilka tygodni. Skazańców pociągał ze względu na swoją czystość i troskliwość personelu. „Nie chodziło tu nawet w gruncie rzeczy o rzeczy tyle o odpoczynek, co o przelotny i nietrwały powrót do dawnych wyobrażeń o życiu i ludziach.”
Do najszczęśliwszych zaliczano więźniów, którym dane było umrzeć w szpitalu. Leczenie więźniów sprowadzało się w dużym stopniu do aplikowania im małej dozy odpoczynku. Dawano też nadmierną ilość proszków na spadek gorączki. Miało na celu jak najszybsze postawienie na nogi więźniów. Tych, którzy nie stracili jeszcze całkowitej przydatności do pracy. Dla starców, nieuleczalnie chorych i gruźlików szpital stanowił ostatni przystanek przed śmiercią.
Mogli trafić też do „trupiarni”. Miejsca, w którym oczekiwano na śmierć. Do „trupiarni” kierowano chorych na awitaminozę, wycieńczonych przy pracy. Także tych z rozmaitymi formami obłędu głodowego, kurzą ślepotą i owrzodzeniem całego organizmu.
Warunki życia w szpitalu wydawały się luksusem. Personel medyczny był miły, troskliwy i życzliwy. Szpital budził respekt i szacunek. Wchodząc doń, zdejmowano czapki. Więźniowie pragnąc otrzymać skierowanie do szpitala dokonywali samookaleczeń . Jeden z więźniów odrąbał sobie stopę. Potem metoda ta był karana. „Urcy” wstrzykiwali sobie roztopione mydło do cewki moczowej, co pozorowało chorobę weneryczną. Dawało to kilka dni zwolnienia.
Autor rozgrzawszy się kiedyś przy pracy, zupełnie bezwiednie rozebrał się na 35- stopniowym mrozie do pasa. Zachorował i został skierowany na dwa tygodnie do szpitala. Stan rekonwalescencji wiązał się dla Grudzińskiego z poczuciem samotności. Był to stan pożądany. Dawał poczucie spokoju i bezpieczeństwa.
Działo się tak w początkowym stadium choroby. Bohatera trawiła gorączka i pragnienie odpoczynku. Gdy jego stan zdrowia nieco się poprawił, nawiązał znajomości z pacjentami z sali. Jeden z nich – Michaił Stiepanowicz był aktorem. Ukaranyzostał za zbytnie zaakcentowanie roli w filmie. „W jego umyśle nie mieścił się fakt, że człowiek niewinny może być pozbawiony wolności. Powoli więc uwierzył w swoją winę.”
Drugi był rodowitym Niemcem. Niegdyś pracował w Baku jako inżynier wiertniczy. Oskarżono go szpiegostwo. Wśród wielu absurdalnych i abstrakcyjnych win więźniów, Grudziński twierdzi, że w winę Niemca S. był skłonny uwierzyć. Odnosił się z wyższością i pogardą do otoczenia. Chorował na pelagrę. Ostatnie stadium tej choroby powoduje zmiany w organizmie. Wypadanie włosów i zębów, gnicie całego ciała, zmiany psychiczne, jak depresja i stany lękowe.
strona: 1 2 3 4 5 6 7
Szybki test:
Tania to:a) śpiewaczka opery moskiewskiej
b) pracownica ambulatorium
c) dziewczyna, na której dokonano zbiorowego gwałtu
d) pielęgniarka
Rozwiązanie
Ponomarenko zmarł:
a) na szkorbut
b) z powodu odmrożeń
c) na atak serca
d) zabity strzałem z karabinu
Rozwiązanie
Narrator spędził Boże Narodzenie 1941 roku w:
a) „trupiarni”
b) „izolatorze”
c) „domu swidanij”
d) lazarecie
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies