JesteÅ› w: Ostatni dzwonek -> Syzyfowe prace
Wówczas udaÅ‚ siÄ™ w miejsce obrosÅ‚e starymi olchami: „Promienie wczesnego sÅ‚oÅ„ca padaÅ‚y na zwartÄ… Å›cianÄ™ dÅ‚ugich gaÅ‚Ä™zi Å›wierkowych i caÅ‚y las, mokry jeszcze od rosy, mieniÅ‚ siÄ™ Å›licznemi barwami. Rzeka w Jego gÅ‚Ä™bi rozlewaÅ‚a siÄ™ w pÅ‚ytkie smugi, poÅ›ród których na kÄ™pkach rosÅ‚y olbrzymie, stare olchy. ByÅ‚y tam miejsca prawie niedostÄ™pne, obrosÅ‚e zwartemi kÅ‚Ä™bami drobnej olszyny i byÅ‚y dziwnie urocze, samotne jeziorka, nad których pÅ‚ytkÄ… wodÄ… staÅ‚y wielkie pnie czerwone. Marcinek znaÅ‚ te miejsca oddawna. RuszyÅ‚ stamtÄ…d na lewo ku niewielkiemu wzgórzu, gdzie wybujaÅ‚y mÅ‚ode zaroÅ›la po wyciÄ™tym lesie. Niektóre z drzewin witaÅ‚ z uÅ›miechem radoÅ›ci. OdsÅ‚aniaÅ‚y siÄ™ tam pewne widoki, pewne wysmukÅ‚e brzózki, dla których żywiÅ‚ uczucia wiÄ™cej, niż przyjazne. LubiÅ‚ je, nie wiedzÄ…c o tem, tak gÅ‚Ä™boko, jakby byÅ‚y czÄ…stkami jego istoty, organami jego czujÄ…cej natury”. WaÅ‚Ä™saÅ‚ siÄ™ po lesie do zmierzchu, zapominajÄ…c nawet wrócić do domu w porze posiÅ‚ków. Od tego dnia codziennie od rana do wieczora, z dubeltówkÄ… na ramieniu, spÄ™dzaÅ‚ caÅ‚e dnie poza domem. TropiÅ‚ kaczki, polowaÅ‚, byÅ‚ zafascynowany: „CaÅ‚e myÅ›liwstwo polegaÅ‚o wÅ‚aÅ›ciwie na chodzeniu za ptakami. Kraski i grzywacze, żoÅ‚ny i jastrzÄ™bie wodziÅ‚y mÅ‚odzieÅ„ca za nos po wszystkich górach, dokÄ…dby już nawet kulawy pies nie zabÅ‚Ä…dziÅ‚. Oprócz nich pÄ™dziÅ‚a go z miejsca na miejsce wiecznie gÅ‚odna ciekawość. Każde nieznane drzewo dalekie, strumieÅ„, bÅ‚yszczÄ…cy na sÅ‚oÅ„cu w odlegÅ‚oÅ›ci kilku wiorst, siniejÄ…ce w przestrzeni lasy, góry pokryte jaÅ‚owcem i smutne gÄ…szcze Å›wierkowe stanowiÅ‚y dla niego zupeÅ‚nie nowy, jakby nieodkryty dotÄ…d Å›wiat zaczarowany. ByÅ‚o to dziwne zbratanie siÄ™ z wszelkiemi wertepami”
.
ChodziÅ‚ również do sÄ…siadujÄ…cych wsi: Bukowca, PorÄ™b i Leszczynowej Góry, rozciÄ…gniÄ™tych u podnóża wzgórz na polanach wÅ›ród lasów. W Bukowcu mieszkaÅ‚ chÅ‚op ScubioÅ‚a. WywÅ‚aszczyÅ‚ i ujarzmiÅ‚ ludzi mieszkajÄ…cych wokoÅ‚o. MiaÅ‚ kilkaset morgów gruntu, kilkadziesiÄ…t sztuk bydÅ‚a, dwa folwarczne budynki, dom z dużymi oknami. DorobiÅ‚ siÄ™ również na pożyczaniu ludziom pieniÄ™dzy na procent, które później odbieraÅ‚ w postaci: owsa, wyrobów drewnianych, inwentarza, grzybów, jagód oraz pracy winowajców na swym polu. Sam zaÅ› chodziÅ‚ boso, w brudnej koszuli. WÅ‚oÅ›cianie na wÅ‚asnym gruncie byli jego parobkami. ZabieraÅ‚ im wszystko, co byÅ‚o zasiane i uprawiane ich rÄ™kami. Gdy nadchodziÅ‚ czas orki, wszyscy szli do ScubioÅ‚a w „pożyczkÄ™” koni. ChÄ™tnie przystawaÅ‚ na proÅ›by, ponieważ czerpaÅ‚ z tego ogromne zyski. I tak na koÅ„cu wszystkie zbiory trafiaÅ‚y do niego.
NajbiedniejszÄ… wioskÄ… byÅ‚y Gawronki. StaÅ‚o w niej osiemnaÅ›cie domów. Każdy gospodarz posiadaÅ‚o okoÅ‚o trzech morgów nieurodzaju. Nikt nie posiadaÅ‚ konia. Ich grunta leżaÅ‚y pod górÄ…, z której pÅ‚ynÄ…ce wody podmywaÅ‚y glebÄ™, co w konsekwencji prowadziÅ‚o do nÄ™dznych zbiorów. Wszyscy musieli być na Å‚asce ScubioÅ‚y. Streszczenie „Syzyfowych prac”
Autor: Karolina MarlêgaWówczas udaÅ‚ siÄ™ w miejsce obrosÅ‚e starymi olchami: „Promienie wczesnego sÅ‚oÅ„ca padaÅ‚y na zwartÄ… Å›cianÄ™ dÅ‚ugich gaÅ‚Ä™zi Å›wierkowych i caÅ‚y las, mokry jeszcze od rosy, mieniÅ‚ siÄ™ Å›licznemi barwami. Rzeka w Jego gÅ‚Ä™bi rozlewaÅ‚a siÄ™ w pÅ‚ytkie smugi, poÅ›ród których na kÄ™pkach rosÅ‚y olbrzymie, stare olchy. ByÅ‚y tam miejsca prawie niedostÄ™pne, obrosÅ‚e zwartemi kÅ‚Ä™bami drobnej olszyny i byÅ‚y dziwnie urocze, samotne jeziorka, nad których pÅ‚ytkÄ… wodÄ… staÅ‚y wielkie pnie czerwone. Marcinek znaÅ‚ te miejsca oddawna. RuszyÅ‚ stamtÄ…d na lewo ku niewielkiemu wzgórzu, gdzie wybujaÅ‚y mÅ‚ode zaroÅ›la po wyciÄ™tym lesie. Niektóre z drzewin witaÅ‚ z uÅ›miechem radoÅ›ci. OdsÅ‚aniaÅ‚y siÄ™ tam pewne widoki, pewne wysmukÅ‚e brzózki, dla których żywiÅ‚ uczucia wiÄ™cej, niż przyjazne. LubiÅ‚ je, nie wiedzÄ…c o tem, tak gÅ‚Ä™boko, jakby byÅ‚y czÄ…stkami jego istoty, organami jego czujÄ…cej natury”. WaÅ‚Ä™saÅ‚ siÄ™ po lesie do zmierzchu, zapominajÄ…c nawet wrócić do domu w porze posiÅ‚ków. Od tego dnia codziennie od rana do wieczora, z dubeltówkÄ… na ramieniu, spÄ™dzaÅ‚ caÅ‚e dnie poza domem. TropiÅ‚ kaczki, polowaÅ‚, byÅ‚ zafascynowany: „CaÅ‚e myÅ›liwstwo polegaÅ‚o wÅ‚aÅ›ciwie na chodzeniu za ptakami. Kraski i grzywacze, żoÅ‚ny i jastrzÄ™bie wodziÅ‚y mÅ‚odzieÅ„ca za nos po wszystkich górach, dokÄ…dby już nawet kulawy pies nie zabÅ‚Ä…dziÅ‚. Oprócz nich pÄ™dziÅ‚a go z miejsca na miejsce wiecznie gÅ‚odna ciekawość. Każde nieznane drzewo dalekie, strumieÅ„, bÅ‚yszczÄ…cy na sÅ‚oÅ„cu w odlegÅ‚oÅ›ci kilku wiorst, siniejÄ…ce w przestrzeni lasy, góry pokryte jaÅ‚owcem i smutne gÄ…szcze Å›wierkowe stanowiÅ‚y dla niego zupeÅ‚nie nowy, jakby nieodkryty dotÄ…d Å›wiat zaczarowany. ByÅ‚o to dziwne zbratanie siÄ™ z wszelkiemi wertepami”
.
ChodziÅ‚ również do sÄ…siadujÄ…cych wsi: Bukowca, PorÄ™b i Leszczynowej Góry, rozciÄ…gniÄ™tych u podnóża wzgórz na polanach wÅ›ród lasów. W Bukowcu mieszkaÅ‚ chÅ‚op ScubioÅ‚a. WywÅ‚aszczyÅ‚ i ujarzmiÅ‚ ludzi mieszkajÄ…cych wokoÅ‚o. MiaÅ‚ kilkaset morgów gruntu, kilkadziesiÄ…t sztuk bydÅ‚a, dwa folwarczne budynki, dom z dużymi oknami. DorobiÅ‚ siÄ™ również na pożyczaniu ludziom pieniÄ™dzy na procent, które później odbieraÅ‚ w postaci: owsa, wyrobów drewnianych, inwentarza, grzybów, jagód oraz pracy winowajców na swym polu. Sam zaÅ› chodziÅ‚ boso, w brudnej koszuli. WÅ‚oÅ›cianie na wÅ‚asnym gruncie byli jego parobkami. ZabieraÅ‚ im wszystko, co byÅ‚o zasiane i uprawiane ich rÄ™kami. Gdy nadchodziÅ‚ czas orki, wszyscy szli do ScubioÅ‚a w „pożyczkÄ™” koni. ChÄ™tnie przystawaÅ‚ na proÅ›by, ponieważ czerpaÅ‚ z tego ogromne zyski. I tak na koÅ„cu wszystkie zbiory trafiaÅ‚y do niego.
Jedynym w Gawronkach, który nie korzystaÅ‚ z usÅ‚ug sprytnego chÅ‚opa, byÅ‚ Lejba Koniecpolski. Nie posiadaÅ‚ nic, z czego tamten mógÅ‚ czerpać korzyÅ›ci. UprawiaÅ‚ swój grunt samodzielnie, zaprzÄ™gajÄ…c do brony żonÄ™ lub siebie. Choć owies i żyto sÅ‚abo mu obradzaÅ‚o, doczekaÅ‚ siÄ™ wielu potomków, dwóch kóz. Rodzina żywiÅ‚a siÄ™ ziemniakami i zajmowaÅ‚a izbÄ™ w skrzywionej chacie. Wokół nie byÅ‚o pÅ‚otu, obory czy chlewa. Lejba byÅ‚ rzemieÅ›lnikiem. RobiÅ‚ trepy z drewnianÄ… podeszwÄ…. ZimÄ… skupywaÅ‚ stare obuwie od chÅ‚opów. W rzÄ…dowym lesie po kryjomu Å›cinaÅ‚ drzewo, które pociÄ™te na kawaÅ‚ki nocÄ… przewoziÅ‚ na wózku do chaÅ‚upy. StrugaÅ‚ z niego nowe podeszwy. WiosnÄ… sprzedawaÅ‚ nowe trepy. Zawód ten nie przynosiÅ‚ jednak niezwykÅ‚ych korzyÅ›ci materialnych. PieniÄ™dzy starczaÅ‚o na krótko. Wówczas chodziÅ‚ do miasta po chleb na kredyt, który we wsi sprzedawaÅ‚ drożej. ZarabiaÅ‚ na tym dwa lub trzy bochenki dla rodziny. Co roku w czerwcu ludzie ze wsi szli na bandos „w pszenne kraje”, na zarobek. Zamykali wówczas chaÅ‚upy, a wieÅ› pustoszaÅ‚a. Jedynie Lejba im nie towarzyszyÅ‚, ponieważ nie miaÅ‚ siÅ‚y i nie potrafiÅ‚ żąć. Wówczas caÅ‚a jego rodzina przymieraÅ‚a gÅ‚odem.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19
Szybki test:
Marcin w szóstej klasie należał do:a) "pomidorowców"
b) dogmatyków
c) partii wolno-próżniackiej
d) ugodowego stronnictwa literatów
RozwiÄ…zanie
Kto po wzmożeniu rusyfikacji miał czuwać nad młodszymi uczniami na stancjachi prowadzić książkę?
a) "kapuÅ›"
b) inspektor
c) "starszy"
d) "kacyk"
RozwiÄ…zanie
Marcin Borowicz, gdy zaczynał edukację w Owczarach miał:
a) dziewięć lat
b) osiem lat
c) siedem lat
d) sześć lat
RozwiÄ…zanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies