Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Syzyfowe prace
Rozstanie ośmioletniego Marcinkach z rodzicami w chwili odjazdu Heleny i Walentego z Owczar do Gawronek:
Marcinek ucichł, ale nie ze wstydu. Dusiło go jakieś bolesne zdumienie: gdzie rzucił okiem, nigdzie matki nie było. W mózg jego wrzynała się myśl, jak drzazga: niema, niema, niema... Ze ściśniętemi zębami wszedł do mieszkania, usiadł na wskazanem przez nauczycielkę krzesełku i, słuchając jej długiego kazania, ciągle myślał o matce. Te myśli były szeregiem wizerunków jej twarzy, które przemykały mu się pod powiekami i nikły. Znikanie ich było zawiązkiem, pierwszym sygnałem tęsknoty.
Opis współczucia, które zrodziło się w sercu Borowicza, gdy był świadkiem znęcania się profesora Majewskiego nad bezbronnym Romciem Gumowiczem:
Mały Gumowicz skurczył się dziwnie i tak został bez ruchu, zapatrzony w kajet z arytmetyką. Marcinek przyglądał mu się i pokazywał go sąsiadom. Po chwili, na długiej czarnej rzęsie «Pachciarskiej kobyły» ukazała się jedna wielka łza, sygnał bezdennej rozpaczy. Borowicz przestał się śmiać i ze zmarszczonem czołem wciąż patrzał na tę łzę błyszczącą. Pochłonęła ona jego uwagę, pamięć i jakby całą duszę. Pierwsze w życiu współczucie drgnęło w jego piersi.
Opis miłość i przywiązania Heleny i Marcinka Borowiczów:
- Mamusiu, jak to dobrze, że mama po mnie przyjechała... Tak sobie jedziemy razem... To dopiero dobrze...
Gładziła pieszczotliwie jego włosy i, schylając się, w sekrecie nie wiedzieć przed kim, szepnęła mu do ucha:
- Będziesz zawsze kochał swoją matkę, zawsze a zawsze?...
Słodkie łzy, padające wielkiemi kroplami z oczu chłopca, zastąpiły jej wyrazy odpowiedzi.
Opis przeżyć Marcinka po stracie matki:
Pani Borowiczowa zmarła była w lecie owego roku. Marcinek początkowo nie odczuł tej straty. Na pogrzebie zmuszał się do płaczu i przybierał miny efektowne, wrzeszczał i usiłował rzucić się za trumną do jamy mogilnej, wiedząc ze słuchu, że to pasuje, i przeczuwając, że to jeszcze go bardziej w tym dniu wyróżni. Z pogrzebu zabrał go ojciec do Gawronek. Dom był w nieładzie.
Stosunek uczniów do nudnych lekcji języka polskiego, prowadzonych przez profesora Sztettera:Najważniejsze cytaty „Syzyfowych prac”
Autor: Jakub RudnickiRozstanie ośmioletniego Marcinkach z rodzicami w chwili odjazdu Heleny i Walentego z Owczar do Gawronek:
Marcinek ucichł, ale nie ze wstydu. Dusiło go jakieś bolesne zdumienie: gdzie rzucił okiem, nigdzie matki nie było. W mózg jego wrzynała się myśl, jak drzazga: niema, niema, niema... Ze ściśniętemi zębami wszedł do mieszkania, usiadł na wskazanem przez nauczycielkę krzesełku i, słuchając jej długiego kazania, ciągle myślał o matce. Te myśli były szeregiem wizerunków jej twarzy, które przemykały mu się pod powiekami i nikły. Znikanie ich było zawiązkiem, pierwszym sygnałem tęsknoty.
Opis współczucia, które zrodziło się w sercu Borowicza, gdy był świadkiem znęcania się profesora Majewskiego nad bezbronnym Romciem Gumowiczem:
Mały Gumowicz skurczył się dziwnie i tak został bez ruchu, zapatrzony w kajet z arytmetyką. Marcinek przyglądał mu się i pokazywał go sąsiadom. Po chwili, na długiej czarnej rzęsie «Pachciarskiej kobyły» ukazała się jedna wielka łza, sygnał bezdennej rozpaczy. Borowicz przestał się śmiać i ze zmarszczonem czołem wciąż patrzał na tę łzę błyszczącą. Pochłonęła ona jego uwagę, pamięć i jakby całą duszę. Pierwsze w życiu współczucie drgnęło w jego piersi.
Opis miłość i przywiązania Heleny i Marcinka Borowiczów:
- Mamusiu, jak to dobrze, że mama po mnie przyjechała... Tak sobie jedziemy razem... To dopiero dobrze...
Gładziła pieszczotliwie jego włosy i, schylając się, w sekrecie nie wiedzieć przed kim, szepnęła mu do ucha:
- Będziesz zawsze kochał swoją matkę, zawsze a zawsze?...
Słodkie łzy, padające wielkiemi kroplami z oczu chłopca, zastąpiły jej wyrazy odpowiedzi.
Opis przeżyć Marcinka po stracie matki:
Pani Borowiczowa zmarła była w lecie owego roku. Marcinek początkowo nie odczuł tej straty. Na pogrzebie zmuszał się do płaczu i przybierał miny efektowne, wrzeszczał i usiłował rzucić się za trumną do jamy mogilnej, wiedząc ze słuchu, że to pasuje, i przeczuwając, że to jeszcze go bardziej w tym dniu wyróżni. Z pogrzebu zabrał go ojciec do Gawronek. Dom był w nieładzie.
W klasie pierwszej lekcje języka polskiego odbywały się cztery razy tygodniowo w porze bardzo niewygodnej, bo między godziną ósmą i dziewiątą z rana. W zimie bywało wtedy szaro i chłodno. Chłopcy siedzieli skuleni i senni. Nauczyciel przychodził w swojem futrze szopowem, tulił się w nie i drzemał z otwartemi oczami, podczas gdy wzywani do katedry tłómaczyli z wypisów Dubrowskiego urywki nudne, jak odwar z lukrecji. Po odczytaniu i przełożeniu na rosyjskie danego «kawałka» następował rozbiór, dokonywany po rosyjsku i na modłę rosyjską. W ciągu całej lekcji nauczyciel nie mówił ani słowa po polsku i z niechęcią prostował faktyczne błędy. Uczniowie odrabiali ten «przedmiot», jak wstrętną katorgę. «Polskie» była to godzina stokroć nudniejsza od kaligrafji i «Zakonu Bożego», gdyż nadto małe próżniaki czuły w powietrzu woń wzgardy, unoszącą się nad tą nieszczęsną lekcją. Stopnie z polskiego nikogo nie obchodziły, nauczyciel Sztetter nie był wcale w umysłach malców ceniony na równi z wykładającym arytmetykę albo łacinę. Traktowano go pobłażliwie, jak piąte koło u wozu, jako rzecz w istocie niepotrzebną i bez wartości.
Stosunek młodego Borowicz do Boga i religii:
Nazajutrz wczesnym rankiem znowu Borowicz klęczał w tem samem miejscu. Odtąd wstawał wcześniej i przed lekcjami zawsze zmierzał na swe miejsce pod chórem. Pewnego razu, klęcząc tam, wysłuchał kazania, jakie do wiernych miał jeden z wikarjuszów, księżyna stary i wielki prostaczek. Nauczał on dnia tego przeważnie służące i motłoch rzemieślniczy, jak należy przymuszać się do modlitwy. Prostemi i niemal śmiesznemi zwrotami mowy zapewniał, że modlitwa na początku człowieka nudzi i mierzi, potem wchodzi w nałóg, a wreszcie zacznie być przyjemną, jak czysta i cała koszula dla nędzarza, który chodził w zgnojonym łachmanie i którego wszy jadły. Marcinek wziął do serca tę naukę i począł zaprawiać się do modlitwy. Zrazu odmawiał jeden tylko pacierz, później szeptał ich kilka na różne intencje; z czasem dobre i złe stopnie, dobre lub złe rozwiązanie zadań, wreszcie wszelkie zjawiska życia, wszystkie wypadki stały się w jego umyśle zależnymi od modłów porannych.
strona: 1 2 3 4 5
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies