JesteÅ› w: Ostatni dzwonek -> Syzyfowe prace
Rozdział VI
Mimo iż inni nie mieli urlopu, Borowicz spędza dwa dni w domu z powodu Zielonych Świątek. Do Gawronek jedzie bryczką. Podczas podróży furman Jędrek opowiada o kradzieży klaczy Borowiczów.
Pani Borowiczowa podczas pobytu w Klerykowie załatwiła przy okazji u pana Majewskiego dwudniową przepustkę dla jedynaka, choć to było rzadkością. Urlop wypisano na urzędowym papierze z ogromną pieczątką. Był przeddzień uroczystości Zielonych Świątek.
Borowiczowie jechali bryczką, która powoził młody furman Jędrek. Gdy zjechali z szosy na gościniec, a potem na dróżkę, woźnica musiał umiejętnie prowadzić, gdyż warunki były trudne. Nikt nie naprawiał drogi, łatwo było o złamanie dyszla lub wpadnięcie w błoto. Helena poprosiła, by Jędrek opowiedział Marcinkowi o tym, jak skradziono im gniadą klacz, która później samodzielnie powróciła do zagrody. Obecnie z drugim koniec ciągnęła bryczkę. Było to zwierzę niepozwalające ludziom na zbytnią poufałość. Często gestem sprzeciwu wierzgała i kopała, lecz była tak pracowitym koniem, że wszystko jej wybaczano. Obrabiała najcięższe pola. Miała kilka źrebiąt, które Borowicz dobrze sprzedał na jarmarku. Historia kradzieży przedstawiała się następująco: Jędrek cztery tygodnie temu spał z Wincentym na progu stajni. Rankiem ujrzeli, że gniada kobyła zginęła. Choć wszyscy szukali zwierzęcia, złodziej nie zostawił żadnych śladów. W poszukiwania włączył się ksiądz, który z ambony ogłosił kradzież. Po miesiącu klacz wróciła sama. Miała wychudzone boki, na szyi zawinięty postronek, a na nogach koło pęcin zawinięte szmaty, by nie zostawiała śladów. Złodziej nie zdążył ich zdjąć, ponieważ mu uciekła. Po powrocie uspokoiła się i już nie gryzła.
Marcinek położył głowę na kolanach matki, która gładziła jego włosy, szepcząc do ucha, by zawsze ją kochał. Przed wsią na wzgórzu stała drewniana kapliczka, otoczona pachnącymi krzakami bzu. Marcinek wyskoczył z jadącej bryczki, urwał pęk kwitnących gałęzi, a po dogonieniu pojazdu, położył bukiet na kolanach wzruszonej Heleny.
RozdziaÅ‚ VIIStreszczenie „Syzyfowych prac”
Autor: Karolina MarlêgaRozdziaÅ‚ VI
Mimo iż inni nie mieli urlopu, Borowicz spędza dwa dni w domu z powodu Zielonych Świątek. Do Gawronek jedzie bryczką. Podczas podróży furman Jędrek opowiada o kradzieży klaczy Borowiczów.
Pani Borowiczowa podczas pobytu w Klerykowie załatwiła przy okazji u pana Majewskiego dwudniową przepustkę dla jedynaka, choć to było rzadkością. Urlop wypisano na urzędowym papierze z ogromną pieczątką. Był przeddzień uroczystości Zielonych Świątek.
Borowiczowie jechali bryczką, która powoził młody furman Jędrek. Gdy zjechali z szosy na gościniec, a potem na dróżkę, woźnica musiał umiejętnie prowadzić, gdyż warunki były trudne. Nikt nie naprawiał drogi, łatwo było o złamanie dyszla lub wpadnięcie w błoto. Helena poprosiła, by Jędrek opowiedział Marcinkowi o tym, jak skradziono im gniadą klacz, która później samodzielnie powróciła do zagrody. Obecnie z drugim koniec ciągnęła bryczkę. Było to zwierzę niepozwalające ludziom na zbytnią poufałość. Często gestem sprzeciwu wierzgała i kopała, lecz była tak pracowitym koniem, że wszystko jej wybaczano. Obrabiała najcięższe pola. Miała kilka źrebiąt, które Borowicz dobrze sprzedał na jarmarku. Historia kradzieży przedstawiała się następująco: Jędrek cztery tygodnie temu spał z Wincentym na progu stajni. Rankiem ujrzeli, że gniada kobyła zginęła. Choć wszyscy szukali zwierzęcia, złodziej nie zostawił żadnych śladów. W poszukiwania włączył się ksiądz, który z ambony ogłosił kradzież. Po miesiącu klacz wróciła sama. Miała wychudzone boki, na szyi zawinięty postronek, a na nogach koło pęcin zawinięte szmaty, by nie zostawiała śladów. Złodziej nie zdążył ich zdjąć, ponieważ mu uciekła. Po powrocie uspokoiła się i już nie gryzła.
Marcinek położył głowę na kolanach matki, która gładziła jego włosy, szepcząc do ucha, by zawsze ją kochał. Przed wsią na wzgórzu stała drewniana kapliczka, otoczona pachnącymi krzakami bzu. Marcinek wyskoczył z jadącej bryczki, urwał pęk kwitnących gałęzi, a po dogonieniu pojazdu, położył bukiet na kolanach wzruszonej Heleny.
Z powodu nękających ją od dłuższego czasu suchot, umiera matka Marcina. Chłopiec zostaje uczniem pierwszej klasy. Ma zaległości w nauce, wagaruje z Wilczowskim (Wilczkiem). Pewnego dnia rezygnuje z zabaw z kolegą i udaje się do kościoła. Zaczyna uczestniczyć w zebraniach chóru. Udaje mu się być przypadkowym świadkiem postępowania księdza Wargulskiego, który zrzucił inspektora szkolnego ze schodów za to, iż ten zakazał śpiewania hymnu w języku polskim.
Marcinek był już uczniem pierwszej klasy. Zaniedbał się w nauce, ponieważ stracił w lecie ukochaną matkę. Cały czas nie zdawał sobie sprawy z jej odejścia, zmuszając się na pogrzebie do płaczu. W całym domu panował nieład. Ojciec cały czas pracował w folwarku, więc nie miał na nic innego czasu. Nie poświęcał uwagi nawet synowi.
Borowicz kolegowaÅ‚ siÄ™ z „Wilczkiem”. Dzielili Å‚awkÄ™. Nowy znajomy byÅ‚ drugorocznym pierwszakiem, jedynym synem bogatej lichwiarki, pani Wilczkowickiej. ChÅ‚opiec Å‚obuzowaÅ‚, nie odrabiaÅ‚ lekcji, do tablicy szedÅ‚ z cudzym zeszytem, obÅ‚ożonym w papier ze swym nazwiskiem. CzÄ™sto Å›ciÄ…gaÅ‚. WywieraÅ‚ negatywny wpÅ‚yw na sÅ‚uchajÄ…cego go Marcina.
ChÅ‚opcy razem chodzili na wagary. W dzieÅ„ „galówki” (dni galowe, Å›wiÄ™ta paÅ„stwowe, obchodzone w rocznicÄ™ urodzin czy wstÄ…pienia na tron panujÄ…cego cara), w grudniu przed Bożym Narodzeniem również uciekli z nabożeÅ„stwa. Poszli nad rzekÄ™, na której urzÄ…dzili sobie Å›lizgawkÄ™. Marcinek przemarzÅ‚, dlatego też postanowiÅ‚ wrócić do koÅ›cioÅ‚a, pozostawiajÄ…c kolegÄ™ na dworze.
Borowicz należał do chóru. Zawsze po mszy śpiewał hymn państwowy. Obecnie skradał się na palcach przez korytarze i krużganki do małych drzwiczek, prowadzących do chóru. Szedł kręconymi schodami. Panowała ciemność, gdy zostały mu do otworzenia tylko jedne drzwi u góry. Cieszył się, że uniknie noty w dzienniku za nieobecność, lecz przed drzwiami ujrzał klęczącego księdza Wargulskiego. Wówczas cofnął się i ukrył we framudze okienka, słysząc śpiewany w języku polskim hymn. Nagle dolne drzwi się otworzyły, a po schodach biegł dyrektor gimnazjum. Marcinkowi ze strachu włosy na głowie się zjeżyły. Bardzo się bał. Tymczasem oburzony inspektor spytał księdza, kto pozwolił śpiewać hymn po polsku, na co usłyszał, że w kościele zawsze będzie to się odbywać w tym języku, ponieważ tak zdecydował. W tej chwili prefekt chwycił inspektora mocno za kołnierz i zniósł ze schodów na dół, wypychając za drzwi. Inspektor Sieldew wpadł na ścianę.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19
Szybki test:
Profesor Rudolf Leim uczył:a) języka polskiego
b) języka rosyjskiego
c) Å‚aciny
d) arytmetyki
RozwiÄ…zanie
Walecki na lekcji historii sprzeciwił się szkalowaniu polskich zakonnic, ponieważ:
a) chciał bronić honoru polskiego
b) chciał w przyszłości zostać księdzem
c) pochodził z katolickiej rodziny
d) wychowywał się w klasztorze
RozwiÄ…zanie
Wakacje w Gawronkach Marcin spędza:
a) po zdaniu do czwartej klasy
b) po zdaniu do piÄ…tej klasy
c) po ukończeniu trzeciej klasy
d) po ukończeniu piatej klasy
RozwiÄ…zanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies