Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Mistrz i Małgorzata
Postać mistrza pojawia się w dziele Michaiła Bułhakowa dopiero w rozdziale 13, części I. Tytuł rozdziału brzmi: Pojawia się bohater i jest to niemal sugestia autora, że od tej pory wszystkie powieściowe wydarzenia zaczną się „wyjaśniać”.
Mistrza poznajemy jako anonimowego pensjonariusza kliniki dla psychicznie chorych, w chwili, gdy ubrany w szpitalną piżamę, przekrada się balkonem do sąsiedniego pokoju, gdzie akurat przebywa poeta Iwan Bezdomny. Bohater wygląda na trzydzieści osiem lat, ma ciemne włosy, ostry nos, przerażone oczy i dokładnie ogoloną twarz: „Do pokoju ostrożnie zaglądał mniej więcej trzydziestoośmioletni człowiek, ciemnowłosy, starannie wygolony, o ostrym nosie i przerażonych oczach.” Nie chce zdradzić swojej tożsamości, uważa, że ten fakt nie ma większego znaczenia: „ – Nie mam już nazwiska – odparł z posępną pogardą dziwny gość. – Wyrzekłem się go, jak zresztą wszystkiego w tym życiu. Puśćmy to w niepamięć.”
Zamiast tego woli, by nazywano go mistrzem i sam tak się przedstawia, na dowód wkładając na głowę czarną czapeczkę w wyhaftowaną żółty jedwabiem literą „M”: „ – Jestem mistrzem” – mówi. Tak zaczęła nazywać go ukochana i podarowała mu wspomniane nakrycie głowy.
W przeszłości pracował w muzeum, bo z wykształcenia był historykiem i znał kilka języków obcych, ale pewnego dnia wygrał na loterii sto tysięcy rubli. Od tamtej pory zaczął żyć wedle swojego uznania. Wynajął skromne dwupokojowe mieszkanie w pobliżu Arbatu i zaczął pisać powieść o piątym procuratorze Judei – Poncjuszu Piłacie. Z tym zamiarem nosił się już od dawna, ale dopiero wygrana umożliwiła mu realizację marzenia, miał więcej czasu, jadał w niezbyt drogich restauracjach, chodził nienagannie ubrany, czasem wybierał się na przechadzki. Podczas jednej z nich poznał Małgorzatę. Zwróciła jego uwagę, pękiem żółtej mimozy niesionym w ręku. Ponadto była piękna, a w jej oczach malowała się „niesłychana samotność”. Zaczęli ze sobą rozmawiać, a wkrótce potajemnie spotykać się, bo nieznajoma miała męża. Mistrz też kiedyś był żonaty, ale „epizod” ów poczytywał za porażkę i począł wykluczać go ze swojej pamięci. Opowiada o tym Bezdomnemu:
„ – To pan był żonaty?
- No tak, (...) Z tą... z Warią... z Manią... nie, z Warią... taka sukienka w paski, muzeum... Zresztą nie pamiętam.”
Małgorzata odwiedzała mistrza w jego skromnym lokum, wspólnie spędzali czas, a ona stała się pasjonatką pisanej przez niego powieści: „Ten, który nazywał się mistrzem, gorączkowo pracował nad swą powieścią i owa powieść pochłonęła również nieznajomą. (...)Mistrz – charakterystyka postaci
Autor: Ewa PetniakPostać mistrza pojawia się w dziele Michaiła Bułhakowa dopiero w rozdziale 13, części I. Tytuł rozdziału brzmi: Pojawia się bohater i jest to niemal sugestia autora, że od tej pory wszystkie powieściowe wydarzenia zaczną się „wyjaśniać”.
Mistrza poznajemy jako anonimowego pensjonariusza kliniki dla psychicznie chorych, w chwili, gdy ubrany w szpitalną piżamę, przekrada się balkonem do sąsiedniego pokoju, gdzie akurat przebywa poeta Iwan Bezdomny. Bohater wygląda na trzydzieści osiem lat, ma ciemne włosy, ostry nos, przerażone oczy i dokładnie ogoloną twarz: „Do pokoju ostrożnie zaglądał mniej więcej trzydziestoośmioletni człowiek, ciemnowłosy, starannie wygolony, o ostrym nosie i przerażonych oczach.” Nie chce zdradzić swojej tożsamości, uważa, że ten fakt nie ma większego znaczenia: „ – Nie mam już nazwiska – odparł z posępną pogardą dziwny gość. – Wyrzekłem się go, jak zresztą wszystkiego w tym życiu. Puśćmy to w niepamięć.”
Zamiast tego woli, by nazywano go mistrzem i sam tak się przedstawia, na dowód wkładając na głowę czarną czapeczkę w wyhaftowaną żółty jedwabiem literą „M”: „ – Jestem mistrzem” – mówi. Tak zaczęła nazywać go ukochana i podarowała mu wspomniane nakrycie głowy.
W przeszłości pracował w muzeum, bo z wykształcenia był historykiem i znał kilka języków obcych, ale pewnego dnia wygrał na loterii sto tysięcy rubli. Od tamtej pory zaczął żyć wedle swojego uznania. Wynajął skromne dwupokojowe mieszkanie w pobliżu Arbatu i zaczął pisać powieść o piątym procuratorze Judei – Poncjuszu Piłacie. Z tym zamiarem nosił się już od dawna, ale dopiero wygrana umożliwiła mu realizację marzenia, miał więcej czasu, jadał w niezbyt drogich restauracjach, chodził nienagannie ubrany, czasem wybierał się na przechadzki. Podczas jednej z nich poznał Małgorzatę. Zwróciła jego uwagę, pękiem żółtej mimozy niesionym w ręku. Ponadto była piękna, a w jej oczach malowała się „niesłychana samotność”. Zaczęli ze sobą rozmawiać, a wkrótce potajemnie spotykać się, bo nieznajoma miała męża. Mistrz też kiedyś był żonaty, ale „epizod” ów poczytywał za porażkę i począł wykluczać go ze swojej pamięci. Opowiada o tym Bezdomnemu:
„ – To pan był żonaty?
- No tak, (...) Z tą... z Warią... z Manią... nie, z Warią... taka sukienka w paski, muzeum... Zresztą nie pamiętam.”
Zanurzywszy we włosach szczupłe palce o ostrych paznokciach, czytała w nieskończoność to, co już napisał, a przeczytawszy zaczynała szyć tę właśnie czapeczkę. (...) Wróżyła mu sławę, ponaglała go i właśnie wtedy zaczęła nazywać go mistrzem.”
Gdy powieść została ukończona, autor oddał ją do druku, a następnie do recenzji. Opinie były nieprzychylne, a gdy wydrukowano fragment dzieła, zaczęto drwić z twórcy i szykanować go na łamach prasy. Czynili to redaktorzy: Aryman, Laurowicz i Łatuński: „ (...) Następnego dnia w innej gazecie ukazał się też inny artykuł, podpisany przez Mścisława Laurowicza. Autor domagał się bezlitosnej rozprawy z piłatyzmem i z tym religanckim tandeciarzem, który umyślił sobie, że przemyci (znów to przeklęte słowo!) piłatyzm na łamy czasopism.”
Pisarz męczył się psychicznie, utracił wiarę w to, co robił. Nagle ogarniały go nieuzasadnione lęki. Zaczynał cierpieć na depresję. Małgorzata coraz częściej wychodziła na samotne spacery, a on zaprzyjaźnił się z niejakim Alojzym Mogaryczem – pasjonatem literackim, który starał się objaśniać mu sens ukazujących się nadal krytycznych recenzji. Potem okazało się, że „przyjaciel” doniósł na niego odpowiednim organom. Zajęto mieszkanie mistrza, ale wcześniej mistrz, w przystępie rozpaczy, zdążył jeszcze spalić część rękopisów. Niektóre „ocaliła” ukochana. By ratować siebie i nie pogrążać najdroższej kobiety, która cierpiała z jego powodu, zgłosił się do kliniki doktora Strawińskiego. Nie wierzył, że jeszcze kiedyś spotka Małgorzatę, tak samo jak nie wierzył w to, że ona jeszcze go kocha. W szpitalu, dzięki środkom antydepresyjnym, odnalazł względny spokój.
strona: 1 2
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies