Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Mistrz i Małgorzata
Nim zakochana Margot (tak nazywał ją mistrz) wypełniła swoją dostojną funkcję, przyjęła podarek od Azazella – cudowny krem, po którym jej ciało i ona sama „przeszła” istną metamorfozę: „Na trzydziestoletnią Małgorzatę patrzyła z lusterka kędzierzawa z natury, kruczowłosa dwudziestoletnia dziewczyna i trzęsła się ze śmiechu. (...) Ciało jej natychmiast poróżowiało, rozgrzało się (...) w mięśnie rąk i nóg wstąpiła siła, a potem ciało Małgorzaty stało się nieważkie.” Zamieniła się w wiedźmę. W pośpiechu napisała pożegnalny list do męża, donosząc mu, że się z nim rozstaje i błaga o wybaczenie. Jako diablica podróżowała na miotle, leciała nad Moskwą. Przypomniała sobie wówczas krytyka, który „pogrążył” mistrza - Łatuńskiego, zdemolowała jego mieszkanie i, mimo że czyn ten wskazywałby na jej mściwą i złośliwą naturę w istocie tak nie było. Mimo „metamorfozy” zachowała typowo ludzkie uczucia i wrodzoną dobroć, bo w chwilę później uspokoiła płaczące dziecko. Na słynnym balu nie opuszczał jej strach, lecz starała się go nie okazywać. Miała przy sobie zaufanego „przyjaciela” – Korowiowa, a w uszach brzmiały jej jeszcze jego wskazówki: „(...) niech się pani nigdy niczego nie boi. To rozsądne.”
Cierpliwie poddała się wszystkim zabiegom przygotowującym ją do tej wielkiej uroczystości. Każdemu z „gości” okazywała szacunek, wytrwale znosiła oddawany jej hołd - pocałunki w kolano oraz sam widok niezwykłych przybyszów – wyłaniających się z kominka wisielców, trupów morderców, zbrodniarzy, przestępców - wszystkich tych, którzy za życia doczesnego „zasmakowali” w złych czynach. Sama była świadkiem przerażającego aktu – zabójstwa barona Meigla, musiała ponadto zakosztować krwi, wznosząc toast z gospodarzem balu. Niełatwa była to rola, lecz dzięki niej odzyskała mistrza. Zlitowała się ponadto nad Friedą, błagając dla niej o łaskę przebaczenia samego Wolanda. Współczuła uwiedzionej Friedzie, starała się pojąć jej tragiczne położenie i moment, gdy kobieta dusiła swoje dziecko chusteczką. Winnym czyniła również nieumyślnego ojca noworodka:
„ – A gdzież ów właściciel kawiarni? – zapytała Małgorzata.
- Królowo – zaskrzypiał nagle z dołu kocur – pozwól, że cię zapytam, co tu ma do rzeczy właściciel kawiarni? Przecież to nie on dusił w lesie noworodka!”
„Wszechpotężny” Woland wywiązał się z umowy i spełnił jej życzenie. Mistrz i Małgorzata ponownie mogli być razem, ale tam, gdzie panuje tylko „światłość”: „ - On prosi, abyście zabrali także tę, która go kochała i która przez niego cierpiała. (...)” Kochankowie musieli umrzeć, by cieszyć się wspólnym szczęściem. Na zawsze zostali obdarzeni wiecznym spokojem – była to forma nagrody, na która obydwoje zasłużyli. Mistrz – jako ten, który walczył o prawdę, a Małgorzata – jako ta, która stanęła w obronie miłości.Małgorzata – charakterystyka postaci
Autor: Ewa PetniakNim zakochana Margot (tak nazywał ją mistrz) wypełniła swoją dostojną funkcję, przyjęła podarek od Azazella – cudowny krem, po którym jej ciało i ona sama „przeszła” istną metamorfozę: „Na trzydziestoletnią Małgorzatę patrzyła z lusterka kędzierzawa z natury, kruczowłosa dwudziestoletnia dziewczyna i trzęsła się ze śmiechu. (...) Ciało jej natychmiast poróżowiało, rozgrzało się (...) w mięśnie rąk i nóg wstąpiła siła, a potem ciało Małgorzaty stało się nieważkie.” Zamieniła się w wiedźmę. W pośpiechu napisała pożegnalny list do męża, donosząc mu, że się z nim rozstaje i błaga o wybaczenie. Jako diablica podróżowała na miotle, leciała nad Moskwą. Przypomniała sobie wówczas krytyka, który „pogrążył” mistrza - Łatuńskiego, zdemolowała jego mieszkanie i, mimo że czyn ten wskazywałby na jej mściwą i złośliwą naturę w istocie tak nie było. Mimo „metamorfozy” zachowała typowo ludzkie uczucia i wrodzoną dobroć, bo w chwilę później uspokoiła płaczące dziecko. Na słynnym balu nie opuszczał jej strach, lecz starała się go nie okazywać. Miała przy sobie zaufanego „przyjaciela” – Korowiowa, a w uszach brzmiały jej jeszcze jego wskazówki: „(...) niech się pani nigdy niczego nie boi. To rozsądne.”
Cierpliwie poddała się wszystkim zabiegom przygotowującym ją do tej wielkiej uroczystości. Każdemu z „gości” okazywała szacunek, wytrwale znosiła oddawany jej hołd - pocałunki w kolano oraz sam widok niezwykłych przybyszów – wyłaniających się z kominka wisielców, trupów morderców, zbrodniarzy, przestępców - wszystkich tych, którzy za życia doczesnego „zasmakowali” w złych czynach. Sama była świadkiem przerażającego aktu – zabójstwa barona Meigla, musiała ponadto zakosztować krwi, wznosząc toast z gospodarzem balu. Niełatwa była to rola, lecz dzięki niej odzyskała mistrza. Zlitowała się ponadto nad Friedą, błagając dla niej o łaskę przebaczenia samego Wolanda. Współczuła uwiedzionej Friedzie, starała się pojąć jej tragiczne położenie i moment, gdy kobieta dusiła swoje dziecko chusteczką. Winnym czyniła również nieumyślnego ojca noworodka:
„ – A gdzież ów właściciel kawiarni? – zapytała Małgorzata.
- Królowo – zaskrzypiał nagle z dołu kocur – pozwól, że cię zapytam, co tu ma do rzeczy właściciel kawiarni? Przecież to nie on dusił w lesie noworodka!”
Postać Małgorzaty to przykład kobiety romantycznej, dla której miłość jest najważniejsza, z tym, że uczucie to nie jest dla niej siłą niszczącą – wprost przeciwnie – skłania do działania, pobudza do walki. Jest motorem życia. W chwilach krytycznych – gdy nie wie nic o losie ukochanego, nie poddaje się, stale o nim myśli, przywołuje go. Kiedy pojawia się szansa odzyskania mistrza, wykorzystuje ją. Ufa sile miłości i zdaje się na nią. Bohaterka prezentuje cechy nie tylko kobiece takie jak: dobroć, litość, współczucie, czułość, ale również męskie: upór, siłę, waleczność. Jej aktywna postawa symbolizuje walkę o to, co najważniejsze, co stanowi treść życia – o miłość.
Tak wykreowana Małgorzata może być wzorcem i portretem wielu kobiet: tych, które ciągle czekają na spotkanie tajemniczego „mistrza” i tych, które poddają się, nie mając już sił walczyć o ukochanych oraz tych, które tkwią w „bezwartościowych” związkach, czyniąc siebie „niewolnicami” nieudanych i zmierzchających miłości. Te kobiety, „z niesłychaną samotnością malującą się w oczach” można spotkać codziennie, możliwe, że gdzieś, z obawy, ukrywają krzyczący bukiet żółtej mimozy...
strona: 1 2
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies