Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Opowiadania Żeromskiego
Leżąc w łóżku, Dominik Cedzyna czytał przy zapalonej świecy ostatni list od ukochanego syna Piotra, absolwenta Politechniki w Zurychu. Z trzymanych w dłoni kartek dowiedział się, że przed trzema tygodniami pewien profesor wezwał jego dziecko do gabinetu i dał do przeczytania list od Jonatana Mundsleya - chemika z angielskiego uniwersytetu, który wcześniej porzucił katedrę, zakładając prywatne laboratorium. Prosił w liście o wskazanie najzdolniejszego asystenta szwajcarskiej uczelni, którego przyjąłby do siebie do pracy, proponując kierownicze stanowisko, pensję w wysokości dwustu franków miesięcznie, mieszkanie i swobodę w prowadzeniu badań. Zapraszał kandydata do angielskiego, nadmorskiego miasta Hull. Profesor, który przekazał szczegóły oferty, zaproponował Piotrowi tę posadę. Chciał mu również pożyczyć trzysta franków na zagospodarowanie się w nowym miejscu (absolwent miał je zwrócić w ciągu trzech miesięcy).
Piotr opisywał w liście, jak od trzech lat rozsyła swe oferty do Łodzi, Pabianic i Zgierza, prosząc w nich o posadę – choćby nawet za dwadzieścia pięć rubli miesięcznego wynagrodzenia. Choć zapewniał wynalezienie nowych sposobów „drukowania perkalików”, nie otrzymywał żadnej odpowiedzi.
Syn pisał także o swych wielkich marzeniach: chciał poprawić status swojego życia i ukochanego rodzica. W liście z sentymentem wspominał dzieciństwo.
Cedzyna odłożył kartki, ponieważ nigdy nie czytał wieści od syna od razu – rozkładał radość z lektury na kilka dni. Martwił się, iż Piotr nie zamierzał wrócić w rodzinne strony, woląc wyjechać do Anglii. Taki scenariusz oznaczał dla staruszka ostateczne zerwanie kontaktu z jedynakiem. Nie rozumiał postępowania i myślenia syna…
Piotr wyjechał z domu, gdy skończył osiemnaście lat, nie otrzymawszy od ojca żadnego finansowego wsparcia na podróż. Był wtedy bardzo chudy i „mizerny”. Ojciec żałował teraz, iż miał go tak krótko przy swym boku. Choć młody bohater zapewnił w listach, że Cedzyna był jego „drugą połową”, to Dominik nieustannie martwił się o jego dalsze życie. Przed zaśnięciem prosił Boga, by zwrócił mu choć na jeden dzień dziecko, nim zabierze mu je na zawsze. Chciał, by Piotr wrócił do niego na stałe, ożenił się z tutejszą dziewczyną i razem z nim pracował.
Teodor Bijakowski („vel Bijak”), u którego obecnie pracował Dominik, urodził się w Warszawie, na ulicy Krochmalnej. Jego ojciec był właścicielem ubogiego szynku, w którym mały Teoś z licznym rodzeństwem spędzał dzieciństwo. Czas upływał im na chuligańskich wybrykach, między innymi na wybijaniu szyb sąsiadom.„Doktor Piotr” - stereszczenie opowiadania
Autor: Karolina MarlgaLeżąc w łóżku, Dominik Cedzyna czytał przy zapalonej świecy ostatni list od ukochanego syna Piotra, absolwenta Politechniki w Zurychu. Z trzymanych w dłoni kartek dowiedział się, że przed trzema tygodniami pewien profesor wezwał jego dziecko do gabinetu i dał do przeczytania list od Jonatana Mundsleya - chemika z angielskiego uniwersytetu, który wcześniej porzucił katedrę, zakładając prywatne laboratorium. Prosił w liście o wskazanie najzdolniejszego asystenta szwajcarskiej uczelni, którego przyjąłby do siebie do pracy, proponując kierownicze stanowisko, pensję w wysokości dwustu franków miesięcznie, mieszkanie i swobodę w prowadzeniu badań. Zapraszał kandydata do angielskiego, nadmorskiego miasta Hull. Profesor, który przekazał szczegóły oferty, zaproponował Piotrowi tę posadę. Chciał mu również pożyczyć trzysta franków na zagospodarowanie się w nowym miejscu (absolwent miał je zwrócić w ciągu trzech miesięcy).
Piotr opisywał w liście, jak od trzech lat rozsyła swe oferty do Łodzi, Pabianic i Zgierza, prosząc w nich o posadę – choćby nawet za dwadzieścia pięć rubli miesięcznego wynagrodzenia. Choć zapewniał wynalezienie nowych sposobów „drukowania perkalików”, nie otrzymywał żadnej odpowiedzi.
Syn pisał także o swych wielkich marzeniach: chciał poprawić status swojego życia i ukochanego rodzica. W liście z sentymentem wspominał dzieciństwo.
Cedzyna odłożył kartki, ponieważ nigdy nie czytał wieści od syna od razu – rozkładał radość z lektury na kilka dni. Martwił się, iż Piotr nie zamierzał wrócić w rodzinne strony, woląc wyjechać do Anglii. Taki scenariusz oznaczał dla staruszka ostateczne zerwanie kontaktu z jedynakiem. Nie rozumiał postępowania i myślenia syna…
Piotr wyjechał z domu, gdy skończył osiemnaście lat, nie otrzymawszy od ojca żadnego finansowego wsparcia na podróż. Był wtedy bardzo chudy i „mizerny”. Ojciec żałował teraz, iż miał go tak krótko przy swym boku. Choć młody bohater zapewnił w listach, że Cedzyna był jego „drugą połową”, to Dominik nieustannie martwił się o jego dalsze życie. Przed zaśnięciem prosił Boga, by zwrócił mu choć na jeden dzień dziecko, nim zabierze mu je na zawsze. Chciał, by Piotr wrócił do niego na stałe, ożenił się z tutejszą dziewczyną i razem z nim pracował.
Pewnego razu chłopiec przypadkowo strzelił kamieniem z procy w kok podstarzałej panny – właścicielki domu, w którym mieszkali. Wówczas kobieta powiedziała: „Pójdź dziecię, ja cię uczyć karzę” i chłopiec rozpoczął naukę na jej koszt. Zdał egzaminy do gimnazjum, kończąc każdą klasę z nagrodami. Po śmierci opiekunki, której był bardzo wdzięczny, nie zakończył nauki. Zaopiekowali się nim „dobrzy ludzie”, finansując nadal jego edukację.
Gdy skończył Szkołę Główną (uczelnia utworzona w 1862 roku, w miejscu zamkniętego w 1831 roku Uniwersytetu Warszawskiego) na wydziale matematycznym, dostał się do Instytutu (prawdopodobnie chodziło o Instytut Budowy Dróg i Mostów w Petersburgu). Po zakończeniu nauki, otrzymał tytuł inżyniera. Budował mosty, dworce i linie kolejowe.
W przeciągu dziesięciu lat, które upłynęły na ciężkiej pracy, uzbierał kilkadziesiąt tysięcy rubli, po czym zainwestował je, czerpiąc ogromne zyski. Na południowym wybrzeżu Krymu kupił willę, w której zamieszkał wraz z małżonką (córką bogatego warszawskiego powroźnika), pomagając nadal finansowo swej licznej rodzinie.
Po powrocie do kraju rozpoczął pracę przy budowie drogi żelaznej i poznał Dominika Cedzynę, zubożałego szlachcica i obywatela ziemskiego. Na początku zatrudnił go na stanowisku dozorcy, dziwiąc się zawsze jego nienagannym wyglądem: starannym uczesaniem, ogoloną twarzą, eleganckim i wytwornym strojem. Bijakowski czuł satysfakcję, wydając polecenia szlachcicowi. Wieczorem na budowie, gdy inżynierowie zasiadali do gry w winta, Dominik szedł do pobliskiego miasteczka na pocztę, by sprawdzić, czy nie otrzymał listu od syna. Wszystkie dotychczas otrzymane wiadomości nosił w bocznej kieszeni surduta, nie rozstając się z nimi na chwilę.
strona: 1 2 3
Szybki test:
Góra, którą Bijakowski kulił od Polichnowicza za sto rubli zwana była:a) Końską Dolą
b) Kaczym Szczytem
c) Świńską Krzywdą
d) Krowią Niedolą
Rozwiązanie
Bijakowski początkowo zatrudnił zubożałego szlachcica i obywatela ziemskiego - Dominika Cedzynę na stanowisku:
a) zarządcy
b) dozorcy
c) woźnicy
d) administratowa
Rozwiązanie
Bijakowski kupił willę:
a) Nad Morzem Śródziemnym
b) nad Bałtykiem
c) na Wyspach Kanaryjskich
d) na wybrzeżu Krymu
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:

kontakt | polityka cookies