Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Potop
Kiemlicz
Pochodził z Borowiczka. Był kościstym starcem, z ogromną, wiecznie skrzywioną i „tetryczną” twarzą. Miał „kuse” oczy, krzaczaste brwi i wąsy, pod którymi sterczała nadmiernie wysunięta dolna warga (przy mówieniu zachodziła mu pod nos tak, jak u ludzi nie mających zębów). „Zgrzybiałość” twarzy kontrastowała z czerstwością jego postury, zdradzającej niezwykłą siłę i żwawość. Kiemlicz miał ruchy charakterystyczne bardziej dla sprężyny, niż dla człowieka. Cały czas miał wytężony wzrok i tak zwane „oczy dookoła głowy”, jakby chciał ujrzeć wszystko wkoło. U Andrzeja służył z dwoma synami (bliźniakami) od czasów, gdy pułkownik prowadził w Białej Rusi na własną rękę wojnę z Chowańskim. Wojnę traktował jako okazję do wzbogacenia się. Zginął w czasie bitwy ze Szwedami w wąwozie.
Bliźniacy Kosma i Damian Kiemliczowie
Synowie Kiemlicza byli dużymi, niezgrabnymi chłopami o ogromnych głowach, porośniętych gęstym i twardym jak szczecina, nierównym i sterczącym koło uszu włosem. Odznaczali się wielką chciwością, gromadząc i chowając po lasach łupy wojenne. Kradli konie, które później sprzedawali na dworach i miasteczkach. Choć bili się niezgorzej niż ojciec, to jednak nie potrafili się przeciwstawić despotycznemu rodzicowi, który po każdej bitwie zabierał im najlepszą część łupów. Sienkiewicz określił ich sformułowaniem: „Dość głupowaci z natury”. Mimo licznych kłótni między sobą, Kiemliczowie w bitwie gotowi byli oddać za siebie życie. Wśród żołnierzy mieli opinię strasznych przeciwników do tego stopnia, iż oficerowie unikali z nimi starcia. Damian i Kosma respekt i strach czuli jedynie – nie licząc ojca – przed Kmicicem i panem Ranickim (zamordowanym przez Butrymów w Wołmontowiczach).
Krążyły opowieści o ich wielkich skarbach. Gdy kiedyś Andrzej wysłał ich z czeladzią i tabunem zdobywczych koni, by je sprzedali, od tamtej pory nie miał z nimi kontaktu. Pułkownik myślał już nawet, że nie żyją, aż pewnego dnia wszyscy spotkali się w chacie smolarza. Wówczas Kiemlicz opowiedział barwną historyjkę o bójce z ludźmi Zołtareńki, którzy zabrali im zwierzęta i gonili szesnaście mil. Choć nie uwierzył, to jednak przywrócił bliźniaków i ich ojca do służby. Gdy doszło do oblężenia Częstochowy, Kiemlicze odznaczyli się dużym bohaterstwem i pomysłowością. Nie chcąc być zamkniętymi za murami klasztoru, uzyskali od pułkownika zwolnienie i walczyli po drugiej stronie. Dzięki temu uchronili swego dowódcę od strasznej śmierci z ręki Kuklinowskiego. Do historii literatury przeszedł mini-dialog ojca i synów. Gdy zbliżała się bitwa i Damian z Kosmą pytali: „Ociec prać?”, Kiemlicz zawsze odpowiadał: „Prać!”. Ich miłość do walki była silniejsza niż ból po odejściu śmierci rodzica podczas bitwy w wąwozie. Od tej pory zawsze już byli przy boku Andrzeja, biorąc udział w szturmie Warszawy.
Rzędzian
Był dwudziestoparoletnim starostą dzierżawiącym od wojewody mazowieckiego Wąsoczę. Jego rodzina od bardzo wielu lat toczyła spory z sąsiadami Jaworskimi: „(…) gruntami, a w połowie nad naszymi ma gałęzie. Owóż jak ją Jaworscy trzęsą, to i nasze gruszki opadają, a dużo idzie na miedzę. Oni tedy powiadają, że te, co na miedzy to ich(…)”. Wygląd bohatera oddaje cytat: „(...)pan był to człowiek bardzo jeszcze młody , choć personat, lat ledwie dwudziestu kilku . Twarz miał pucułowatą , czerwoną , a i na całej osobie znać było, że sobie jadła nie żałował”. Niegdyś trzymał do chrztu pierworodnego syna Jana Skrzetuskiego. W powieści jawi się jako sprytny i interesowny. W każdej sytuacji dba o korzyści materialne. Choć Rzędzian pojawił się w dwóch pierwszych częściach Trylogii, to w Panu Wołodyjowskim nie ma o nim wzmianki.
Żeromski
To poważny i cnotliwy pułkownik, biegły i doświadczony żołnierz, imponujący w wojsku urodą i senatorską brodą „w pas”. Jego chorągiew była utrzymana w najlepszym stanie, co dawało mu opinię najważniejszego rycerza wśród walczących.
strona: 1 2 3 4 5 6
Partner serwisu: 
kontakt | polityka cookies
Bohaterowie fikcyjni oraz znani z historii, a nieobecni we współczesnych podręcznikach
Kiemlicz
Pochodził z Borowiczka. Był kościstym starcem, z ogromną, wiecznie skrzywioną i „tetryczną” twarzą. Miał „kuse” oczy, krzaczaste brwi i wąsy, pod którymi sterczała nadmiernie wysunięta dolna warga (przy mówieniu zachodziła mu pod nos tak, jak u ludzi nie mających zębów). „Zgrzybiałość” twarzy kontrastowała z czerstwością jego postury, zdradzającej niezwykłą siłę i żwawość. Kiemlicz miał ruchy charakterystyczne bardziej dla sprężyny, niż dla człowieka. Cały czas miał wytężony wzrok i tak zwane „oczy dookoła głowy”, jakby chciał ujrzeć wszystko wkoło. U Andrzeja służył z dwoma synami (bliźniakami) od czasów, gdy pułkownik prowadził w Białej Rusi na własną rękę wojnę z Chowańskim. Wojnę traktował jako okazję do wzbogacenia się. Zginął w czasie bitwy ze Szwedami w wąwozie.
Bliźniacy Kosma i Damian Kiemliczowie
Synowie Kiemlicza byli dużymi, niezgrabnymi chłopami o ogromnych głowach, porośniętych gęstym i twardym jak szczecina, nierównym i sterczącym koło uszu włosem. Odznaczali się wielką chciwością, gromadząc i chowając po lasach łupy wojenne. Kradli konie, które później sprzedawali na dworach i miasteczkach. Choć bili się niezgorzej niż ojciec, to jednak nie potrafili się przeciwstawić despotycznemu rodzicowi, który po każdej bitwie zabierał im najlepszą część łupów. Sienkiewicz określił ich sformułowaniem: „Dość głupowaci z natury”. Mimo licznych kłótni między sobą, Kiemliczowie w bitwie gotowi byli oddać za siebie życie. Wśród żołnierzy mieli opinię strasznych przeciwników do tego stopnia, iż oficerowie unikali z nimi starcia. Damian i Kosma respekt i strach czuli jedynie – nie licząc ojca – przed Kmicicem i panem Ranickim (zamordowanym przez Butrymów w Wołmontowiczach).
Krążyły opowieści o ich wielkich skarbach. Gdy kiedyś Andrzej wysłał ich z czeladzią i tabunem zdobywczych koni, by je sprzedali, od tamtej pory nie miał z nimi kontaktu. Pułkownik myślał już nawet, że nie żyją, aż pewnego dnia wszyscy spotkali się w chacie smolarza. Wówczas Kiemlicz opowiedział barwną historyjkę o bójce z ludźmi Zołtareńki, którzy zabrali im zwierzęta i gonili szesnaście mil. Choć nie uwierzył, to jednak przywrócił bliźniaków i ich ojca do służby. Gdy doszło do oblężenia Częstochowy, Kiemlicze odznaczyli się dużym bohaterstwem i pomysłowością. Nie chcąc być zamkniętymi za murami klasztoru, uzyskali od pułkownika zwolnienie i walczyli po drugiej stronie. Dzięki temu uchronili swego dowódcę od strasznej śmierci z ręki Kuklinowskiego. Do historii literatury przeszedł mini-dialog ojca i synów. Gdy zbliżała się bitwa i Damian z Kosmą pytali: „Ociec prać?”, Kiemlicz zawsze odpowiadał: „Prać!”. Ich miłość do walki była silniejsza niż ból po odejściu śmierci rodzica podczas bitwy w wąwozie. Od tej pory zawsze już byli przy boku Andrzeja, biorąc udział w szturmie Warszawy.
Rzędzian
Był dwudziestoparoletnim starostą dzierżawiącym od wojewody mazowieckiego Wąsoczę. Jego rodzina od bardzo wielu lat toczyła spory z sąsiadami Jaworskimi: „(…) gruntami, a w połowie nad naszymi ma gałęzie. Owóż jak ją Jaworscy trzęsą, to i nasze gruszki opadają, a dużo idzie na miedzę. Oni tedy powiadają, że te, co na miedzy to ich(…)”. Wygląd bohatera oddaje cytat: „(...)pan był to człowiek bardzo jeszcze młody , choć personat, lat ledwie dwudziestu kilku . Twarz miał pucułowatą , czerwoną , a i na całej osobie znać było, że sobie jadła nie żałował”. Niegdyś trzymał do chrztu pierworodnego syna Jana Skrzetuskiego. W powieści jawi się jako sprytny i interesowny. W każdej sytuacji dba o korzyści materialne. Choć Rzędzian pojawił się w dwóch pierwszych częściach Trylogii, to w Panu Wołodyjowskim nie ma o nim wzmianki.
Żeromski
To poważny i cnotliwy pułkownik, biegły i doświadczony żołnierz, imponujący w wojsku urodą i senatorską brodą „w pas”. Jego chorągiew była utrzymana w najlepszym stanie, co dawało mu opinię najważniejszego rycerza wśród walczących.
strona: 1 2 3 4 5 6
Zobacz inne artykuły:

kontakt | polityka cookies