Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Potop
Recenzje filmu zaraz po premierze były rozbieżne. Niektórzy, tak jak dziennikarz „Trybuny Ludu” Wojciech Wierzewski, zarzucali Hoffmanowi, że „szuka w literaturze klasycznej jakiejś mitycznie pojmowanej filmowości”, że interesują go jedynie „walory spektakularne”, a nie rzeczywiste wartości artystyczne, moralne i poznawcze.
Więcej jednak było słów uznania i pochwały. Spełnienia ważnej kulturalnej funkcji dopatrzył się w obrazie jeszcze przed jego premierą recenzent miesięcznika „Kino”. Aleksander Ledóchowski podkreślił, że adaptacja Potopu powiodła się: „film Hoffmana przechwycił to wszystko, co ważne jest dla prozy Sienkiewicza (…) w stosunku do powieści Hoffman poczynił liczne skróty, z pożytkiem jednak dla filmu”.
W pełni zaakceptował filmową wizję reżysera i jego współpracowników: „mimo tych czy innych przeinaczeń zachowany został duch Sienkiewicza: barwność opisu, żywość akcji i prawdziwość postaci. Niektóre sceny – podpalenie zaścianka Butrymów, pojedynek Kmicica z Wołodyjowskim, wkroczenie wojsk szwedzkich, uczta na dworze Radziwiłła, porwanie księcia Bogusława – są chyba takie, jakie żyły w naszej imaginacji. Jeśli nawet inne, to nie gorsze”. Braw doczekał się również Daniel Olbrychski. Jego kreację nagrodzono miedzy innymi na festiwalu w Gdańsku czy w recenzji Marii Palatyńskiej w „Życiu Literackim”.
Wszyscy krytycy podchodzili do filmu bardzo emocjonalnie, co jest dowodem na niemożność bezstronnego spojrzenia na powieść Sienkiewicza. Choć starali się znaleźć jakieś zaniedbania czy słabe punkty, to jednak w gruncie rzeczy „rozpływali się” nad obrazem. Do grona takich krytyków należał niewątpliwie Zygmunt Kałużyński („Polityka”) czy Cezary Wiśniewski („Ekran”). Oto fragment artykułu pierwszego z nich: „Potop to już nie jest film: jest to sukces narodowy. W ostatnim sezonie wymienia się dwa takie: triumf drużyny piłkarskiej we Frankfurcie i nasz film (…) Jest to największe widowisko zrobione w Polsce od czasów osady starosłowiańskiej w Biskupinie (V wiek p.n.e.) (…) Na pierwsze pytanie, czy Potop wyszedł, odpowiedzieć należy: jak najbardziej”. Sukces filmu był niestety krótkotrwały i nie zajął w historii kina takiej pozycji, jakiej życzyli mu wielbiciele powieści Sienkiewicza. Różnice miedzy powieścią a filmem:
W filmie wszystkie wydarzenia i przygody krążą wokół postaci centralnej, czyli Andrzeja Kmicica, zaś w książce nie mamy aż tak często do czynienia z tym bohaterem.
Hoffman zubożył przygody i perypetie Kmicica (na przykład nie walczy on z wojskami węgierskimi).
W filmie ograniczono ilość postaci (zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych) i wątków, zubożono tło. Nie występuje Ketling, Anusia Borzobohata-Krasieńska czy Rzędzian, a postać Zagłoby nie została wyeksponowana tak, jak w powieści.
W filmie zredukowano szeroką panoramę historyczną, obecną w powieści, a w usta bohaterów reżyser „włożył” informację historyczną. Szwedzi w swych obozach narzekają, że wymyka im się Jan Kazimierz, narzekają na wojska Stefana Czarnieckiego, rosnące z każdym dniem w siłę.
Osoby wymienione przez Sienkiewicza z imienia i nazwiska zastąpiono „modelami pewnych typowych wówczas postaw i zachowań, na przykład szwedzki jenerał, polski oficer-patriota, szlachcic-zdrajca, wierny sługa”.
Hoffman połączył w jedną bitwę pod Warką i Prostkami, choć w powieści to dwa różne starcia.
Brak w filmie scen oblężenia Warszawy przez polskie wojska.
Charakter prowadzący pełni wątek postaci fikcyjnych. Historyczni bohaterowie są w filmie drugoplanowi.
Różnice widać w stosunku do postaci Jana Kazimierza. Tak jak Sienkiewicz: „szczególnie oceniał Jana Kazimierza, zaliczając go do najwybitniejszych postaci historycznych ówczesnej Europy”, tak twórcy filmu – uważający króla za słabego monarchę – pomniejszają tego bohatera, pozbawiając go blasku, majestatu.
strona: 1 2 3 4
Partner serwisu: 
kontakt | polityka cookies
Filmowe adaptacje „Potopu”
Recenzje filmu zaraz po premierze były rozbieżne. Niektórzy, tak jak dziennikarz „Trybuny Ludu” Wojciech Wierzewski, zarzucali Hoffmanowi, że „szuka w literaturze klasycznej jakiejś mitycznie pojmowanej filmowości”, że interesują go jedynie „walory spektakularne”, a nie rzeczywiste wartości artystyczne, moralne i poznawcze.
Więcej jednak było słów uznania i pochwały. Spełnienia ważnej kulturalnej funkcji dopatrzył się w obrazie jeszcze przed jego premierą recenzent miesięcznika „Kino”. Aleksander Ledóchowski podkreślił, że adaptacja Potopu powiodła się: „film Hoffmana przechwycił to wszystko, co ważne jest dla prozy Sienkiewicza (…) w stosunku do powieści Hoffman poczynił liczne skróty, z pożytkiem jednak dla filmu”.
W pełni zaakceptował filmową wizję reżysera i jego współpracowników: „mimo tych czy innych przeinaczeń zachowany został duch Sienkiewicza: barwność opisu, żywość akcji i prawdziwość postaci. Niektóre sceny – podpalenie zaścianka Butrymów, pojedynek Kmicica z Wołodyjowskim, wkroczenie wojsk szwedzkich, uczta na dworze Radziwiłła, porwanie księcia Bogusława – są chyba takie, jakie żyły w naszej imaginacji. Jeśli nawet inne, to nie gorsze”. Braw doczekał się również Daniel Olbrychski. Jego kreację nagrodzono miedzy innymi na festiwalu w Gdańsku czy w recenzji Marii Palatyńskiej w „Życiu Literackim”.
Wszyscy krytycy podchodzili do filmu bardzo emocjonalnie, co jest dowodem na niemożność bezstronnego spojrzenia na powieść Sienkiewicza. Choć starali się znaleźć jakieś zaniedbania czy słabe punkty, to jednak w gruncie rzeczy „rozpływali się” nad obrazem. Do grona takich krytyków należał niewątpliwie Zygmunt Kałużyński („Polityka”) czy Cezary Wiśniewski („Ekran”). Oto fragment artykułu pierwszego z nich: „Potop to już nie jest film: jest to sukces narodowy. W ostatnim sezonie wymienia się dwa takie: triumf drużyny piłkarskiej we Frankfurcie i nasz film (…) Jest to największe widowisko zrobione w Polsce od czasów osady starosłowiańskiej w Biskupinie (V wiek p.n.e.) (…) Na pierwsze pytanie, czy Potop wyszedł, odpowiedzieć należy: jak najbardziej”. Sukces filmu był niestety krótkotrwały i nie zajął w historii kina takiej pozycji, jakiej życzyli mu wielbiciele powieści Sienkiewicza. Różnice miedzy powieścią a filmem:
W filmie wszystkie wydarzenia i przygody krążą wokół postaci centralnej, czyli Andrzeja Kmicica, zaś w książce nie mamy aż tak często do czynienia z tym bohaterem.
Hoffman zubożył przygody i perypetie Kmicica (na przykład nie walczy on z wojskami węgierskimi).
W filmie ograniczono ilość postaci (zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych) i wątków, zubożono tło. Nie występuje Ketling, Anusia Borzobohata-Krasieńska czy Rzędzian, a postać Zagłoby nie została wyeksponowana tak, jak w powieści.
W filmie zredukowano szeroką panoramę historyczną, obecną w powieści, a w usta bohaterów reżyser „włożył” informację historyczną. Szwedzi w swych obozach narzekają, że wymyka im się Jan Kazimierz, narzekają na wojska Stefana Czarnieckiego, rosnące z każdym dniem w siłę.
Osoby wymienione przez Sienkiewicza z imienia i nazwiska zastąpiono „modelami pewnych typowych wówczas postaw i zachowań, na przykład szwedzki jenerał, polski oficer-patriota, szlachcic-zdrajca, wierny sługa”.
Hoffman połączył w jedną bitwę pod Warką i Prostkami, choć w powieści to dwa różne starcia.
Brak w filmie scen oblężenia Warszawy przez polskie wojska.
Charakter prowadzący pełni wątek postaci fikcyjnych. Historyczni bohaterowie są w filmie drugoplanowi.
Różnice widać w stosunku do postaci Jana Kazimierza. Tak jak Sienkiewicz: „szczególnie oceniał Jana Kazimierza, zaliczając go do najwybitniejszych postaci historycznych ówczesnej Europy”, tak twórcy filmu – uważający króla za słabego monarchę – pomniejszają tego bohatera, pozbawiając go blasku, majestatu.
strona: 1 2 3 4
Zobacz inne artykuły:

kontakt | polityka cookies