Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nad Niemnem
Wszyscy pracowali wytrwale, czując radość i satysfakcję. Zboże żęto sierpami i układano w snopy, a te z kolei zawożone były do stodół przez elegancko ubranych woźniców. Tylko rudzielec Julek uchylał się od pracy, dumając o wyprawach nad Niemen. Ganiła go za to siostra Elżunia i brat Adam.
Na polu należącym do Janka pracowały jego matka –Starzyńska i jej córka Antolka Jaśmontówna. Starsza pani tłumaczyła Justynie, która przyszła z bliska zobaczyć trud żniwiarzy, że ludzie z niej często żartują, bo ma już trzeciego męża. Po śmierci ojca Janka wyszła za Jaśmonta, z którym ma Antolkę, a kiedy i ten umarł, zainteresował się nią Starzyński ze Starzyn. Ale ów miał już siedmioro swoich dzieci i nie uśmiechała mu się perspektywa posiadania dodatkowego potomka. Wtedy Jaśmontowa – Starzyńska poleciła wychowanie Antolki Jankowi. Syn zgodził się z ochotą. Starzyńska wychodziła z założenia, że człowiek nie może żyć samotnie. Musi być z kimś, by wspólnie dzielić los, dolę i niedolę. Narzekała na Jana, że ostatnio sposępniał, a przyczyny jego smutku upatrywała w samotności:
„ – Owszem. Ja wiem, skąd ten zasęp na niego przyszedł (...) Bo to trzydzieści lat ma i bez kochania żyje. Żenić się czas...” Poczęła prawić o tym, że pewnie i niedługo ożeni się, bo z panna Domuntówną mają się ku sobie i wszyscy na to czekają: stryj Anzelm i dziadunio panienki Jadwigi. Za takie słowa Jan ofuknął matkę: „Niech mama lepiej żąć idzie, co głupstwa ma wygadywać! (...)”
Justynie nagle zrobiło się smutno. Zauważył to Janek i zapytał o przyczynę przygnębienia. Orzelska stwierdziła, że czuje się nieswojo, gdy wszyscy wokół ciężko pracują, a ona tylko obserwuje. Nie chciała wracać do Korczyna, bo i tam nie miała nic do roboty. Czuła się niepotrzebna i zawstydzona. „(...)Jan śmiałym ruchem głowę podniósł i podając Justynie sierp, w którym słońce krzesało srebrne błyskawice, z cicha wymówił:
- Proszę!”
Zaraz też zawołał matkę i poprosił, by pokazała panience, w jaki sposób ścina się zboże. Wszyscy spojrzeli na nich z niedowierzaniem, a niektóre kobiety uśmiechały się dwuznacznie. Za chwilę na pole wjechała z zaprzęgiem Jadwiśka. Młody Bohatyrowicz zawtórował piosence panny, choć ta wykazywała niezadowolenie, spostrzegłszy przy żniwach swoją rywalkę - Justynę. Zaraz potem odjechali oboje – każde własnym zaprzęgiem ze snopami na wozach. Jan odjeżdżając, tęsknie i wymownie spoglądał w kierunku Justyny.
Niebawem na polu zjawił się stary Fabian Bohatyrowicz i wszczął kłótnię z pracującym nieopodal Ładysiem. Zarzucił mu, że jego żona zaczęła ścinać zboże w nie swoich zagonach. Od wyzwisk doszło do rękoczynów. W ruch poszły widły. Fabianowi z odsieczą przyszli synowie i bójka rozgorzała na dobre. Na szczęście mężczyźni pracujący nieopodal rozdzielili napastników. Odgłosy wrzawy ściągnęły na pole Janka pochłoniętego zwózką zboża. Gdy przybył, apelował o więcej zdrowego rozsądku, mniej zawziętości i skąpstwa: „Ja tylko to wiem, że nijaki porządny gospodarz nie zubożeje, kiedy mu biedny człowiek jaką tam garść zboża zeżnie (...).” Co niektórzy byli oburzeni tak haniebnym postępowaniem sąsiadów, Starzyńska niepokoiła się, że świeżo upieczona „robotnica”, widząc tak grubiańskie sceny, pewnie więcej nie przyjdzie, ale Justyna rozwiała jej obawy: „ – Alboż to tutaj tylko zdarzają się rzeczy niedobre i smutne? Wszędzie są takie, i daleko jeszcze gorsze, a jedyna różnica – w formie!”„Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej – streszczenie szczegółowe
Autor: Ewa PetniakWszyscy pracowali wytrwale, czując radość i satysfakcję. Zboże żęto sierpami i układano w snopy, a te z kolei zawożone były do stodół przez elegancko ubranych woźniców. Tylko rudzielec Julek uchylał się od pracy, dumając o wyprawach nad Niemen. Ganiła go za to siostra Elżunia i brat Adam.
Na polu należącym do Janka pracowały jego matka –Starzyńska i jej córka Antolka Jaśmontówna. Starsza pani tłumaczyła Justynie, która przyszła z bliska zobaczyć trud żniwiarzy, że ludzie z niej często żartują, bo ma już trzeciego męża. Po śmierci ojca Janka wyszła za Jaśmonta, z którym ma Antolkę, a kiedy i ten umarł, zainteresował się nią Starzyński ze Starzyn. Ale ów miał już siedmioro swoich dzieci i nie uśmiechała mu się perspektywa posiadania dodatkowego potomka. Wtedy Jaśmontowa – Starzyńska poleciła wychowanie Antolki Jankowi. Syn zgodził się z ochotą. Starzyńska wychodziła z założenia, że człowiek nie może żyć samotnie. Musi być z kimś, by wspólnie dzielić los, dolę i niedolę. Narzekała na Jana, że ostatnio sposępniał, a przyczyny jego smutku upatrywała w samotności:
„ – Owszem. Ja wiem, skąd ten zasęp na niego przyszedł (...) Bo to trzydzieści lat ma i bez kochania żyje. Żenić się czas...” Poczęła prawić o tym, że pewnie i niedługo ożeni się, bo z panna Domuntówną mają się ku sobie i wszyscy na to czekają: stryj Anzelm i dziadunio panienki Jadwigi. Za takie słowa Jan ofuknął matkę: „Niech mama lepiej żąć idzie, co głupstwa ma wygadywać! (...)”
Justynie nagle zrobiło się smutno. Zauważył to Janek i zapytał o przyczynę przygnębienia. Orzelska stwierdziła, że czuje się nieswojo, gdy wszyscy wokół ciężko pracują, a ona tylko obserwuje. Nie chciała wracać do Korczyna, bo i tam nie miała nic do roboty. Czuła się niepotrzebna i zawstydzona. „(...)Jan śmiałym ruchem głowę podniósł i podając Justynie sierp, w którym słońce krzesało srebrne błyskawice, z cicha wymówił:
- Proszę!”
Zaraz też zawołał matkę i poprosił, by pokazała panience, w jaki sposób ścina się zboże. Wszyscy spojrzeli na nich z niedowierzaniem, a niektóre kobiety uśmiechały się dwuznacznie. Za chwilę na pole wjechała z zaprzęgiem Jadwiśka. Młody Bohatyrowicz zawtórował piosence panny, choć ta wykazywała niezadowolenie, spostrzegłszy przy żniwach swoją rywalkę - Justynę. Zaraz potem odjechali oboje – każde własnym zaprzęgiem ze snopami na wozach. Jan odjeżdżając, tęsknie i wymownie spoglądał w kierunku Justyny.
Po „batalii” na polu zjawił się nagle Witold Korczyński i, widząc pannę Orzelską nad kłosami z sierpem pochyloną, zaczął ją wychwalać: „Brawo, Justynko, brawo! (...) Dużoś nażęła? Długoś żęła? (...) Przecież choć raz nie brząkasz na fortepianie i nie tułasz się po domu jak Marek po piekle. Bo przecież na świecie każdemu coś robić trzeba! (...) Znudziłaś się klepaniem po klawiszach i żąć poszłaś – brawo!” Widzio wspomniał swoją przygodę z dzieciństwa, kiedy to o mały włos nie utopił się w Niemnie. Ocalił go Janek Bohatyrowicz. Rozmawiał ze żniwiarzami serdecznie i widać było, że budzi ich zaufanie. Zaproponowano, by odwiedził pana Anzelma. Wzbraniał się, sądząc, że stryjaszek Janka stroni od ludzi, ale gdy zapadł wieczór i ustały roboty w polu, postanowił udać się do starego Bohatyrowicza, dawnego przyjaciela Korczyńskich. Anzelm był zaskoczony jego wizytą:
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33
Szybki test:
Wołowszczyzna to posiadłość:a) Domuntówny
b) Kirły
c) Orzelskiego
d) Różyca
Rozwiązanie
Jan Bohatyrowicz stracił swego ojca, gdy miał:
a) 3 lata
b) 5 lat
c) 7 lat
d) 10 lat
Rozwiązanie
Dominik brat Benedykta piastował urząd:
a) administratora
b) rządcy
c) adwokata
d) radcy
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies