Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nad Niemnem
Benedykt upatrzył sobie na małżonkę młodą, delikatną dziewczynę. Z czasem stała się ona dla niego zupełnie obcą osobą. Nie tylko nie potrafili się porozumieć, ale wzajemnie przestali być dla siebie atrakcyjni. Ona, niesposobna do żadnych prac gospodarskich, ciągle zmęczona, wypoczywała w altanie lub ogrodzie, czytując literaturę francuską lub wykonując drobne robótki ręczne. Benedykt zastał ją tak kiedyś, gdy wracał z oględzin dóbr ziemskich, a chwila rozmowy uwypukliła wszelkie różnice między nimi. Kobieta narzekała na swoje zdrowie i samotność, a gdy mąż zaczął opowiadać jej o swoich gospodarskich frasunkach, zarzuciła mu, że w trosce o codzienny byt, zupełnie wyzbył się wyższych, patetycznych uczuć:
„Nie, Benedykcie, nigdy nie zgodzę się na to, aby życie wymagało od nas takich ofiar. Może ono być piękne i szczęśliwe, ale tylko dla tych, którzy odrzucają jego brzydką i prozaiczną stronę. Ale jeżeli kto tak, jak ty, zanurzy się w samych materialnych interesach, a wyrzeknie się wszelkiego piękna i wszelkiej poezji... wtedy... (...)
- Nie rozumiemy się i zrozumieć się nie możemy – ze smutną obojętnością rzekła pani Emilia.”
Po tej rozmowie Benedykt odszedł wypełniać dalsze obowiązki. Na ganku domu wypłacał robotnikom ich tygodniową należność. W międzyczasie przybyło do dworu dwóch mężczyzn. Przyszli upomnieć się o swoje konie pochwycone w zbożu Korczyńskiego. Pertraktacje przekształciły się w groźby. Dochodzącymi swych praw okazali się Bohatyrowiczowie – Anzelm i Fabian. Podobne sceny powtarzały się często, a Benedykt zawsze zaciekle się bronił, by nie narażać Korczyna na straty. Później zmęczony udał się do swojego gabinetu i w jego zaciszu odczytał list od brata.
Dominik donosił, że jest w dobrych układach z pewnym księciem, który szuka uczciwego człowieka na zarządcę swojego majątku. Książę za dobrą służbę oferował spore profity. Dominik zasugerował bratu sprzedaż Korczyna i przeniesienie się do niego z całą familią. Dzięki takiemu rozwiązaniu uniknąłby wszelkich trosk i miał zapewniony dostatni byt. Korczyński gospodarz długo rozważał tę propozycję, myślał już nawet o odpisaniu na list i zgodzie na propozycję, ale nagle do jego gabinetu weszło dziecko. Mały Witold zarzucił ojcu ręce na szyję i zaczął opowiadać, w jaki cudowny sposób spędził upływający dzień: pływał po Niemnie, łowił ryby. Zapytał, czy tatko będzie spożywał już kolację, bo ciocia Marta same frykasy przygotowała. Spotkanie z synem, który lubił nadniemeński krajobraz, podziwiał pracę na roli, całkowicie odwiodło Benedykta od sprzedaży posiadłości. Jeszcze tego samego wieczoru odpowiedział Dominikowi odmownie.
Następnego dnia, gdy on i Marta zakończyli poranne czynności w gospodarstwie, złożyła mu wizytę żona. Przyszła porozmawiać o interesach. Zaproponowała, by małżonek wypłacał jej z posagu niewielkie procenty. Żądana kwota miała zaspokajać jej potrzeby. Benedykt zgodził się i od tamtej pory pani Emilia dokonywała niewielkich zmian w pomieszczeniach, w obrębie których się poruszała. Wymieniała meble, przyozdabiała wnętrza, kupowała książki, a swoją pomocnicę, Teresę, ulokowała w pokoju obok.„Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej – streszczenie szczegółowe
Autor: Ewa PetniakBenedykt upatrzył sobie na małżonkę młodą, delikatną dziewczynę. Z czasem stała się ona dla niego zupełnie obcą osobą. Nie tylko nie potrafili się porozumieć, ale wzajemnie przestali być dla siebie atrakcyjni. Ona, niesposobna do żadnych prac gospodarskich, ciągle zmęczona, wypoczywała w altanie lub ogrodzie, czytując literaturę francuską lub wykonując drobne robótki ręczne. Benedykt zastał ją tak kiedyś, gdy wracał z oględzin dóbr ziemskich, a chwila rozmowy uwypukliła wszelkie różnice między nimi. Kobieta narzekała na swoje zdrowie i samotność, a gdy mąż zaczął opowiadać jej o swoich gospodarskich frasunkach, zarzuciła mu, że w trosce o codzienny byt, zupełnie wyzbył się wyższych, patetycznych uczuć:
„Nie, Benedykcie, nigdy nie zgodzę się na to, aby życie wymagało od nas takich ofiar. Może ono być piękne i szczęśliwe, ale tylko dla tych, którzy odrzucają jego brzydką i prozaiczną stronę. Ale jeżeli kto tak, jak ty, zanurzy się w samych materialnych interesach, a wyrzeknie się wszelkiego piękna i wszelkiej poezji... wtedy... (...)
- Nie rozumiemy się i zrozumieć się nie możemy – ze smutną obojętnością rzekła pani Emilia.”
Po tej rozmowie Benedykt odszedł wypełniać dalsze obowiązki. Na ganku domu wypłacał robotnikom ich tygodniową należność. W międzyczasie przybyło do dworu dwóch mężczyzn. Przyszli upomnieć się o swoje konie pochwycone w zbożu Korczyńskiego. Pertraktacje przekształciły się w groźby. Dochodzącymi swych praw okazali się Bohatyrowiczowie – Anzelm i Fabian. Podobne sceny powtarzały się często, a Benedykt zawsze zaciekle się bronił, by nie narażać Korczyna na straty. Później zmęczony udał się do swojego gabinetu i w jego zaciszu odczytał list od brata.
Dominik donosił, że jest w dobrych układach z pewnym księciem, który szuka uczciwego człowieka na zarządcę swojego majątku. Książę za dobrą służbę oferował spore profity. Dominik zasugerował bratu sprzedaż Korczyna i przeniesienie się do niego z całą familią. Dzięki takiemu rozwiązaniu uniknąłby wszelkich trosk i miał zapewniony dostatni byt. Korczyński gospodarz długo rozważał tę propozycję, myślał już nawet o odpisaniu na list i zgodzie na propozycję, ale nagle do jego gabinetu weszło dziecko. Mały Witold zarzucił ojcu ręce na szyję i zaczął opowiadać, w jaki cudowny sposób spędził upływający dzień: pływał po Niemnie, łowił ryby. Zapytał, czy tatko będzie spożywał już kolację, bo ciocia Marta same frykasy przygotowała. Spotkanie z synem, który lubił nadniemeński krajobraz, podziwiał pracę na roli, całkowicie odwiodło Benedykta od sprzedaży posiadłości. Jeszcze tego samego wieczoru odpowiedział Dominikowi odmownie.
Korczyński ciągle był zapracowany. Dbał o interesy, spłaty rat w banku, opłaty szkół dzieci. Część zysków oddawał Marcie, a ta rozdzielała pieniądze na domowe wydatki. Z nadmiaru trosk często milczał i nabył zwyczaju, gdy nie mógł wyrazić jakiejś myśli, używania trzech „pustych” wyrazów: „To...tamto...tego...”
Rozdział IV
Z okazji imienin pani Emilii we dworze zjawia się liczne towarzystwo, między innymi Zygmunt Korczyński, w którym z pozorną wzajemnością była zakochana kiedyś Justyna. Mężczyzna zjawia się na przyjęciu w towarzystwie żony Klotyldy, lecz ignoruje ją i próbuje zbliżyć się ponownie do panny Orzelskiej, a tą z kolei ciągle obserwuje „morfinista” Różyc. Znudzona umizgami Zygmunta i „salonową” elitą Justyna wymyka się na spacer.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33
Szybki test:
W legionach służył najstarszy brat pana Jakuba – dwudziestoletni:a) Anastazy
b) Franciszek
c) Andrzej
d) Jerzy
Rozwiązanie
Ojciec panny Orzelskiej grał na:
a) skrzypcach
b) harmonijce
c) pianinie
d) fortepianie
Rozwiązanie
Mogiła kryła ciała:
a) 7 powstańców
b) 20 powstańców
c) 40 powstańców
d) 18 powstańców
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies