Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nad Niemnem
W ostatnim dniu czerwca wypadały imieniny pani Emilii. Co roku urządzano z tej okazji przyjęcie. Tym razem zjawiło się blisko czterdzieści osób. Wszyscy zasiedli przy suto i strojnie zastawionym stole. Wśród zgromadzonych była pani Andrzejowa Korczyńska – wdowa po bracie Benedykta, bardzo stateczna dama, poważana wśród krewnych oraz Jadwiga Darzecka – siostra Benedykta z rodziną i inni.
Zygmunt Korczyński – syn pani Andrzejowej zjawił się wraz z żoną – drobną blondynką o imieniu Klotylda. Poznał ją w uzdrowisku i poślubił dzięki wstawiennictwu swojej matki, bo panna miała wówczas zaledwie siedemnaście lat, a wywodziła się z zamożnego i znaczącego rodu. Rodzice, ze względu na wiek dziewczęcia, nie chcieli zbyt szybko i pochopnie wydawać córki za mąż. Klotylda była jednak bezgranicznie zakochana w Zygmuncie. Nie opuszczała męża na krok, a gdy na chwilę gdzieś znikał, wypatrywała go rozanielonym wzrokiem.
Po strojach gości można było rozpoznać ich status materialny. Niektóre garderoby uwidaczniały bogactwo, przepych, inne mówiły o skromności, prostocie. Gośćmi byli głównie sąsiedzi i znajomi Korczyńskich. Towarzystwo, po skończonym posiłku, z sali jadalnej przeniosło się do salonu. Mężczyźni służyli damom ramieniem, zabawiali rozmową. Justyna pomagała ojcu opuścić miejsce biesiadowania. Staruszek nie kwapił się z tym, bo nie skończył jeszcze jeść. W sali jadalnej zostało kilku lokajów i panna Marta – ciotka Justyny, doglądająca obsługi gości.
Solenizantce, która w dniu imienin poczuła się lepiej, Darzecki radził, by dla poratowania zdrowia udała się do Szwajcarii: „Gdyby bratowa chciała kiedy wyrwać się z tego zakątka i czas jakiś przepędzić w uroczej Szwajcarii, zdrowie jej i humor uległyby niezawodnie bardzo szczęśliwym zmianom.”
Zewsząd dobiegały rozmowy. W jednym z rogów salonu zebrało się towarzystwo trzech mężczyzn: młody hrabia, Zygmunt Korczyński i Różyc. Rozprawiali o swoich podróżach: do Wiednia, Paryża, Monachium. Dziwowali się wzajemnie, że przyszło im obecnie zamieszkiwać na prowincji pośród obór i stodół. Konwersację przerwał im młodzieniec – Witold, myśląc, że gawędzą o sprawach roli. Zwrócił się do Różyca z zapytaniem o reformy, które ów zamierza wprowadzić w swojej posiadłości – Wołowszczyźnie. Różyc odparł, że o takim przedsięwzięciu w ogóle nie myślał. Zdziwiło to młodego Korczyńskiego i nie wzbudziło sympatii dla rozmówcy: „ – Jak to...- zaczął – a ja myślałem, że właśnie tacy ludzie jak pan, młodzi i możni... dawać muszą inicjatywę... przykład, naukę.” Zygmunt uznał zapał Witolda za cechę pierwszej młodości, a pozostali mężczyźni zachowywali wobec poruszonej myśli obojętność, a wręcz lekceważenie. Różyc odszedł dotrzymywać towarzystwa pani Andrzejowej, a ta zaczęła opowiadać mu o talencie Zygmunta oraz o jego cierpieniu z powodu twórczej niemocy. Syn Andrzejowej miał trudności w wypełnianiu obowiązków gospodarza, które nie przystawały do potrzeb artysty.
Podano kawę i likiery. Kirło znów zaczął żartować sobie z Orzelskiego i namawiać go do wypicia kilku kieliszków rozmaitych trunków. Justyna wyróżniająca się skromnym strojem, miała smutną minę. Nudziło ją towarzystwo gości i drażniły docinki Kirły względem jej ojca. Benedykt prawie nie zabierał głosu, raczej przysłuchiwał się rozmowom. Wygłosił tylko drobną uwagę na temat gazet. W jego opinii piszą w nich takie rzeczy, że później spać nie można. Dla przykładu opowiedział sen, w którym niemal „na żywo” widział, jak wojska niemieckie zamierzają zaatakować Korczyn. Obudził się wtedy zmęczony i zlany potem. Wspomniał również, że jego proces z Bohatyrowiczami o kawałek wygonu (łąki) nadal pozostaje nierozstrzygnięty.„Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej – streszczenie szczegółowe
Autor: Ewa PetniakW ostatnim dniu czerwca wypadały imieniny pani Emilii. Co roku urządzano z tej okazji przyjęcie. Tym razem zjawiło się blisko czterdzieści osób. Wszyscy zasiedli przy suto i strojnie zastawionym stole. Wśród zgromadzonych była pani Andrzejowa Korczyńska – wdowa po bracie Benedykta, bardzo stateczna dama, poważana wśród krewnych oraz Jadwiga Darzecka – siostra Benedykta z rodziną i inni.
Zygmunt Korczyński – syn pani Andrzejowej zjawił się wraz z żoną – drobną blondynką o imieniu Klotylda. Poznał ją w uzdrowisku i poślubił dzięki wstawiennictwu swojej matki, bo panna miała wówczas zaledwie siedemnaście lat, a wywodziła się z zamożnego i znaczącego rodu. Rodzice, ze względu na wiek dziewczęcia, nie chcieli zbyt szybko i pochopnie wydawać córki za mąż. Klotylda była jednak bezgranicznie zakochana w Zygmuncie. Nie opuszczała męża na krok, a gdy na chwilę gdzieś znikał, wypatrywała go rozanielonym wzrokiem.
Po strojach gości można było rozpoznać ich status materialny. Niektóre garderoby uwidaczniały bogactwo, przepych, inne mówiły o skromności, prostocie. Gośćmi byli głównie sąsiedzi i znajomi Korczyńskich. Towarzystwo, po skończonym posiłku, z sali jadalnej przeniosło się do salonu. Mężczyźni służyli damom ramieniem, zabawiali rozmową. Justyna pomagała ojcu opuścić miejsce biesiadowania. Staruszek nie kwapił się z tym, bo nie skończył jeszcze jeść. W sali jadalnej zostało kilku lokajów i panna Marta – ciotka Justyny, doglądająca obsługi gości.
Solenizantce, która w dniu imienin poczuła się lepiej, Darzecki radził, by dla poratowania zdrowia udała się do Szwajcarii: „Gdyby bratowa chciała kiedy wyrwać się z tego zakątka i czas jakiś przepędzić w uroczej Szwajcarii, zdrowie jej i humor uległyby niezawodnie bardzo szczęśliwym zmianom.”
Zewsząd dobiegały rozmowy. W jednym z rogów salonu zebrało się towarzystwo trzech mężczyzn: młody hrabia, Zygmunt Korczyński i Różyc. Rozprawiali o swoich podróżach: do Wiednia, Paryża, Monachium. Dziwowali się wzajemnie, że przyszło im obecnie zamieszkiwać na prowincji pośród obór i stodół. Konwersację przerwał im młodzieniec – Witold, myśląc, że gawędzą o sprawach roli. Zwrócił się do Różyca z zapytaniem o reformy, które ów zamierza wprowadzić w swojej posiadłości – Wołowszczyźnie. Różyc odparł, że o takim przedsięwzięciu w ogóle nie myślał. Zdziwiło to młodego Korczyńskiego i nie wzbudziło sympatii dla rozmówcy: „ – Jak to...- zaczął – a ja myślałem, że właśnie tacy ludzie jak pan, młodzi i możni... dawać muszą inicjatywę... przykład, naukę.” Zygmunt uznał zapał Witolda za cechę pierwszej młodości, a pozostali mężczyźni zachowywali wobec poruszonej myśli obojętność, a wręcz lekceważenie. Różyc odszedł dotrzymywać towarzystwa pani Andrzejowej, a ta zaczęła opowiadać mu o talencie Zygmunta oraz o jego cierpieniu z powodu twórczej niemocy. Syn Andrzejowej miał trudności w wypełnianiu obowiązków gospodarza, które nie przystawały do potrzeb artysty.
Wszelkie rozmowy ucichły, gdy do salonu weszła nagle żona pana Kirły. Kirłowa raczej nie bywała w towarzystwie. W przeciwieństwie do męża pochłaniały ją prace gospodarskie. Niektórzy uważali nawet, że obcując stale z włościanami, staje się grubiańska i wyzbyta manier. Towarzyszyła jej trójka starszych dzieci – dwóch synów i córka Marynia. Dwoje młodszych zostawiła w domu, pod opieką piastunki. Do Maryni Kirlanki natychmiast podbiegł Witold. Młodzi przyjaźnili się od dawna i często spotykali. Widać było sympatię między nimi i to, że „mają się ku sobie”.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33
Szybki test:
Benedykt pretendenta do ręki Justyny - Różyca - nazwał:a) niedorajdą
b) chorym człowiekiem
c) darmozjadem
d) beztalenciem
Rozwiązanie
Gdy Marta miała trzydzieści sześć lat i gdy biegła przez pola w zielonej sukni, mężczyźni wzięli ją za:
a) wiedźmę
b) nimfę
c) cholerę
d) czarownicę
Rozwiązanie
Osobą postrzeganą przez Benedykta jako „persona non grata” był:
a) Zygmunt Korczyński
b) Teofil Różyc
c) Jan Bohatyrowicz
d) Bolesław Kirło
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies