Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Sklepy cynamonowe
Trwają najkrótsze senne zimowe dni. Miasto przypomina labirynt. Ojciec bohatera jest zatracony. Przypomina nastroszonego lisa. Ma wyostrzony wzrok i węch. Pomaga mu to w poznawaniu do miejskich zakamarków. Słyszy tajemnicze odgłosy nocy. Mówił sam do siebie. Zachowywał się dziwnie.
Pewnego dnia matka wyciągnęła go do teatru. Bohater udał się tam wraz z nimi. Olbrzymia kurtyna przypominała sklepienie niebieskie. Wprowadzała aurę tajemniczości. Odznaczały się na niej twarze zebranych widzów. Okazało się, że ojciec zapomniał portfela. Chłopiec udał się po niego do domu. Zimowa noc kusiła tajemnicą.
Poszczególne drogi plątały się. Pojawiały się przed nim złudne ulice. Wyobraźnia tworzyła złudne plany miasta. Chłopiec spostrzegł, że nie ma na sobie płaszcza. Nie czuł jednak zimna. Udał się Podwalem położonym nieopodal rynku. Znajdowały się tam otwarte jeszcze sklepy cynamonowe. Ich nazwa pochodziła od ciemnej barwy boazerii, którymi były wyłożone. Ich wnętrza pachniały farbami, lakiem, kadzidłem. Aromatem dalekich krajów i rzadkich materiałów.
Można tam było kupić bengalskie ognie, czarodziejskie szkatułki, chińskie odbijanki i inne tajemnicze przedmioty. Klientów obsługiwali starzy kupcy. Znajdowała się tam też księgarnia. Sprzedawano w niej tajemnicze druki. Chłopiec zapragnął odwiedzić to miejsce. Musiał oddalić się od domu. Nie mógł znaleźć upragnionej ulicy. Domy nie miały bramy wejściowej.
Chłopiec zgubił się. U wylotu ulicy wszedł na gościniec. Z rzadka wznosiły się tam wille otoczone parkami i sadami. Przyświecało mu srebrne światło księżyca. Bohater stwierdził, że znajduje się z tyłu gimnazjum. Wszedł na korytarz przez bramę.
Przypomniał sobie, że o tak późnej porze mogą odbywać się ćwiczenia rysunków. Prowadził je profesor Arendt. W wielkiej sali zgromadzona była gromadka uczniów. Niektórzy układali się na poduszkach do drzemki. Profesor wychodził ze swego pokoju spóźniony. Za nim widać było klasyczne posągi. Uczniowie podsłuchiwali pod drzwiami zmierzchu bogów.
Czas biegł nierównomiernie. Chłopcy po zajęciach wracali do domu pobielałą od śniegu ścieżką. Noc przypominała obrazy i fantazje profesora. W gęstwinie parku były miejsca zaciszne. Chłopcy siadali na ziemi i zajadali orzechy laskowe. Obok nich pojawiały się dzikie zwierzęta. Przypominały te ze szkolnych gablot. Niektórzy chłopcy zasypiali. Inni trafiali do swych domów. „Sklepy cynamonowe” – streszczenie
Autor: Jakub RudnickiTrwają najkrótsze senne zimowe dni. Miasto przypomina labirynt. Ojciec bohatera jest zatracony. Przypomina nastroszonego lisa. Ma wyostrzony wzrok i węch. Pomaga mu to w poznawaniu do miejskich zakamarków. Słyszy tajemnicze odgłosy nocy. Mówił sam do siebie. Zachowywał się dziwnie.
Pewnego dnia matka wyciągnęła go do teatru. Bohater udał się tam wraz z nimi. Olbrzymia kurtyna przypominała sklepienie niebieskie. Wprowadzała aurę tajemniczości. Odznaczały się na niej twarze zebranych widzów. Okazało się, że ojciec zapomniał portfela. Chłopiec udał się po niego do domu. Zimowa noc kusiła tajemnicą.
Poszczególne drogi plątały się. Pojawiały się przed nim złudne ulice. Wyobraźnia tworzyła złudne plany miasta. Chłopiec spostrzegł, że nie ma na sobie płaszcza. Nie czuł jednak zimna. Udał się Podwalem położonym nieopodal rynku. Znajdowały się tam otwarte jeszcze sklepy cynamonowe. Ich nazwa pochodziła od ciemnej barwy boazerii, którymi były wyłożone. Ich wnętrza pachniały farbami, lakiem, kadzidłem. Aromatem dalekich krajów i rzadkich materiałów.
Można tam było kupić bengalskie ognie, czarodziejskie szkatułki, chińskie odbijanki i inne tajemnicze przedmioty. Klientów obsługiwali starzy kupcy. Znajdowała się tam też księgarnia. Sprzedawano w niej tajemnicze druki. Chłopiec zapragnął odwiedzić to miejsce. Musiał oddalić się od domu. Nie mógł znaleźć upragnionej ulicy. Domy nie miały bramy wejściowej.
Chłopiec zgubił się. U wylotu ulicy wszedł na gościniec. Z rzadka wznosiły się tam wille otoczone parkami i sadami. Przyświecało mu srebrne światło księżyca. Bohater stwierdził, że znajduje się z tyłu gimnazjum. Wszedł na korytarz przez bramę.
Przypomniał sobie, że o tak późnej porze mogą odbywać się ćwiczenia rysunków. Prowadził je profesor Arendt. W wielkiej sali zgromadzona była gromadka uczniów. Niektórzy układali się na poduszkach do drzemki. Profesor wychodził ze swego pokoju spóźniony. Za nim widać było klasyczne posągi. Uczniowie podsłuchiwali pod drzwiami zmierzchu bogów.
Chłopiec zajrzał do sali rysunków. Poznał, że jest w obcej części gmachu. Panowała cisza. Korytarz przypominał pałac. Jedna z jego odnóg prowadziła do mieszkania. Pełne było przepychu. Chłopiec stwierdził, że znajduje się w skrzydle dyrektora. Bał się, że zostanie przyłapany. Przez oszklone drzwi bohater wyszedł na taras. Znalazł się na ulicy.
Woźnica zaprosił go do powozu. Nie mógł poznać, w jaką drogę jedzie. Dorożkarz przyłączył się do grupy swych kolegów. Lejce oddał chłopcu. Koń wyjechał na podmiejską ulicę. Ogrody zmieniały się w parki, a te w lasy. Niebo zmieniło się w mapę świata. Powietrze było lekkie. Pachniało fiołkami. Chłopiec ujrzał wędrowców zbierających opadłe gwiazdy. Wszędzie było czuć wiosnę.
Koń zatrzymał się. Na jego boku widniała czarna rana. Zmienił się w konika z drzewa. Chłopiec czuł się lekki i szczęśliwy. Zaczął biec. Jego bieg zmienił się w jazdę, jak na nartach. Zatrzymał się w pobliżu miasta. Na rynku spotkał ludzi zapatrzonych w magiczną zimową noc. O świcie spotkał kolegów. Wspólnie poszli na spacer.
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies