Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Sklepy cynamonowe
Ojciec bohatera przechowywał w biurku mapę. Była to panorama miasta z ptasiej perspektywy. Po rozłożeniu zajmowała niemal całą ścianę. Miasto wynurzało się z peryferii i rosło ku przodowi. Widać było zgiełk ulic i zakamarków. Także pojedyncze kamienice. Wszystko pogrążone było w złocie i cieniach.
Okolica ulicy Krokodylej świeciła pustą bielą. Jak miejsce niezbadane. Ulica ta stanowiła dystrykt przemysłowo-handlowy. Była dzielnicą pasożytniczą. Rozwinęły się tu nowoczesne formy komercjalizmu. „Pseudoamerykanizm” cechowała tandeta. Kamienice miały karykaturalne fasady. Były imitacją. Przypominały dziki Klondike. Szyldy brzmiały obco.
Rdzenni mieszkańcy unikali tej części miasta. Zamieszkiwały tam szumowiny. Czasem jedynie dawni obywatele zabłądzili do niej. Pławili się w tanim błocie wspólnoty. Dzielnica była eldoradem ludzi zdegenerowanych. Wszystko wydawało się tam podejrzane. W dzielnicy tej brak było barw. Do olbrzymich sklepów nie wpadało słoneczne światło. Obsługiwali tam usłużni młodzieńcy. To miejsce, gdzie dominują towary wybrakowane.
Za fasadą magazynu konfekcji kryły się składy książek i czasopism. Wszystkie zawierały rzeczy wyuzdane. Pełne zepsucia. Panowała tam pełna rozwiązłość. Klient pozostawiony był sam sobie. Po wyjściu ze sklepu można spojrzeć wzdłuż ulicy Krokodyli. Widok przypomina cienką jak papier rzeczywistość. Przypomina rupieciarnię rozpadającego się teatru.
Ulica jest wielkomiejska tylko z pozoru. Porusza się po niej szary, bezosobowy tłum. Przypomina senny korowód marionetek. Ludzie są niewyraźni. Dorożki nie mają woźniców. Wszystko cechuje lekkomyślność. Tramwaje wykonane są z papier-mâché. Brak im nieraz ścian. Pociągi nie mają wyznaczonych godzin i miejsca odjazdu. Plenią się spekulacje i przekupstwo. Na ulicach niemal każda kobieta to prostytutka.
Tajemnicą ulicy Krokodyli jest jej złudny charakter. Nic w niej nie dochodzi do skutku. Ze wszystkich stron czuć bliskość spełnienia. Lecz na tym się kończy. Możliwości znikają. Podobnie nadzieje. Miejsce to symbolizuje nowoczesność i wielkomiejskie zepsucie. To papierowa imitacja i fotomontaż.
Partner serwisu:
kontakt | polityka cookies
„Ulica Krokodyli” – streszczenie
Autor: Jakub RudnickiOjciec bohatera przechowywał w biurku mapę. Była to panorama miasta z ptasiej perspektywy. Po rozłożeniu zajmowała niemal całą ścianę. Miasto wynurzało się z peryferii i rosło ku przodowi. Widać było zgiełk ulic i zakamarków. Także pojedyncze kamienice. Wszystko pogrążone było w złocie i cieniach.
Okolica ulicy Krokodylej świeciła pustą bielą. Jak miejsce niezbadane. Ulica ta stanowiła dystrykt przemysłowo-handlowy. Była dzielnicą pasożytniczą. Rozwinęły się tu nowoczesne formy komercjalizmu. „Pseudoamerykanizm” cechowała tandeta. Kamienice miały karykaturalne fasady. Były imitacją. Przypominały dziki Klondike. Szyldy brzmiały obco.
Rdzenni mieszkańcy unikali tej części miasta. Zamieszkiwały tam szumowiny. Czasem jedynie dawni obywatele zabłądzili do niej. Pławili się w tanim błocie wspólnoty. Dzielnica była eldoradem ludzi zdegenerowanych. Wszystko wydawało się tam podejrzane. W dzielnicy tej brak było barw. Do olbrzymich sklepów nie wpadało słoneczne światło. Obsługiwali tam usłużni młodzieńcy. To miejsce, gdzie dominują towary wybrakowane.
Za fasadą magazynu konfekcji kryły się składy książek i czasopism. Wszystkie zawierały rzeczy wyuzdane. Pełne zepsucia. Panowała tam pełna rozwiązłość. Klient pozostawiony był sam sobie. Po wyjściu ze sklepu można spojrzeć wzdłuż ulicy Krokodyli. Widok przypomina cienką jak papier rzeczywistość. Przypomina rupieciarnię rozpadającego się teatru.
Ulica jest wielkomiejska tylko z pozoru. Porusza się po niej szary, bezosobowy tłum. Przypomina senny korowód marionetek. Ludzie są niewyraźni. Dorożki nie mają woźniców. Wszystko cechuje lekkomyślność. Tramwaje wykonane są z papier-mâché. Brak im nieraz ścian. Pociągi nie mają wyznaczonych godzin i miejsca odjazdu. Plenią się spekulacje i przekupstwo. Na ulicach niemal każda kobieta to prostytutka.
Tajemnicą ulicy Krokodyli jest jej złudny charakter. Nic w niej nie dochodzi do skutku. Ze wszystkich stron czuć bliskość spełnienia. Lecz na tym się kończy. Możliwości znikają. Podobnie nadzieje. Miejsce to symbolizuje nowoczesność i wielkomiejskie zepsucie. To papierowa imitacja i fotomontaż.
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies