Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nowele Konopnickiej
Pewnego dnia mieszkania Mostowiaków odwiedził pan Łukasz Smolik, dorożkarz z Pragi i chrzestny Piotrusia. Był starym, wysokim i zgarbionym bezdzietnym wdowcem. Miał żółte, saperskie wąsy. Przyszedł w celu kupna konia, choć ślepe zwierze składało się tylko ze skóry i kości. Dzięki sprzedaży klaczy w izbie było ciepło, wszyscy byli najedzeni, lecz trapił ich ogromny żal i smutek. Anna powiedziała Filipowi, że umiera i nie warto się na nią „kosztować”, lecz mężczyzna usilnie powtarzał, że wyzdrowieje. Czasami przecież następowała poprawa.
W takich chwilach kobieta chciała chleba z masłem, myła samodzielnie najmłodszego synka, snuła plany na przyszłość (chciała iść do Częstochowy). Po takich momentach przychodziły jednak dni słabości i cierpienia, aż pewnej nocy kobieta umarła (trzymając w objęciach Piotrusia).
Nazajutrz w izbie było pełno sąsiadek. Zaczęły nazywać chłopców sierotami. Filip pobiegł do miasta załatwiać wszystkie sprawy z pogrzebem oraz zamówił trumnę u stolarzy. Trzeciego dnia rodzeństwo usłyszało szkapę. Wicek zerwał się na dźwięk znajomego rżenia, serce mu biło jak młotem. Podobnie cieszył się Felek: „Szarpnął się i na drugi bok przewrócił, ale gdy rżenie znów słyszeć się dało, porwał się on także, na sienniku siadł i szeroko otworzywszy oczy – słuchał”. Gdy przeciągłe, ciche rżenie odezwało się raz jeszcze, przebudzeni chłopcy rzucili się ku drzwiom sutereny. Narrator zaczął się pospiesznie odziewać: „(…)a tak mi ręce latały, żem do żadnego guzika trafić nic mógł”.
Po wyjściu na dwór, ujrzeli znajomy widok: „przed bramą, zaprzężona do prostego, zasłanego kilimkiem wozu, stała nasza szkapa. U karku jej wisiał już Felek, objąwszy go oburącz, o ile dostać mógł”. Chłopcy podnieśli wrzask nie do opisania: „- Szkapa! Nasza szkapa! Nasza droga, kochana, stara!”, głaszcząc, klepiąc, i tuląc się do zwierzęcia: „- Stęskniła się bez nas szkapa, co?... Przyszła do nas szkapa? Przyszła?... Poczciwa, dobra, stara szkapa nasza”.
Nie przyszło im jednak go głowy, po co szkapa do nich przyszła, na co czekał wóz… Stary koń także poznał swych niedawnych panów: „i ona cieszyła się nami; przednią nogą, którą szpat znacznie pogrubiał, uderzała po bruku wesoło, ochoczo jakoby krzesząc dla nas iskierki radości; łeb jej to podnosił się, to schylał, nozdrza parskały raźno; to znów na głosy nasze i śmiechy strzygła uszami, wyciągała szyję, a donośne jej rżenie przenikało nas niewymowną rozkoszą”. Rodzeństwo nawet nie spostrzegło momentu, gdy na wozie ustawiono trumnę. Pan Łukasz zawołał „Wio!” i szkapa ruszyła, a chłopcy przy niej kłusem. Gdy Wicek obejrzał się n rogu ulicy, ujrzał, iż grupa sąsiadek i przechodniów już się rozproszyła, a za wozem, którym powoził pan Łukasz, szedł ojciec sam, „z czapką w ręku i zwieszoną głową”.
Ani narrator, ani jego bracia nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji i z tego, że właśnie stracili matkę. Biegli tuż przy szkapie wesoło, ochoczo, ani na chwilę nie przerywając rozmów i pieszczoty. Ich szczęście i zabawę potęgowała ładna pogoda: „Poranek byt majowy, promienne słońce zalewało blaskiem ulice, most, Wisłę; z każdej akacji, z każdego gzymsu świerkały wróble”. Głośniej niż wróble szczebiotała ich gromadka, czym zwracali na siebie uwagę ludzi. Przechodnie oglądali się za nimi, stawali i wzruszali ramionami: „Dziwnym się wydawał ten pogrzeb z trójką tak dobrze bawiących się dzieci na czele”. Słońce przygrzewało coraz mocniej, droga stała się piaszczysta, żmudna. Szkapa ciągnęła swój ciężar z pewnym wysiłkiem: „zdrowe jej oko mrużyło się od blasku, na ślepym, osłupiałym, siadały rozdrażnione gorącem muchy”. Zbliżali się do cmentarza („krzyże cmentarne wciąż rosły a rosły przed nami”).
strona: 1 2 3 4
„Nasza szkapa” – streszczenie utworu
Nazajutrz w izbie było pełno sąsiadek. Zaczęły nazywać chłopców sierotami. Filip pobiegł do miasta załatwiać wszystkie sprawy z pogrzebem oraz zamówił trumnę u stolarzy. Trzeciego dnia rodzeństwo usłyszało szkapę. Wicek zerwał się na dźwięk znajomego rżenia, serce mu biło jak młotem. Podobnie cieszył się Felek: „Szarpnął się i na drugi bok przewrócił, ale gdy rżenie znów słyszeć się dało, porwał się on także, na sienniku siadł i szeroko otworzywszy oczy – słuchał”. Gdy przeciągłe, ciche rżenie odezwało się raz jeszcze, przebudzeni chłopcy rzucili się ku drzwiom sutereny. Narrator zaczął się pospiesznie odziewać: „(…)a tak mi ręce latały, żem do żadnego guzika trafić nic mógł”.
Po wyjściu na dwór, ujrzeli znajomy widok: „przed bramą, zaprzężona do prostego, zasłanego kilimkiem wozu, stała nasza szkapa. U karku jej wisiał już Felek, objąwszy go oburącz, o ile dostać mógł”. Chłopcy podnieśli wrzask nie do opisania: „- Szkapa! Nasza szkapa! Nasza droga, kochana, stara!”, głaszcząc, klepiąc, i tuląc się do zwierzęcia: „- Stęskniła się bez nas szkapa, co?... Przyszła do nas szkapa? Przyszła?... Poczciwa, dobra, stara szkapa nasza”.
Nie przyszło im jednak go głowy, po co szkapa do nich przyszła, na co czekał wóz… Stary koń także poznał swych niedawnych panów: „i ona cieszyła się nami; przednią nogą, którą szpat znacznie pogrubiał, uderzała po bruku wesoło, ochoczo jakoby krzesząc dla nas iskierki radości; łeb jej to podnosił się, to schylał, nozdrza parskały raźno; to znów na głosy nasze i śmiechy strzygła uszami, wyciągała szyję, a donośne jej rżenie przenikało nas niewymowną rozkoszą”. Rodzeństwo nawet nie spostrzegło momentu, gdy na wozie ustawiono trumnę. Pan Łukasz zawołał „Wio!” i szkapa ruszyła, a chłopcy przy niej kłusem. Gdy Wicek obejrzał się n rogu ulicy, ujrzał, iż grupa sąsiadek i przechodniów już się rozproszyła, a za wozem, którym powoził pan Łukasz, szedł ojciec sam, „z czapką w ręku i zwieszoną głową”.
Ani narrator, ani jego bracia nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji i z tego, że właśnie stracili matkę. Biegli tuż przy szkapie wesoło, ochoczo, ani na chwilę nie przerywając rozmów i pieszczoty. Ich szczęście i zabawę potęgowała ładna pogoda: „Poranek byt majowy, promienne słońce zalewało blaskiem ulice, most, Wisłę; z każdej akacji, z każdego gzymsu świerkały wróble”. Głośniej niż wróble szczebiotała ich gromadka, czym zwracali na siebie uwagę ludzi. Przechodnie oglądali się za nimi, stawali i wzruszali ramionami: „Dziwnym się wydawał ten pogrzeb z trójką tak dobrze bawiących się dzieci na czele”. Słońce przygrzewało coraz mocniej, droga stała się piaszczysta, żmudna. Szkapa ciągnęła swój ciężar z pewnym wysiłkiem: „zdrowe jej oko mrużyło się od blasku, na ślepym, osłupiałym, siadały rozdrażnione gorącem muchy”. Zbliżali się do cmentarza („krzyże cmentarne wciąż rosły a rosły przed nami”).
strona: 1 2 3 4
Szybki test:
Moździerz w noweli „Nasza szkapa” był:a) pożyczony od maglarki
b) prezentem od Filipa
c) kupiony od Żyda
d) składnikiem posagu Anny
Rozwiązanie
Anna Mostowiak chorowała na:
a) ospę
b) gruźlicę
c) raka
d) zapalenie płuc
Rozwiązanie
„Pławienie szkapy” odbywało się:
a) przed Zielonymi Świątkami
b) w Wielki Piątek
c) po Wielkanocy
d) przed Wielkanocą
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies