Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nowele Orzeszkowej
Wieczorem nie siedziała już zasmucona w kuchni. Ubogie pomieszczenia zapełnił gwar i śmiech dzieci. Gdy zabierała Kostusia do siebie na górę, jego ojciec, zwykle pijany, tym razem był trzeźwy. Z wdzięczności uścisnął i ucałował dłoń panienki. Bosy chłopak szybko pobiegł do mieszkania nauczycielki, niosąc wiadro pełne wody. Już wcześniej zdarzało się, że pomagał dziewczynie w pracach gospodarskich. Ów dwunastolatek był trochę inny niż jego rówieśnicy – jego czoło znaczyły już zmarszczki, para oczu nieufnie spoglądała na ludzi. Kostek bywał złośliwy i przebiegły. Jego matka – praczka stale zajmowała się pracą. Prała ludziom bieliznę i odzież. Niepokoił ją los syna, na którego często się złościła, podobnie jak i na męża zbyt często zaglądającego do szynku. Kostek uwielbiał młodą nauczycielką, miała na niego niebywały wpływ.
Popołudniami w mieszkaniu Lipskich pobrzmiewał śmiech dzieci, dobiegały odgłosy czytania, sylabizowania. Młodsze uczyły się czytać i pisać, starsze przyswajały jeszcze inne wiadomości - z matematyki, przyrody. Kostuś uczył się kaligrafii, Joanna przygotowała dla niego specjalne kaligraficzne wzory. Odczytywał kolejne zdania: „Nie czyń drugiemu, co tobie nie miło... Choć ubogo, ale chędogo. Pieczone gołąbki nie wpadają do gąbki...”
Dziewczyna zupełnie odżyła, czuła się potrzebna, praca dawała jej satysfakcję. Rodzice małych uczniów wynagradzali ją w miarę własnych możliwości. Od jednych otrzymywała drobne sumy pieniężne, praczka prała bezpłatnie bieliznę rodzeństwa, murarz przynosił warzywa i owoce z własnego ogrodu, stróż rąbał drewno na opał, a ojciec Kostka zawsze, gdy tylko spotkał Joannę, całował jej dłoń. Sytuacja finansowa poprawiła się – Joanna nie musiała już chodzić w podartym obuwiu czy zniszczonych sukniach, podarte koszule brata wymieniła na nowe. Marzyła niekiedy o doktorze Adamie, przypominała sobie jego postać, lecz wiedziała, że to tylko marzenia, a to czego by naprawdę pragnęła, nigdy się nie ziści. Widywała go czasem, gdy zgrabnym powozem objeżdżał domy pacjentów.
„Czasem też wyobrażała sobie, ze jest drobnym robaczkiem uwijającym się, ile tylko sił starczyło, u podstaw wyniosłej, aż niebotycznej budowli.” Z rzadka ogarniało ją uczucie tęsknoty i smutku. Uczyła coraz więcej dzieci, ale prócz tego dalej zajmowała się domem. Musiała więc wychodzić do miasta po różne sprawunki, zawsze wtedy mijała gmach sądu. Streszczenie noweli „A... B... C...”
Autor: Ewa PetniakWieczorem nie siedziała już zasmucona w kuchni. Ubogie pomieszczenia zapełnił gwar i śmiech dzieci. Gdy zabierała Kostusia do siebie na górę, jego ojciec, zwykle pijany, tym razem był trzeźwy. Z wdzięczności uścisnął i ucałował dłoń panienki. Bosy chłopak szybko pobiegł do mieszkania nauczycielki, niosąc wiadro pełne wody. Już wcześniej zdarzało się, że pomagał dziewczynie w pracach gospodarskich. Ów dwunastolatek był trochę inny niż jego rówieśnicy – jego czoło znaczyły już zmarszczki, para oczu nieufnie spoglądała na ludzi. Kostek bywał złośliwy i przebiegły. Jego matka – praczka stale zajmowała się pracą. Prała ludziom bieliznę i odzież. Niepokoił ją los syna, na którego często się złościła, podobnie jak i na męża zbyt często zaglądającego do szynku. Kostek uwielbiał młodą nauczycielką, miała na niego niebywały wpływ.
Popołudniami w mieszkaniu Lipskich pobrzmiewał śmiech dzieci, dobiegały odgłosy czytania, sylabizowania. Młodsze uczyły się czytać i pisać, starsze przyswajały jeszcze inne wiadomości - z matematyki, przyrody. Kostuś uczył się kaligrafii, Joanna przygotowała dla niego specjalne kaligraficzne wzory. Odczytywał kolejne zdania: „Nie czyń drugiemu, co tobie nie miło... Choć ubogo, ale chędogo. Pieczone gołąbki nie wpadają do gąbki...”
Dziewczyna zupełnie odżyła, czuła się potrzebna, praca dawała jej satysfakcję. Rodzice małych uczniów wynagradzali ją w miarę własnych możliwości. Od jednych otrzymywała drobne sumy pieniężne, praczka prała bezpłatnie bieliznę rodzeństwa, murarz przynosił warzywa i owoce z własnego ogrodu, stróż rąbał drewno na opał, a ojciec Kostka zawsze, gdy tylko spotkał Joannę, całował jej dłoń. Sytuacja finansowa poprawiła się – Joanna nie musiała już chodzić w podartym obuwiu czy zniszczonych sukniach, podarte koszule brata wymieniła na nowe. Marzyła niekiedy o doktorze Adamie, przypominała sobie jego postać, lecz wiedziała, że to tylko marzenia, a to czego by naprawdę pragnęła, nigdy się nie ziści. Widywała go czasem, gdy zgrabnym powozem objeżdżał domy pacjentów.
Pewnego dnia osobiście musiała przekroczyć obce, nieprzyjazne progi. Zasiadła na ławie oskarżonych. Wokół tłumnie zgromadzili się ludzie, a ona odczuwała ogromny strach, pragnęła uciec. Poważni sędziowie zajęli miejsca i rozpoczął się proces. Została posądzona o „utrzymywanie szkoły bez pozwolenia władz.” Świadkowie składali zeznania. Pani Rożnowska obwiniała siebie za pomysł ze szkołą. Usiłowała pomóc ubogiej sierocie – pannie Lipskiej, dlatego posłała do niej na lekcję swoje wnuczki, nie wiedziała, że w jakikolwiek sposób łamie prawo. Przyjaciółka pani Rożnowskiej, drobna kobieta o nienagannych manierach, przyznała, że sama kupiła i podarowała Joannie książki, by mogła przygotować jej syna do szkoły. Twierdziła, iż dziewczyna była dobrą i sumienną nauczycielką, ponadto lekcje u niej były tańsze niż u innych pedagogów. Kobieta nie uświadamiała sobie swojej winy, chciała jedynie zapewnić dziecku odpowiednie wykształcenie. Jako następna zeznawała praczka – matka Kostusia. Tłumaczyła się trudnymi warunkami materialnymi i sytuacją rodzinną - jej mąż - ślusarz często pił. Płakała, mówiąc.
Po niej na mównicę wstąpił murarz. Wypowiadał się głośno i dosadnie. Kilkakrotnie zlecano mu, by ściszył głos. Wyjaśnił, że nie było go stać na posyłanie córki na pensję (prywatna szkoła dla dziewcząt). Zdecydował się więc na tańsze i według niego, równie dobre rozwiązanie. Płacił Joannie ziemniakami i warzywami. Najbardziej liczyło się to, że jego córka może się uczyć. Młoda nauczycielka była, jak twierdził, niewinna. Po murarzu zeznania składali piekarz, stróż domu, nieznany dorożkarz i wdowa po urzędniku. Jako ostatni mówił ten, „kto dokonał odkrycia, że na górnym pięterku domu (...) gromadka drobnych dzieci dowiadywała się o tym, że pszczoła ma cztery skrzydełka, sześć nóżek, dwa różki i żądło (...).” Jego wystąpienie trwało najdłużej.
strona: 1 2 3 4
Szybki test:
Joanna, bohaterka noweli „A...B...C...” została skazana na:a) tygodniową karę więzienia
b) dwumiesięczną karę więzienia
c) trzymiesięczną karę więzienia
d) miesięczną karę więzienia
Rozwiązanie
Adam, bohater noweli „A...B...C...”, w którym kochała się Joanna był:
a) prawnikiem
b) kancelistą
c) nauczycielem
d) lekarzem
Rozwiązanie
Kostuś, bohater noweli „A...B...C...”, po powrocie Joanny z sądu rzucił jej pod nogi pęk:
a) czeremchy
b) głogu
c) róż
d) bzu
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies