Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nowele Orzeszkowej
Marian Tarłowski – jeden z głównych bohaterów noweli „Gloria victis”, starszy brat Anielki Tarłowskiej. Pochodził z odległych stron Polesia litewskiego. Fascynowała go idea nauki, „był młodym uczonym (...) Mógłby był na szerokim śwecie wstępować na drogi wysokie. Wstąpił na niziutką. Przybył w te strony, aby swą myśl i wiedzę rozdawać maluczkim (...)”.
Nie miał rodziców – on i Aniela byli sierotami. Jako rodzeństwo wzajemnie się wpierali, spędzali razem mnóstwo czasu. Byli do siebie bardzo podobni: „Przywiózł ze sobą dziewczynę, siostrę młodszą, w sposób bajeczny, prawie aż zabawny do niego podobną.” Siostra nazywała go czule Marysiem.
Gdy przyłączył się do powstańców, w obozie, ze względu na wzrost i posturę, nazywano go małym Tarłowskim. Nie był ani silny, ani urodziwy, ani bogaty, „był wątły, drobny, na twarzy różowy i biały, a oczy miał jak u dziewczyny łagodne, czyste i tak błękitne, jak te niezapominajki (...). przebrana dziewczyna czy ledwie dorosłe chłopię! Wcale też niedawno minęło mu lat dwadzieścia.” Kontrastował z dzielnym i męskim Jagminem. Decyzja Marysia o wzięciu udziału w powstaniu wzbudziła w Anielce niepokój, jednak dziewczyna świadoma powinności brata, „błogosławiła” podjętą przez niego decyzję. Lęk siostry był uzasadniony. Wiedziała, że brat nie jest tak silny, ani odważny, jak powinni być żołnierze „do bojów stworzony nie był. Do czego innego był stworzony.” Kochał przyrodę i podziwiał jej geniusz. Częstokroć wyprawiał się do lasu i w leśne okolice, by kontemplować piękno natury. Pochylał się wtedy nad najmniejszymi robaczkami, roślinami, owadami – „drobiazgiem” i z czułością, zachwytem je obserwował. Zdarzało się, że podpatrywali go przy tym żołnierze, dziwiąc się jego pasji. Wtedy tłumaczył im wszelki zawiłości natury, a czynił to w sposób interesujący. Musiał być dobrym „wykładowcą”, bo „Towarzysze w ścisłą gromadkę wokół niego skupieni patrzali, słuchali, wszyscy go wzrostem, szerokością ramion, męskimi zabarwieniami twarzy przewyższając.”
Marzył o niepodległości, o czasie, kiedy walka nie będzie koniecznością, a w kraju zapanuje spokój, ale wiedział też, że zapewne nie doczeka upragnionych chwil wolności. Rozumiał swój obowiązek służby ojczyźnie. Mówił do Jagmina: „Teraz inaczej być nie może. Dopóki gwałt, dopóki święty przeciwko gwałtowi gniew! Dopóki krzywda, dopóty walka! Przez krew i śmierć, przez ruiny i mogiły, z nadzieją czy przeciw nadziei walka z piekłem ziemi w imię nieba, które na ziemię zstąpi...”Marian Tarłowski - - charakterystyka
Autor: Ewa PetniakMarian Tarłowski – jeden z głównych bohaterów noweli „Gloria victis”, starszy brat Anielki Tarłowskiej. Pochodził z odległych stron Polesia litewskiego. Fascynowała go idea nauki, „był młodym uczonym (...) Mógłby był na szerokim śwecie wstępować na drogi wysokie. Wstąpił na niziutką. Przybył w te strony, aby swą myśl i wiedzę rozdawać maluczkim (...)”.
Nie miał rodziców – on i Aniela byli sierotami. Jako rodzeństwo wzajemnie się wpierali, spędzali razem mnóstwo czasu. Byli do siebie bardzo podobni: „Przywiózł ze sobą dziewczynę, siostrę młodszą, w sposób bajeczny, prawie aż zabawny do niego podobną.” Siostra nazywała go czule Marysiem.
Gdy przyłączył się do powstańców, w obozie, ze względu na wzrost i posturę, nazywano go małym Tarłowskim. Nie był ani silny, ani urodziwy, ani bogaty, „był wątły, drobny, na twarzy różowy i biały, a oczy miał jak u dziewczyny łagodne, czyste i tak błękitne, jak te niezapominajki (...). przebrana dziewczyna czy ledwie dorosłe chłopię! Wcale też niedawno minęło mu lat dwadzieścia.” Kontrastował z dzielnym i męskim Jagminem. Decyzja Marysia o wzięciu udziału w powstaniu wzbudziła w Anielce niepokój, jednak dziewczyna świadoma powinności brata, „błogosławiła” podjętą przez niego decyzję. Lęk siostry był uzasadniony. Wiedziała, że brat nie jest tak silny, ani odważny, jak powinni być żołnierze „do bojów stworzony nie był. Do czego innego był stworzony.” Kochał przyrodę i podziwiał jej geniusz. Częstokroć wyprawiał się do lasu i w leśne okolice, by kontemplować piękno natury. Pochylał się wtedy nad najmniejszymi robaczkami, roślinami, owadami – „drobiazgiem” i z czułością, zachwytem je obserwował. Zdarzało się, że podpatrywali go przy tym żołnierze, dziwiąc się jego pasji. Wtedy tłumaczył im wszelki zawiłości natury, a czynił to w sposób interesujący. Musiał być dobrym „wykładowcą”, bo „Towarzysze w ścisłą gromadkę wokół niego skupieni patrzali, słuchali, wszyscy go wzrostem, szerokością ramion, męskimi zabarwieniami twarzy przewyższając.”
Owa powinność wyzwoliła w nim wolę walki. Wykazał się męstwem i odwagą, ratując życie Trauguttowi. Już nie był wątłym chłopcem, ale bohaterem: „Oto ten mały Tarłowski w tej chwili, o! wcale, wcale do białej i różowej dziewczyny niepodobny. Plamy krwi miał na odzieży i rękach, a pośród twarzy, przez dymy i kurzawę uczernionej, oczy błyskały niespokojnie, boleśnie, prawie ponuro.” Bohatersko i dzielnie walczył także w najważniejszej bitwie powstania toczonej z olbrzymim oddziałem rosyjskim. „Od początku bitwy, za rosochatą olchą na jedno kolano klęcząc, nabijał strzelbę, celował i strzelał, bez ustanku, zapamiętale, szybko, z wprawą, którą obdarzyły go ćwiczenia obozowe. (...) Coś lwiego czy tygrysiego błyszczało mu w oczach o rozpalonym błękicie (...)”. Został ranny od kuli, przeniesiono go do namiotu, a ten wkrótce zaatakował nieprzyjaciel. Zauważył ów bestialski atak Jagmin i przywołał towarzyszy do obrony, ale „Nie było już w namiocie rannych ani lekarzy. Były tylko trupy w krwi broczące i jeszcze otrzymujące nowe rany, umilkłe albo w strasznym konaniu charczące. A pośrodku tego pola mordów dokonanych dokonywał się już ostatni. Na ostrzach, kilku pik osadzony i wysoko wzniesiony w powietrze mały Tarłowski twarz białą jak chusta wystawiał na rdzawoczerwony blask słońca. Męczeńska twarz ta, o umierających oczach, z czerwonym sznurkiem krwi od złotych włosów do ust, konwulsja wstrząsanych, poznała jednak przyjaciela (...)”.
strona: 1 2
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies