Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nowele Orzeszkowej
W wielkim niemieckim mieście młoda dziewczyna – Joanna Lipska przechodziła codziennie obok gmachu sądu. Budynek stale „rozszerzano i przyozdabiano”. Joannie, panience skromnej, ubranej zwykle w czarną suknię i czarny kapelusz, nigdy nie przyszło na myśl, że kiedykolwiek mogłaby przekroczyć progi tej potężnej budowli i zasiąść na ławie oskarżonych. Według niej toczyły się tam procesy majątkowe, zawiłe sprawy dotyczące zbrodni i niecnych przestępstw.
Joanna miała bladą i zmęczoną cerę, wielkie szare oczy, małe różowe usta i długie, jasne włosy. Była szczupła, „(...) każdy znawca ludzi poznałby w niej od razu jedną z tych dziewcząt, w każdym mieście licznych, które nie bawią się i nie stroją nigdy, jadają niewiele, oddychają powietrzem wąskich ulic i ciasnych izdebek.” Nosiła żałobę po ojcu, którego w sile wieku zwolniono nagle z posady nauczyciela. Staruszek bardzo to przeżył, cierpiał. Wcześniej sporo chorował, praca pedagoga wyczerpywała go. Wymówienie posady przybiło go zupełnie. Wkrótce zmarł. „na miejskim cmentarzu nie otworzy się już mogiła i nie wyjrzy z niej przedwcześnie osiwiała głowa pedagoga z zaczerwienionymi od pracy oczami i wielką chmurą zmarszczek, którą na czole jego złożyły nie lata, lecz jedna chwila, ta, w której mu w ścianach szkoły powiedziano: „Idź stąd precz!”
Dziewczyna mieszkała z bratem – Mieczysławem w niepozornym domu. Pomieszczenia w nim były ubogie i ciasne. Jedno z nich stanowiło sypialnię Joanny, drugie uchodziło jednocześnie za pokój sypialny i pracownię Mieczysława, a w trzecim mieściła się skromna kuchnia. Mieszkania na poddaszu w miejskich domkach były najtańsze, dlatego rodzeństwo Lipskich zajęło je po śmierci ojca. Na dole znajdował się sklepik i szynk – podrzędny lokal, gdzie spotykali się mężczyźni z okolicy i popijali alkohol. Z domku wychodziło się na dziedziniec.
Mieczysław Lipski – młody chłopak, po ukończeniu szesnastu lat i pięciu klas gimnazjalnych, porzucił szkołę i rozpoczął pracę kancelisty w starostwie miejskim. Pracował również po godzinach. Przynosił do domu stosy dokumentów, które wypełniał. Chudł przy tym, a jego wzrok stopniowo się pogarszał. Lekarz poradził mu, by nosił okulary. Odtąd jego oczy zasłaniały ciemne szkła. Utrzymywał mieszkanie i Joannę, która wspierała brata, wypełniając codzienne obowiązki – prała, gotowała, sprzątała, robiła zakupy. Przed śmiercią ojca żyli w miarę godnie, lecz potem ich sytuacja finansowa bardzo się pogorszyła. Joanna bywała głodna, nosiła cerowaną odzież, miewała podarte obuwie. Czuła się zagubiona i niepotrzebna, myślała często: „Na co ja komukolwiek czy czemukolwiek przydać się mogę?”
Postanowiła, że musi znaleźć jakąś pracę, by finansowo odciążyć brata. Rozważała posadę guwernantki, nauczycielki, bony zarządzającej wiejskim domem. Porozumiała się w tej sprawie z Mieczysławem, którego pieszczotliwie nazywała Mieczkiem. Powiedziała mu o propozycji pani Rożnowskiej – właścicielki magla. Pani Rożnowska, znając sytuację rodzeństwa Lipskich, zaproponowała Joannie, by podjęła się nauczania jej wnuczek – dwóch małych dziewczynek. Zasugerowała, że poleci dziewczynę znajomej, by ta również posyłała swoje dzieci na lekcje. W ten sposób maluchy zostałyby wcześniej przygotowane do szkoły. Do niewielkiej gromadki dołączyć miał jeszcze Kostuś – dwunastoletni syn ślusarza, stałego bywalca okolicznego szynku, córka „mularza” – murarza i malutka Mańka – córka stróża. Joanna znała bardzo dobrze te dzieci. Starszy Kostuś zaczął z ojcem przesiadywać w szynku „łobuz też z niego, ulicznik, wódkę już lubi (...)”, lecz przyszłą nauczycielkę traktował z szacunkiem, był łagodny jak baranek, pozwalał się myć i czesać, słuchał jej napomnień. Streszczenie noweli „A... B... C...”
Autor: Ewa PetniakW wielkim niemieckim mieście młoda dziewczyna – Joanna Lipska przechodziła codziennie obok gmachu sądu. Budynek stale „rozszerzano i przyozdabiano”. Joannie, panience skromnej, ubranej zwykle w czarną suknię i czarny kapelusz, nigdy nie przyszło na myśl, że kiedykolwiek mogłaby przekroczyć progi tej potężnej budowli i zasiąść na ławie oskarżonych. Według niej toczyły się tam procesy majątkowe, zawiłe sprawy dotyczące zbrodni i niecnych przestępstw.
Joanna miała bladą i zmęczoną cerę, wielkie szare oczy, małe różowe usta i długie, jasne włosy. Była szczupła, „(...) każdy znawca ludzi poznałby w niej od razu jedną z tych dziewcząt, w każdym mieście licznych, które nie bawią się i nie stroją nigdy, jadają niewiele, oddychają powietrzem wąskich ulic i ciasnych izdebek.” Nosiła żałobę po ojcu, którego w sile wieku zwolniono nagle z posady nauczyciela. Staruszek bardzo to przeżył, cierpiał. Wcześniej sporo chorował, praca pedagoga wyczerpywała go. Wymówienie posady przybiło go zupełnie. Wkrótce zmarł. „na miejskim cmentarzu nie otworzy się już mogiła i nie wyjrzy z niej przedwcześnie osiwiała głowa pedagoga z zaczerwienionymi od pracy oczami i wielką chmurą zmarszczek, którą na czole jego złożyły nie lata, lecz jedna chwila, ta, w której mu w ścianach szkoły powiedziano: „Idź stąd precz!”
Dziewczyna mieszkała z bratem – Mieczysławem w niepozornym domu. Pomieszczenia w nim były ubogie i ciasne. Jedno z nich stanowiło sypialnię Joanny, drugie uchodziło jednocześnie za pokój sypialny i pracownię Mieczysława, a w trzecim mieściła się skromna kuchnia. Mieszkania na poddaszu w miejskich domkach były najtańsze, dlatego rodzeństwo Lipskich zajęło je po śmierci ojca. Na dole znajdował się sklepik i szynk – podrzędny lokal, gdzie spotykali się mężczyźni z okolicy i popijali alkohol. Z domku wychodziło się na dziedziniec.
Mieczysław Lipski – młody chłopak, po ukończeniu szesnastu lat i pięciu klas gimnazjalnych, porzucił szkołę i rozpoczął pracę kancelisty w starostwie miejskim. Pracował również po godzinach. Przynosił do domu stosy dokumentów, które wypełniał. Chudł przy tym, a jego wzrok stopniowo się pogarszał. Lekarz poradził mu, by nosił okulary. Odtąd jego oczy zasłaniały ciemne szkła. Utrzymywał mieszkanie i Joannę, która wspierała brata, wypełniając codzienne obowiązki – prała, gotowała, sprzątała, robiła zakupy. Przed śmiercią ojca żyli w miarę godnie, lecz potem ich sytuacja finansowa bardzo się pogorszyła. Joanna bywała głodna, nosiła cerowaną odzież, miewała podarte obuwie. Czuła się zagubiona i niepotrzebna, myślała często: „Na co ja komukolwiek czy czemukolwiek przydać się mogę?”
Mieczysław zdziwił się nieco zamiarami siostry, zapytał ją o plany małżeńskie, ale dziewczyna takich nie miała: „Wątpię, aby to kiedykolwiek stać się mogło. Wiesz o tym, że nikogo prawie nie znamy, nigdzie nie bywamy... jakżeby więc? Jakim sposobem?” Myśli Joanny krążyły czasem wokół znajomego doktora Adama. Pomagał on rodzeństwu w trudnych chwilach - podczas choroby ojca i po jego śmierci. Podczas pogrzebu starał się być uczynny i miły. Zapłakana dziewczyna wspierała się na jego ramieniu. Zdawała sobie jednak sprawę, że małżeństwo z młodym lekarzem jest nierealne. Joanna pragnęła jedynie zasługiwać na jego szacunek.
strona: 1 2 3 4
Szybki test:
Ojciec Joanny i Mieczysława z noweli „A...B...C...” był:a) lekarzem
b) prawnikiem
c) nauczycielem
d) księgowym
Rozwiązanie
Adam, bohater noweli „A...B...C...”, w którym kochała się Joanna był:
a) nauczycielem
b) prawnikiem
c) kancelistą
d) lekarzem
Rozwiązanie
Samowar to:
a) przyrząd służący do robienia czekolady
b) przyrząd służący do robienia lodów
c) przyrząd służący do zaparzania herbaty
d) przyrząd służący do zaparzania kawy
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies