Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nowele Orzeszkowej
Po przesłuchaniu świadków nastąpiła chwila złowieszczej ciszy. Przyciśnięty plecami do jednej ze ścian sali sądowej stał brat oskarżonej. Zaniepokojony przysłuchiwał się oskarżycielskiej mowie adwokata. Lęk nie opuszczał także Joanny, którą po chwili wezwano, by przemówiła w swojej obronie. Szczupła, jasnowłosa dziewczyna w czerni drżącym głosem powiedziała: „Uczyłam dzieci, myślałam, że czynię dobrze...” Zaraz jednak nabrała większej pewności siebie i wyraźnie już oświadczyła: „Myślę, że dobrze czyniłam.” Przewodniczący składu sędziowskiego bacznie przypatrywał się obwinionej, wkrótce grono sędziów udało się na naradę. Sąd uznał Joannę winną i skazał ją na dwieście talarów kary pieniężnej. W przypadku gdyby żądanej kwoty nie zapłacono, Joanna miała trafić do więzienia na trzy miesiące. Wśród prawników słyszało się szepty, że wymierzona kara nie jest zbyt wysoka. Mieczysław Lipski myślał inaczej, dla niego była to spora suma. Jeden z jego znajomych urzędników doradzał mu zapłacenie grzywny za siostrę. Urzędnik miał przyjść w tej sprawie nazajutrz do mieszkania rodzeństwa.
Mieczysław wypatrzył w tłumie wypływającym z sali sądowej Joannę. Jej wzrok skierowany był na tego, ku któremu skłaniało się jej serce, i który przybył do sądu, by obserwować nader ciekawy proces – Joanna patrzyła na doktora Adama. Mężczyzna nieco smutny, otoczony wianuszkiem dam, spieszył, by służyć ramieniem jednej z nich. W tej chwili brat pochwycił Joannę za rękę i ze słowami: „Nie lękaj się...”, nakazał jej iść do domu. Sam natomiast gdzieś zniknął. Powrócił po kilku godzinach. Zmęczony i stroskany usiadł na kanapie. Joanna nie wybiegła mu na spotkanie, siedziała zasmucona w ciemnym kącie. Miała do niego żal, że nie spędza z nią ostatnich godzin wolności. Następnego dnia szła przecież do więzienia, nie miała pieniędzy na zapłacenie kary. Doradziła bratu, co ma robić podczas jej nieobecności. Matka Kostusia miała sprzątać mieszkanie, u Rożnowskiej Mieczysław miał jadać obiady, jej również powinien oddać wszystkie żywnościowe zapasy, wówczas zaoszczędzi na posiłkach. Młodzieniec patrzył na siostrę zdziwiony, po czym orzekł, że zapłacił już należną kwotę i Joanna nie zostanie uwięziona. Dziewczynę zaniepokoiła odpowiedź brata. Błagała go, by wyjawił, skąd wziął pieniądze. Przyznał się, że pożyczył je od znanego w mieście lichwiarza.
Lichwiarz – człowiek zajmujący się udzielaniem kredytów, pożyczek na wysoki procent. Użycza wyznaczonej i niezbędnej kwoty pod warunkiem spłaty znacznie wyższej sumy. Współcześnie z lichwiarzami kojarzyć się mogą właściciele lombardów udzielający kredytów pod zastaw wartościowych przedmiotów lub też osoby prywatne zajmujące się pożyczaniem pieniędzy z wysokim oprocentowaniem. Streszczenie noweli „A... B... C...”
Autor: Ewa PetniakPo przesłuchaniu świadków nastąpiła chwila złowieszczej ciszy. Przyciśnięty plecami do jednej ze ścian sali sądowej stał brat oskarżonej. Zaniepokojony przysłuchiwał się oskarżycielskiej mowie adwokata. Lęk nie opuszczał także Joanny, którą po chwili wezwano, by przemówiła w swojej obronie. Szczupła, jasnowłosa dziewczyna w czerni drżącym głosem powiedziała: „Uczyłam dzieci, myślałam, że czynię dobrze...” Zaraz jednak nabrała większej pewności siebie i wyraźnie już oświadczyła: „Myślę, że dobrze czyniłam.” Przewodniczący składu sędziowskiego bacznie przypatrywał się obwinionej, wkrótce grono sędziów udało się na naradę. Sąd uznał Joannę winną i skazał ją na dwieście talarów kary pieniężnej. W przypadku gdyby żądanej kwoty nie zapłacono, Joanna miała trafić do więzienia na trzy miesiące. Wśród prawników słyszało się szepty, że wymierzona kara nie jest zbyt wysoka. Mieczysław Lipski myślał inaczej, dla niego była to spora suma. Jeden z jego znajomych urzędników doradzał mu zapłacenie grzywny za siostrę. Urzędnik miał przyjść w tej sprawie nazajutrz do mieszkania rodzeństwa.
Mieczysław wypatrzył w tłumie wypływającym z sali sądowej Joannę. Jej wzrok skierowany był na tego, ku któremu skłaniało się jej serce, i który przybył do sądu, by obserwować nader ciekawy proces – Joanna patrzyła na doktora Adama. Mężczyzna nieco smutny, otoczony wianuszkiem dam, spieszył, by służyć ramieniem jednej z nich. W tej chwili brat pochwycił Joannę za rękę i ze słowami: „Nie lękaj się...”, nakazał jej iść do domu. Sam natomiast gdzieś zniknął. Powrócił po kilku godzinach. Zmęczony i stroskany usiadł na kanapie. Joanna nie wybiegła mu na spotkanie, siedziała zasmucona w ciemnym kącie. Miała do niego żal, że nie spędza z nią ostatnich godzin wolności. Następnego dnia szła przecież do więzienia, nie miała pieniędzy na zapłacenie kary. Doradziła bratu, co ma robić podczas jej nieobecności. Matka Kostusia miała sprzątać mieszkanie, u Rożnowskiej Mieczysław miał jadać obiady, jej również powinien oddać wszystkie żywnościowe zapasy, wówczas zaoszczędzi na posiłkach. Młodzieniec patrzył na siostrę zdziwiony, po czym orzekł, że zapłacił już należną kwotę i Joanna nie zostanie uwięziona. Dziewczynę zaniepokoiła odpowiedź brata. Błagała go, by wyjawił, skąd wziął pieniądze. Przyznał się, że pożyczył je od znanego w mieście lichwiarza.
„Jesteś córką profesora, dobrze wychowaną i delikatną... Dlatego żeśmy zbiednieli, to mamy już tarzać się po więzieniach ze złodziejami i pijakami!” – przekonywał Mieczysław siostrę, choć tę przerażała konieczność spłaty długu. Radziła bratu, by oddał pieniądze, a ona odbędzie wyznaczoną trzymiesięczną karę. „Mówiła mu, że jest zdrową, silną, młodą i może wszystko wytrzymać, ze słusznym jest, aby niosła odpowiedzialność za to, co czyniła sam; że ten dług, który zaciągnął, stokroć więcej sprawia jej bólu niż te trzy miesiące... tam!”Zaklinała go i płakała, ostatecznie przystała na decyzję Mieczysława. Już nieco uspokojona nastawiła samowar.
Samowar – przyrząd służący do zaparzania herbaty, popularny zwłaszcza w Rosji. Posiada specjalny zbiornik na wodę, który pionowo przecina rurka zakończona małym rusztem. W całość wkomponowany jest pojemnik na esencję i kranik przeznaczony do nalewania herbacianego naparu.
Mieczysław odszedł do swojej sypialni. Została sama w kuchni gnębiona myślami o spłacie długu. Krojąc chleb, płakała. Nagle drzwi uchyliły się i do pomieszczenia cichutko weszły dzieci – dwunastoletni Kostuś i mała Mańka. On rzucił jej pod nogi pęk czeremchy. Białe kwiaty leżały na podłodze, a ich zapach wypełnił pomieszczenie. Kostek wyjął ukryty za ubraniem mały zeszyt i zaczął czytać zapisane w nim zdania. Dziewczynka wyciągnęła zza sukienki elementarz (abecadło) i poczęła sylabizować: „A... b.... c...” Joasia rozweseliła się, na jej bladej twarzyczce pojawił się uśmiech. Kuchenne odgłosy zaniepokoiły pracującego w pomieszczeniu obok kancelistę. Siostra powiedziała mu o obecności dzieci. Zdenerwowany wybiegł z pokoju, narzekając, że znów będą mieć kłopoty. Wygonił niepożądanych gości. Joanna podała mu tacę z herbatą i chleb, sama natomiast zajęła się haftowaniem chusteczki z inicjałami kochanego Mieczka.
strona: 1 2 3 4
Szybki test:
Ojciec Joanny i Mieczysława z noweli „A...B...C...” był:a) prawnikiem
b) nauczycielem
c) lekarzem
d) księgowym
Rozwiązanie
Joannie z noweli „A...B...C...” ziemniakami i warzywami płacił:
a) dorożkarz
b) stróż domu
c) piekarz
d) murarz
Rozwiązanie
Adam, bohater noweli „A...B...C...”, w którym kochała się Joanna był:
a) prawnikiem
b) lekarzem
c) nauczycielem
d) kancelistą
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies