Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nowele Orzeszkowej
Ojciec usiłował przemawiać do niego karcąco, ale w rzeczywistości cieszył się z przypadkowej wizyty. W myślach wypominał sobie przeszłość. Żałował roztrwonionych na wódkę pieniędzy oraz przegranego podczas procesu z bratem kawałka ziemi. Teraz musiał pracować jako parobek, uprawiając cudzą własność. Klemens głośno wycisnął na buzi Tadeusza całusa i odszedł w stronę pługa. W połowie drogi odwrócił się i spojrzał w stronę żony i syna. Zbliżali się już w stronę ogrodu. Chłopczyk postępował u boku matki, rozdeptując przydrożne zielska. Jego śmiech, niczym ptaszęcy śpiew, wypełniał powietrze poranka.
W rozległym ogrodzie nad grządkami pochylało się około dwudziestu kobiet. Ich głowy opasane barwnymi chustami nierówno unosiły się nad zagonami. Wyrywały chwasty, zbierały je do przepastnych fartuchów, a następnie odnosiły w jeden z narożników ogrodu. Pracę nadzorował młody pan namiestnik, który co jakiś czas popędzał pracownice. W jego głosie nie było gniewu, tylko subtelny apel do ich sumień, by nie zaprzestawały roboty, nie trwoniły czasu na pogaduszki i plotki, bo to grzech. Ostatni argument trafiał zwykle do kobiet i tym skrupulatniej wyrywały zielsko. Chwedora pracowała więcej niż inne, ponieważ była sprytna i silna. Co jakiś czas podnosiła głowę, zerkała w stronę syna oraz w kierunku pięknego domu ekonoma, gdzie w długich sukniach. snuły się jasne i zgrabne sylwetki kobiece. Jedna z dworskich dziewcząt zbiegła ze schodów i zaczęła ścinać rosnące na terenie posiadłości róże i georginie.
Pracę i obserwacje Chwedory przerywał trzykrotnie płacz małego Tadzia. Za pierwszym razem uciszyła syna obietnicą przejażdżki na koniku, za drugim wręczyła mu kromkę chleba, potem krzyknęła, zastraszając malca: „ – Cicho że! Bo jak dam dziahą!” Chłopiec nagle się uspokoił. Jego uwagę przykuła mała sikorka. Ptaszek pofrunął w kierunku czerwonych maków. Tadeusz ruszył w ślad za nim. Nikt nie zauważył, jak się oddalał. Szedł pośród dzikiego zielska, ale po cichu, by nie spłoszyć obiektu zainteresowania. Dotarł do rozległej przestrzeni, gdzie rosły rzędy kopru, kminu, kolendry, pietruszki, bujały żółte kwiaty ogórków i nasturcji. Obfitość barw całkowicie pochłonęła chłopca. Zapomniał już nawet o sikorce. Rozglądał się szeroko otwartymi oczami. Zauważył dziwną postać z rozpiętymi ramionami. „Był to strach wystawiony na wróble, ale Tadeusz nie znał jeszcze tego wojennego instrumentu ogrodników.”
Wystraszył się bardziej niż ptaki, przeciwko którym czupiradło było wystawione. Popłakiwał. Zauważył wróble objadające się młodym grochem. Postanowił skosztować ich przysmaku. Zamyślił się nad fruwaniem, ale dziecięco pojmował, że nie uda mu się polecieć tak, jak ptakom. Pobiegł więc w stronę zagonów z grochem. W drodze przewracał się i wstawał. Znacznie oddalił się od kobiet pracujących w ogrodzie. Za nim była ściana maku, gąszcz wonnych ziół, las fasoli i grochu. Posilił się słodkawymi strąkami i rozweselał. W oddali spostrzegł coś błyszczącego. Była to niewielka sadzawka. Udał się w tamtym kierunku, pobudzony dodatkowo widokiem okalających wodne oko kwiatów. Ucieszony począł zbierać kwiecie. Przypomniał sobie, jak niegdyś z matką zrywał błękitne niezabudki (niezapominajki). Część zanieśli później do kapliczki, a część posłali tej dziewczynce, która przed dworskim budynkiem ścinała róże i georginie. Narwał wówczas mnóstwo kwiatów i Chwedora niosła go na rękach przez całą drogę do domu. Bardzo to lubił. Ożywiony wspomnieniem usilniej rwał niezapominajki. Mówił sobie: „ – Hetyj dla Bozi! (hetyj – ten), Hetyj dla panienki...” Rozpraszały go nieco skaczące w pobliżu żaby. Z pluskiem wskakiwały do sadzawki. Wokół szumnie krążyły ptaki wylatujące co chwila z krzaku kaliny. Malec odliczał kwiaty: dla Bozi i dla panienki. Pokazała się sikorka, ta sama, za którą niedawno podążał. Skoczył w jej kierunku, rozsypując zebrane bukiety. Słowa zamarły na dziecinnych ustach, za to głośniej plusnęła woda. Błękitne kwiaty rozsypały się po szklanej tafli. „Tadeusz zniknął. Nic, ani krzyku, ani jęku, ani jednego zawołania na matkę lub ojca. Czasu nie było. Mgnienie oka. Na dnie jamy, pod słupem stojącej, zielonawej wody synek Chwedory i Klemensa leżał na wznak i nieruchomo, a na unurzaną twarz i zabłocone nogi kładły się długie, śliskie trawy koloru pleśni.”Streszczenie noweli „Tadeusz” („Obrazek wiejski”)
Autor: Ewa PetniakOjciec usiłował przemawiać do niego karcąco, ale w rzeczywistości cieszył się z przypadkowej wizyty. W myślach wypominał sobie przeszłość. Żałował roztrwonionych na wódkę pieniędzy oraz przegranego podczas procesu z bratem kawałka ziemi. Teraz musiał pracować jako parobek, uprawiając cudzą własność. Klemens głośno wycisnął na buzi Tadeusza całusa i odszedł w stronę pługa. W połowie drogi odwrócił się i spojrzał w stronę żony i syna. Zbliżali się już w stronę ogrodu. Chłopczyk postępował u boku matki, rozdeptując przydrożne zielska. Jego śmiech, niczym ptaszęcy śpiew, wypełniał powietrze poranka.
W rozległym ogrodzie nad grządkami pochylało się około dwudziestu kobiet. Ich głowy opasane barwnymi chustami nierówno unosiły się nad zagonami. Wyrywały chwasty, zbierały je do przepastnych fartuchów, a następnie odnosiły w jeden z narożników ogrodu. Pracę nadzorował młody pan namiestnik, który co jakiś czas popędzał pracownice. W jego głosie nie było gniewu, tylko subtelny apel do ich sumień, by nie zaprzestawały roboty, nie trwoniły czasu na pogaduszki i plotki, bo to grzech. Ostatni argument trafiał zwykle do kobiet i tym skrupulatniej wyrywały zielsko. Chwedora pracowała więcej niż inne, ponieważ była sprytna i silna. Co jakiś czas podnosiła głowę, zerkała w stronę syna oraz w kierunku pięknego domu ekonoma, gdzie w długich sukniach. snuły się jasne i zgrabne sylwetki kobiece. Jedna z dworskich dziewcząt zbiegła ze schodów i zaczęła ścinać rosnące na terenie posiadłości róże i georginie.
Pracę i obserwacje Chwedory przerywał trzykrotnie płacz małego Tadzia. Za pierwszym razem uciszyła syna obietnicą przejażdżki na koniku, za drugim wręczyła mu kromkę chleba, potem krzyknęła, zastraszając malca: „ – Cicho że! Bo jak dam dziahą!” Chłopiec nagle się uspokoił. Jego uwagę przykuła mała sikorka. Ptaszek pofrunął w kierunku czerwonych maków. Tadeusz ruszył w ślad za nim. Nikt nie zauważył, jak się oddalał. Szedł pośród dzikiego zielska, ale po cichu, by nie spłoszyć obiektu zainteresowania. Dotarł do rozległej przestrzeni, gdzie rosły rzędy kopru, kminu, kolendry, pietruszki, bujały żółte kwiaty ogórków i nasturcji. Obfitość barw całkowicie pochłonęła chłopca. Zapomniał już nawet o sikorce. Rozglądał się szeroko otwartymi oczami. Zauważył dziwną postać z rozpiętymi ramionami. „Był to strach wystawiony na wróble, ale Tadeusz nie znał jeszcze tego wojennego instrumentu ogrodników.”
strona: 1 2 3
Szybki test:
Tadeusz w noweli ma:a) ponad dwa lata
b) dwa lata
c) prawie trzy lata
d) prawie dwa lata
Rozwiązanie
Młoda chłopka Chwedora była żoną parobka:
a) Karola
b) Konstantego
c) Klemensa
d) Kleofasa
Rozwiązanie
Stary kundel, którego głaskał Tadeusz to:
a) Pikuś
b) Kleks
c) Burek
d) Rubin
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies