Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Renesans
W interpretacji niektórych badaczy, na przykład Juliana Krzyżanowskiego, Kochanowski chciał w ten sposób podkreślić łączącą go z Myszkowskim przyjaźń. Z kolei Tadeusz Sinko wysunął tezę o postawieniu biskupa jako wzoru człowieka sławnego i poważanego, do której pragnie się upodobnić renesansowy poeta.
Szerzej o przywołanych interpretacjach oraz o analogiach między tekstem Horacego a Kochanowskiego traktuje fragment opracowania utworu, autorstwa wspominanego już Jerzego Ziomka:
„Ale co to znaczy on ja? Niektórzy badacze przypuszczają, że to tyle, co drugi ja, taki sam jak ja, w znaczeniu serdecznej bliskości (Krzyżanowski). Miałby wiec Myszkowski uważać Kochanowskiego za coś więcej niż przyjaciela, za drugiego siebie? Taka dusz wspólnota to pomysł raczej anachroniczny. Więcej racji miał chyba Sinko, który twierdził, że wyrażenie on ja jest kalką łacińskiego ille ego. Łacińskie ille tłumaczymy zazwyczaj przez on=ów jako zaimek wskazujący na coś dalszego, w odróżnieniu od hic (on=ten tu), wskazującego na coś bliższego. Ale ten dalszy ów nie musi być dalszy w przestrzeni; może być lepiej znany, już wspomniany, a często wręcz: ów sławny. Za taką lekcję słowa przemawia globalny sens wiersza. Zdanie, o którym tu mowa, dość skomplikowane, ma podwójny podmiot, oddalony od orzeczenia: on […] nie umrę - pisze Kochanowski i rozwija dalej; on […] on ja […] nie umrę, on ja, jako mię zowiesz, wielce ulubiony mój Myszkowski. U Horacego w miejscu jako mię zowiesz. Jest quem vocas, / dilecte Maecenas, a więc którego wołasz ukochany Mecenasie. Zwykło się to wyrażenie rozumieć w kontekście tej pieśni jako pieśni pożegnalnej i przedśmiertnej (…) poeta odlatuje pod postacią łabędzia, niebawem zniknie, wołanie jest więc daremne. Ale vocare może też znaczyć: wołać, zwać, nazywać - i tak to chyba rozumiał Kochanowski, gdy pisał jako mię zowiesz […] mój Myszkowski” (J. Ziomek, dz. cyt.).
W następnych wersach podmiot manifestuje swoją nieśmiertelność, zapewnioną przez przemienienie się w ptaka-poetę:
„(...) nie umrę ani mię czarnymi
Styks niewesoła zamknie odnogami swymi
Już mi skóra chropawa padnie na goleni,Niezwykłym i nie leda piórem opatrzony... (Pieśń XXIV) - interpretacja
Autor: Karolina MarlgaW interpretacji niektórych badaczy, na przykład Juliana Krzyżanowskiego, Kochanowski chciał w ten sposób podkreślić łączącą go z Myszkowskim przyjaźń. Z kolei Tadeusz Sinko wysunął tezę o postawieniu biskupa jako wzoru człowieka sławnego i poważanego, do której pragnie się upodobnić renesansowy poeta.
Szerzej o przywołanych interpretacjach oraz o analogiach między tekstem Horacego a Kochanowskiego traktuje fragment opracowania utworu, autorstwa wspominanego już Jerzego Ziomka:
„Ale co to znaczy on ja? Niektórzy badacze przypuszczają, że to tyle, co drugi ja, taki sam jak ja, w znaczeniu serdecznej bliskości (Krzyżanowski). Miałby wiec Myszkowski uważać Kochanowskiego za coś więcej niż przyjaciela, za drugiego siebie? Taka dusz wspólnota to pomysł raczej anachroniczny. Więcej racji miał chyba Sinko, który twierdził, że wyrażenie on ja jest kalką łacińskiego ille ego. Łacińskie ille tłumaczymy zazwyczaj przez on=ów jako zaimek wskazujący na coś dalszego, w odróżnieniu od hic (on=ten tu), wskazującego na coś bliższego. Ale ten dalszy ów nie musi być dalszy w przestrzeni; może być lepiej znany, już wspomniany, a często wręcz: ów sławny. Za taką lekcję słowa przemawia globalny sens wiersza. Zdanie, o którym tu mowa, dość skomplikowane, ma podwójny podmiot, oddalony od orzeczenia: on […] nie umrę - pisze Kochanowski i rozwija dalej; on […] on ja […] nie umrę, on ja, jako mię zowiesz, wielce ulubiony mój Myszkowski. U Horacego w miejscu jako mię zowiesz. Jest quem vocas, / dilecte Maecenas, a więc którego wołasz ukochany Mecenasie. Zwykło się to wyrażenie rozumieć w kontekście tej pieśni jako pieśni pożegnalnej i przedśmiertnej (…) poeta odlatuje pod postacią łabędzia, niebawem zniknie, wołanie jest więc daremne. Ale vocare może też znaczyć: wołać, zwać, nazywać - i tak to chyba rozumiał Kochanowski, gdy pisał jako mię zowiesz […] mój Myszkowski” (J. Ziomek, dz. cyt.).
W następnych wersach podmiot manifestuje swoją nieśmiertelność, zapewnioną przez przemienienie się w ptaka-poetę:
„(...) nie umrę ani mię czarnymi
Styks niewesoła zamknie odnogami swymi
Już mi w ptaka białego wierzch się głowy mieni;
Po palcach wszędy nowe piórka się puszczają,
A z ramion sążeniste skrzydła wyrastają”.
Podmiot nie umrze, symbolizująca krainę umarłych rzeka Styks nie pochłonie go. Śmierć według Kochanowskiego nie oznacza końca „wszystkiego”, jest jedynie elementem życia, przejściem między światami. Pogląd ten, oparty w dużej mierze na założeniach religii chrześcijańskiej, wprowadza optymizm do liryku.
Zamiana w ptaka-poetę będzie nie tylko duchowa, lecz także dotknie fizyczności – ludzką skórę zastąpią ptasie pióra, a w miejscu ramion wyrosną skrzydła. Metamorfoza umożliwi wyzwolenie poety, który pod postacią ptaka, idąc za przykładem Ikara – wzniesie się na wysokości i oderwie ziemskich problemów.
W poetyckim kontekście przemiany człowieka w ptaka, w kręgowcu można odczytać łabędzia, gdyż jest on powszechnym, obecnym w każdej kulturze symbolem Muz („Muzom poświęcony / Ptak”).
Wracając do liryku, po zamianie w ptaka i wzleciawszy w górę, podmiot przefrunie nad pustymi brzegami „Bosfora hucznego”, nad „Syrtami Cyrynejskimi oraz polami „zimnego Tryjonu”. O jego locie szybko dowiedzą się mieszkańcy odległych miejsc, rzadko odwiedzanych krain:
„O mnie Moskwa i będą wiedzieć Tatarowie,
I róznego mieszkańcy świata Anglikowie;
Mnie Niemiec i waleczny Hiszpan, mnie poznają,
Którzy głęboki strumień Tybrowy pijają”.
Zwrotkę tą można odczytywać jako tezę o nieśmiertelności dzieł literackich, które – podobnie jak ptasi lot – rozprzestrzeniają się w niepohamowany sposób, nie można ich powstrzymać, nie znają granic terytorialnych oraz mentalnych. Utwory stworzone przez poetę-podmiot będą znane nie tylko jego rodakom, ale także innym narodom, tym dalekim i tym bliskim.
strona: 1 2 3
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies