Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nowele Sienkiewicza
Początkowo na posiedzeniach bywał pan Floss, dzierżawca Małych Postępowic. Ów dziedzic, w przeciwieństwie do zapatrywań szlachty i chłopów, uważał, że „inteligencja” powinna brać udział w sądach gminnych. Obydwie warstwy społeczne uznawały go za „odmieńca”, gdyż panom nie wypadało siadać na jednej ławie z chłopami. Dla szlachty takie „bratanie się” było poniżające, włościanie natomiast mówili: „jensze panowie tego nie robią”. Zołzikiewicz patrzył na Flossa niezbyt przychylnym okiem, gdyż ten niczym nie starał się zasłużyć na jego „przyjaźń” – nie wręczał mu szeleszczących papierków.
Ponadto Floss na jednym z posiedzeń nakazał pisarzowi milczenie. Uraziło to dumę Zołzikiewicza, nazwał więc Flossa w obliczu całej gminy dorobkiewiczem, bo ten akurat nabył wieś Kruchą Wolę. Dotknięty ławnik przestał bywać na rozprawach i nikt już nie zakłócał porządku obrad. Gmina rządziła się swoimi prawami, stosując zasadę „zdrowego chłopskiego rozumu”.
Na ostatnim zebraniu podjęto kwestię naprawy gościńca wiodącego do Osłowic. Problem stanowiło sfinansowanie projektu. Gmina nie chciała wyłożyć pieniędzy z własnego budżetu, na co „jeden (...) z miejscowych senatorów wyraził światły pogląd, że gościńca nie ma potrzeby naprawiać, bo można jeździć przez łąkę pana Skorabiewskiego.” Łąka szlachcica zapewne zostałaby zdewastowana, na szczęście Skorabiewski dzień wcześniej zaprosił pana Zołzikiewicza na obiad i wręczył mu łapówkę. Pisarz czuł się więc w obowiązku zabrać głos w tej sprawie. „ – Ja chcę powiedzieć, żeście durnie” – rozpoczął przemowę, po chwili poparł go jeden z ławników, przypominając, że wiosną łąka pana Skorabiewskiego jest nieprzejezdna. Zasugerowano inne rozwiązanie - koszta naprawy gościńca miał pokryć dwór. Tę propozycję także podważył Zołzikiewicz. Ostatecznie powzięto decyzję, że wszyscy „działacze” gminni, z ławnikami włącznie, sfinansują odbudowę drogi. Wójt i ławnik Gomuła wielkodusznie zobowiązali się dopilnować naprawy gościńca, aby „wykręcić się” od płatności. Jeden z „senatorów” nie bardzo rozumiał: „ – A wy to dlaczego nie będzieta płacić?” – pytał. Gomuła miał niepodważalny argument: „ – A coże my tu będziem darmo pieniądze dawać, kiej tego, co wy zapłacita, wystarczy.”
Baraniogłowskie „ciało” prawodawcze zamknęło temat gościńca. Nagle do izby wpadła para prosiąt, obrady przerwano i rozpoczęto pogoń za intruzami. Zwierzęta zbliżyły się do pana Zołzikiewicza i poplamiły mu spodnie dziwną, zielonkowatą mazią. Plama, jak się później okazało, była niezmywalna. Nie pomagały żadne detergenty. Schwytano natrętów i wyrzucono za drzwi. Na „wokandzie” znalazła się kolejna sprawa: woły włościanina Środy najadły się koniczyny z pola pana Flossa, a potem padły z rozdęcia. Środa domagał się sprawiedliwości. Zrozumiałe było, że umyślnie wpuścił zwierzęta na teren dziedzica, lecz gdyby nie rosła na nim koniczyna, a owies lub pszenica, woły „cieszyłyby się dotychczas najlepszym i najpożądańszym zdrowiem (...)”. Za „przewinienie” nietrafnego siewu nałożono na Flossa karą grzywny. „Szkice węglem” – streszczenie szczegółowe
Autor: Ewa PetniakPoczątkowo na posiedzeniach bywał pan Floss, dzierżawca Małych Postępowic. Ów dziedzic, w przeciwieństwie do zapatrywań szlachty i chłopów, uważał, że „inteligencja” powinna brać udział w sądach gminnych. Obydwie warstwy społeczne uznawały go za „odmieńca”, gdyż panom nie wypadało siadać na jednej ławie z chłopami. Dla szlachty takie „bratanie się” było poniżające, włościanie natomiast mówili: „jensze panowie tego nie robią”. Zołzikiewicz patrzył na Flossa niezbyt przychylnym okiem, gdyż ten niczym nie starał się zasłużyć na jego „przyjaźń” – nie wręczał mu szeleszczących papierków.
Ponadto Floss na jednym z posiedzeń nakazał pisarzowi milczenie. Uraziło to dumę Zołzikiewicza, nazwał więc Flossa w obliczu całej gminy dorobkiewiczem, bo ten akurat nabył wieś Kruchą Wolę. Dotknięty ławnik przestał bywać na rozprawach i nikt już nie zakłócał porządku obrad. Gmina rządziła się swoimi prawami, stosując zasadę „zdrowego chłopskiego rozumu”.
Na ostatnim zebraniu podjęto kwestię naprawy gościńca wiodącego do Osłowic. Problem stanowiło sfinansowanie projektu. Gmina nie chciała wyłożyć pieniędzy z własnego budżetu, na co „jeden (...) z miejscowych senatorów wyraził światły pogląd, że gościńca nie ma potrzeby naprawiać, bo można jeździć przez łąkę pana Skorabiewskiego.” Łąka szlachcica zapewne zostałaby zdewastowana, na szczęście Skorabiewski dzień wcześniej zaprosił pana Zołzikiewicza na obiad i wręczył mu łapówkę. Pisarz czuł się więc w obowiązku zabrać głos w tej sprawie. „ – Ja chcę powiedzieć, żeście durnie” – rozpoczął przemowę, po chwili poparł go jeden z ławników, przypominając, że wiosną łąka pana Skorabiewskiego jest nieprzejezdna. Zasugerowano inne rozwiązanie - koszta naprawy gościńca miał pokryć dwór. Tę propozycję także podważył Zołzikiewicz. Ostatecznie powzięto decyzję, że wszyscy „działacze” gminni, z ławnikami włącznie, sfinansują odbudowę drogi. Wójt i ławnik Gomuła wielkodusznie zobowiązali się dopilnować naprawy gościńca, aby „wykręcić się” od płatności. Jeden z „senatorów” nie bardzo rozumiał: „ – A wy to dlaczego nie będzieta płacić?” – pytał. Gomuła miał niepodważalny argument: „ – A coże my tu będziem darmo pieniądze dawać, kiej tego, co wy zapłacita, wystarczy.”
Następnie rozstrzygano inne sprawy cywilne, w których czasem głos zabierał pisarz. Później sądzono sprawy kryminalne. Oskarżonych często umieszczano w nowoczesnym, „cywilizowanym” areszcie – w ciasnych i brudnych komórkach, z towarzystwem świń. Z takiego „więzienia” stróż przywiódł przed oblicze sądu parę kochanków – wiejskiego Romea – Wacha Rechnio i Julię – Baśkę Żabiankę. Dziewczyna oskarżała ukochanego o zdradę. Rzekomo Wach zdradził Baśkę z Jagną – panną służącą we dworze. Podobno doszło na tym tle do kłótni i rękoczynów. Wach nie przyznawał się do winy, twierdził, że pomógł Jagnie wyciągać wiadra z wodą ze studni. Baśka miała swoje argumenty: „Nie przy studnie ja jego z Jagną widziałam (...), ino widziałam, jak poszli w żyto i tam z pięć pacierzy siedzieli.” Baraniogłowski sąd skazał niesfornych kochanków na dodatkowy dwudziestoczterogodzinny areszt oraz zapłatę – po rublu srebrem od każdego. W dokumentach pisarz zanotował połowę żądanej kwoty – były to pieniądze przeznaczone „na kancelarię”, druga, nienotowana część szła na „nieprzewidziane wypadki” Zołzikiewicza, wójta i ławnika Gomuły.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
Szybki test:
Rzepa z noweli „Szkice węglem”, jako piętnastolatek, przewoził tajne dokumenty podczas:a) powstania styczniowego
b) wojny polsko-francuskiej
c) Wiosny Ludów
d) powstania listopadowego
Rozwiązanie
Ulubiona powieść Zołzikiewicza z noweli „Szkice węglem” to:
a) „Izabela hiszpańska”
b) „Romanse paryskie”
c) „Nowa Heloiza”
d) „Cierpienia młodego Wertera”
Rozwiązanie
Rzepowa z noweli „Szkice węglem”, przypominała Imogenę, bohaterkę:
a) Szekspira
b) Horacego
c) Sofoklesa
d) Byrona
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies