Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Nowele Sienkiewicza
„Muchy łaziły i po wójcie, tak jakby po jakim zwyczajnym sobie ławniku, ale szczególniej nęciła je wypomadowana, woniejąca goździkami głowa pana Zołzikiewicza... Nad tą głową unosił się ich cały rój: siadały na rozbiorze włosów tworząc żywe, ruchome, czarne plamy. Pan Zołzikiewicz podnosił od czasu do czasu ostrożnie rękę, a potem spuszczał ją nagle; dawał się słyszeć plask dłoni o głowę, rój wzbijał się, brzęcząc, w powietrze, a pan Zołzikiewicz schyliwszy czuprynę, wybierał palcami trupy z włosów i zrzucał je na ziemię.”
„Odtąd począł się w jego myślach i uczuciach zwrot stanowczy. Leżąc nosem na dół na prostym sienniku, po całych nocach bezsennych rozmyślał – rozmyślał, jak dawniej Ignacy Lojola – i doszedł wreszcie do przekonania, że każdy powinien służyć ogółowi taką bronią, jaką włada najlepiej; inteligencja więc powinna służyć głową, nie plecami, bo głowę ma nie każdy, a plecy każdy (...)”
„W pierwszej izbie nie było nic, tylko trochę słomy i para kamaszy, druga była zarazem salonem i sypialnią. Stało tam łóżko nie zaścielane prawie nigdy, na łóżku dwie poduszki bez poszewek, z których sypało się pierze; obok stół, na nim kałamarz, pióra, książki kancelaryjne, kilkanaście zeszytów wydawnictwa pana Breslauera; dwa brudne kołnierzyki angielskie, słoik pomady, gilzy do papierosów i wreszcie świeca w blaszanym lichtarzu z rudym knotem i muchami potopionymi w łoju koło knota.
Przy oknie wisiało spore lustro, naprzeciw zaś okna mieściła się komoda obejmująca nader wykwintną tualetę pana pisarza: różnych odcieniów majtki, kamizelki bajecznych kolorów, krawaty, rękawiczki, lakierki, a nawet cylinder, którego pan pisarz używał wtedy, gdy wypadało mu jechać do powiatowego miasta Osłowic” (niechlujstwo Zołzikiewicza)
„Ja pomógłbym wam chętnie, gdybym mógł, ale dałem sobie słowo, że się w sprawy gminne nie będę wtrącał. Dawniej było co innego (...), a dziś ani wam do mnie, ani mnie do was nic. Dziś wy moi sąsiedzi, i basta.” (argumenty Skorabiewskiego, zasada nieinterwencji)
„(...) pan Zołzikiewicz bowiem trzymał w ręku Buraka i ławnika Gomułę, a we trzech trzymali w ręku cały sąd, któremu pozostawionym było poświadczyć tylko to, co owa trójka postanowiła. Nie było w ytym nic dziwnego, w każdym bowiem ciele zbiorowym jednostki genialne zagarniają zwykle cały wpływ, a z nim razem i ster w swoje ręce” (ciało prawodawcze Baraniej Głowy) Najważniejsze cytaty z noweli „Szkice węglem”
Autor: Jakub Rudnicki„Muchy łaziły i po wójcie, tak jakby po jakim zwyczajnym sobie ławniku, ale szczególniej nęciła je wypomadowana, woniejąca goździkami głowa pana Zołzikiewicza... Nad tą głową unosił się ich cały rój: siadały na rozbiorze włosów tworząc żywe, ruchome, czarne plamy. Pan Zołzikiewicz podnosił od czasu do czasu ostrożnie rękę, a potem spuszczał ją nagle; dawał się słyszeć plask dłoni o głowę, rój wzbijał się, brzęcząc, w powietrze, a pan Zołzikiewicz schyliwszy czuprynę, wybierał palcami trupy z włosów i zrzucał je na ziemię.”
„Odtąd począł się w jego myślach i uczuciach zwrot stanowczy. Leżąc nosem na dół na prostym sienniku, po całych nocach bezsennych rozmyślał – rozmyślał, jak dawniej Ignacy Lojola – i doszedł wreszcie do przekonania, że każdy powinien służyć ogółowi taką bronią, jaką włada najlepiej; inteligencja więc powinna służyć głową, nie plecami, bo głowę ma nie każdy, a plecy każdy (...)”
„W pierwszej izbie nie było nic, tylko trochę słomy i para kamaszy, druga była zarazem salonem i sypialnią. Stało tam łóżko nie zaścielane prawie nigdy, na łóżku dwie poduszki bez poszewek, z których sypało się pierze; obok stół, na nim kałamarz, pióra, książki kancelaryjne, kilkanaście zeszytów
Przy oknie wisiało spore lustro, naprzeciw zaś okna mieściła się komoda obejmująca nader wykwintną tualetę pana pisarza: różnych odcieniów majtki, kamizelki bajecznych kolorów, krawaty, rękawiczki, lakierki, a nawet cylinder, którego pan pisarz używał wtedy, gdy wypadało mu jechać do powiatowego miasta Osłowic”
„Ja pomógłbym wam chętnie, gdybym mógł, ale dałem sobie słowo, że się w sprawy gminne nie będę wtrącał. Dawniej było co innego (...), a dziś ani wam do mnie, ani mnie do was nic. Dziś wy moi sąsiedzi, i basta.” (argumenty Skorabiewskiego, zasada nieinterwencji)
„W ogóle chłopi mieli do zarzucenia panu Flossowi to, że nie jest panem z panów, że zaś nie lubił go i pan Zołzikiewicz, bo pan Floss nie starał się niczym szeleszczącym zasłużyć na jego przyjaźń, a raz na posiedzeniu jako ławnik nakazał mu nawet milczenie, niechęć więc ku niemu była powszechna; skutkiem czego usłyszał pewnego pięknego poranka wobec całej gminy z ust siedzącego obok ławnika, co następuje: „Albo to wielmożny pan – Pan Ościeszyński – to jest pan, pan Skorabiewski - to jest pan, a wielmożny pan, nie pan, ino dorobiec.” Usłyszawszy to pan Floss, który właśnie także kupił jakąś w owym czasie Kruchą Wolę, plunął na wszystko i gminę pozostawił gminie, tak jak w swoim czasie miasto pozostawiono miastu.” (napięte stosunki między chłopami a inteligencją)
„Sprawa była całkowicie ukończona i przystąpiono by zapewne bezzwłocznie do roztrząsania innych, gdyby nie nagłe a niespodziewane wtargnięcie do izby dwóch prosiąt, które wpadłszy jak szalone przez niedomknięte drzwi, zaczęły bez żadnej rozumnej przyczyny latać po izbie, kręcić się pod nogami i kwiczeć w niebogłosy. Oczywiście obrady zostały przerwane, ciało prawodawcze zaś rzuciło się w pogoń za intruzami i przez pewien czas deputowani z rzadką jednomyślnością powtarzali: (incydent z prosiętami podczas posiedzenia sądu gminnego)
strona: 1 2
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies