Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Lalka
Pewnego razu kiper zaprosił Ignacego i Stacha do swej piwnicy. Zastali tam także pana Leona i parę innych osób: „Poszliśmy tam dobrze po dziewiątej i gdzież by, jeżeli nie do jego ulubionej piwnicy, w której przy migotaniu trzech łojowych świeczek zobaczyłem kilkanaście osób, a między nimi pana Leona. Nigdy chyba nie zapomnę gromady tych, po największej części młodych twarzy, które ukazywały się na tle czarnych ścian piwnicy, wyglądały spoza okutych beczek albo rozpływały się w ciemności. Ponieważ gościnny Machalski już na schodach przyjął nas ogromnymi kielichami wina (i to wcale dobrego), a mnie wziął w szczególną opiekę, muszę więc przyznać, że od razu zaszumiało mi w głowie, a w kilka minut później byłem kompletnie zapity. Usiadłem więc z dala od uczty, w głębokiej framudze, i odurzony, w półśnie, półjawie, współbiesiadnikom. Co się tam działo, dobrze nie wiem, bo najdziksze fantazje przebiegały mi po głowie. Marzyło mi się, że pan Leon mówi, jak zwykle, o potędze wiary, o upadku duchów i o potrzebie poświęcenia, czemu głośno wtórowali obecni. Zgodny chór jednakże osłabnął, gdy pan Leon zaczął tłomaczyć, że należałoby nareszcie wypróbować owej gotowości do czynu. Musiałem być bardzo nietrzeźwy, skoro przywidziało mi się, że pan Leon proponuje, ażeby kto z obecnych skoczył z Nowego Zjazdu na bruk idącej pod nim ulicy, i że na to wszyscy umilkli jak jeden mąż, a wielu pochowało się za beczki. - Więc nikt nie zdecyduje się na próbę?!... - krzyknął pan Leon załamując ręce. Milczenie. W piwnicy zrobiło się pusto. - Więc nikt?... nikt?... - Ja - odpowiedział jakiś prawie obcy mi głos. Spojrzałem. Przy dogorywającej świeczce stał Wokulski. Wino Machalskiego było tak mocne, że w tej chwili straciłem przytomność. Po uczcie w piwnicy Stach przez kilka dni nie pokazał się w mieszkaniu. Nareszcie przyszedł - w cudzej odzieży, zmizerowany, ale z zadartą głową. Wtedy pierwszy raz usłyszałem w jego głosie jakiś twardy ton, który do dziś dnia robi mi przykre wrażenie. Od tej pory zupełnie zmienił tryb życia(…)”. Przestał zaglądać do książek, często nie wracał na noc: „Swój balon z wiatrakiem rzucił w kąt, gdzie go niebawem zasnuła pajęczyna; butlę do robienia gazów oddał stróżowi na wodę, do książek nawet nie zaglądał”.
Minclowa także chodziła zła.„Lalka”- streszczenie szczegółowe z testem
Autor: Karolina MarlgaPewnego razu kiper zaprosił Ignacego i Stacha do swej piwnicy. Zastali tam także pana Leona i parę innych osób: „Poszliśmy tam dobrze po dziewiątej i gdzież by, jeżeli nie do jego ulubionej piwnicy, w której przy migotaniu trzech łojowych świeczek zobaczyłem kilkanaście osób, a między nimi pana Leona. Nigdy chyba nie zapomnę gromady tych, po największej części młodych twarzy, które ukazywały się na tle czarnych ścian piwnicy, wyglądały spoza okutych beczek albo rozpływały się w ciemności. Ponieważ gościnny Machalski już na schodach przyjął nas ogromnymi kielichami wina (i to wcale dobrego), a mnie wziął w szczególną opiekę, muszę więc przyznać, że od razu zaszumiało mi w głowie, a w kilka minut później byłem kompletnie zapity. Usiadłem więc z dala od uczty, w głębokiej framudze, i odurzony, w półśnie, półjawie, współbiesiadnikom. Co się tam działo, dobrze nie wiem, bo najdziksze fantazje przebiegały mi po głowie. Marzyło mi się, że pan Leon mówi, jak zwykle, o potędze wiary, o upadku duchów i o potrzebie poświęcenia, czemu głośno wtórowali obecni. Zgodny chór jednakże osłabnął, gdy pan Leon zaczął tłomaczyć, że należałoby nareszcie wypróbować owej gotowości do czynu. Musiałem być bardzo nietrzeźwy, skoro przywidziało mi się, że pan Leon proponuje, ażeby kto z obecnych skoczył z Nowego Zjazdu na bruk idącej pod nim ulicy, i że na to wszyscy umilkli jak jeden mąż, a wielu pochowało się za beczki. - Więc nikt nie zdecyduje się na próbę?!... - krzyknął pan Leon załamując ręce. Milczenie. W piwnicy zrobiło się pusto. - Więc nikt?... nikt?... - Ja - odpowiedział jakiś prawie obcy mi głos. Spojrzałem. Przy dogorywającej świeczce stał Wokulski. Wino Machalskiego było tak mocne, że w tej chwili straciłem przytomność. Po uczcie w piwnicy Stach przez kilka dni nie pokazał się w mieszkaniu. Nareszcie przyszedł - w cudzej odzieży, zmizerowany, ale z zadartą głową. Wtedy pierwszy raz usłyszałem w jego głosie jakiś twardy ton, który do dziś dnia robi mi przykre wrażenie. Od tej pory zupełnie zmienił tryb życia(…)”. Przestał zaglądać do książek, często nie wracał na noc: „Swój balon z wiatrakiem rzucił w kąt, gdzie go niebawem zasnuła pajęczyna; butlę do robienia gazów oddał stróżowi na wodę, do książek nawet nie zaglądał”.
Pewnego dnia Staś całkowicie zniknął dwóch oczu niepokojącemu się subiektowi. Odezwał się dopiero po dwóch latach pisząc, że jest w Irkucku. Po powrocie wyznał przyjacielowi, że do Hopfera już nie wróci, ponieważ jest uczonym i ma na to papiery od petersburskich towarzystw naukowych. Zamieszkał sam na Starym Mieście, otaczając się mnóstwem książek. W efekcie nikt nie chciał przyjąć go do pracy: „Kupcy nie dali mu roboty, gdyż był uczonym, a uczeni nie dali mu także, ponieważ był eks-subiektem”. Czuł się oszukany.
Pół roku po śmierci Jana Mincla Stach ożenił się z wdową (Rzecki nie potrafił wyjaśnić, jak do tego doszło). Odbyło się nawet huczne wesele, w tydzień po którym młodszy małżonek zajął miejsce Mincla w sklepie i wziął się do roboty: nawiązał nowe kontakty z kupcami moskiewskimi, co potroiło obroty sklepu. Minclowa bardzo kochała męża, poza swoim „Stasiulkiem”, nie widziała świata. Przez zaborczość i zazdrość posunęła się nawet do śledzenia, choć Wokulski nie dawał jej powodów do takiego zachowania, był na każde jej skinienie. Pięć lat po ślubie, by się odmłodzić, pani Małgorzata zaczęła się malować. Rzecki pamięta, jak pewnego razu nasmarowała się jakimś mazidłem: „I zmarło biedactwo niespełna we dwie doby na zakażenie krwi, tyle tylko mając przytomności, aby wezwać rejenta i cały majątek przekazać swemu Stasiulkowi. Stach i po tym nieszczęściu milczał, ale osowiał jeszcze bardziej. Mając kilka tysięcy rubli dochodu przestał zajmować się handlem, zerwał ze znajomymi i zagrzebał się w naukowych książkach”.
Ignacy wspominał, jak w pół roku po śmierci Minclowej, Stach zmarniał w oczach. Wtedy subiekt zaproponował mu wyjście do teatru, na co młodszy przyjaciel po pewnym czasie przystał: „Poszedł do teatru i... na drugi dzień nie mogłem go poznać: w starcu ocknął się mój Stach Wokulski: Wyprostował się, oko nabrało blasku, głos siły...”.
Rozdział XXI
Pamiętnik starego subiekta
Pan Ignacy zastanawiał się nad sytuacją polityczną w Europie. Austriacy, a raczej Węgrzy, weszli do Bośni i Hercegowiny…
Stach pisał do niego, aby zajął się kamienicą nabytą od Łęckich. Tak też uczynił. Zdał sklep pod opiekę Lisieckiego i Szlangbauma, a sam poszedł pierwszy raz zobaczyć zakup przyjaciela. Wcześniej zapytał pana Klejna, wynajmującego tam mieszkanie, o drogę. Z zewnątrz trzypiętrowy budynek nie prezentował się najlepiej. Rzecki dostrzegł wiszącą na niej tablicę z nazwiskiem Wokulskiego jako obecnego właściciela. Od strony podwórka widok był jeszcze gorszy: sterta nieuprzątniętych śmieci i ścieki płynące rynsztokami. Rzecki dowiedział się, że stróż siedzi w „kozie”, więc poszedł do mieszkania rządcy jako dysponent pana Wokulskiego.
Po zapytaniu o lokatorów, otrzymał informację, że połowa z nich płaci czynsz, a połowa nie. Poza tym dowiedział się, że przecieka dach oraz, że nikt nie wywozi śmieci. W rozmowie z rządcą Wirskim (zdeklasowany obywatel ziemski oraz żołnierz wojen napoleońskich) okazało się również, że podobnie jak pan Ignacy, walczył kiedyś w bitwie pod Magentą i był bonapartystą. To spowodowała nić sympatii, która zawiązała się między nimi (Rzecki obiecał nawet, że Stach umorzy dług Wirskiemu za komorne).
Mężczyźni udali na przegląd lokatorów. W jednym lokalu mieszkało trzech studentów, którzy nie dość, że od kilku miesięcy nie płacili czynszu, to i hardo twierdzili, że płacić nie będą (motywowali to górnolotnymi ideami i celami społecznymi). W następnym mieszkaniu, zajmowanym przez baronową Krzeszowską, spotkali pana Maruszewicza. Baronowa z wielką pretensją oznajmiła, że nie będzie już płaciła siedmiuset rubli miesięcznie, gdyż w kamienicy mieszkają niemoralni ludzie. Miała na myśli studentów, do których w nocy schodziły się praczki i wspólnie urządzali głośne harce, przeszkadzając jej w spokojnym śnie. Twierdziła, że jej mąż posyła kwiaty pewnej pani z tego budynku, która się źle prowadzi. Żądała jej natychmiastowego wyrzucenia, na co Rzecki, mając dość słuchania tych bzdur, wyszedł, zabierając ze sobą Wirskiego.
Rządca wprowadził go do jeszcze jednego mieszkania, w którym wraz z uroczą córką i matką żyła pani Helena Stawska. Jej mąż Ludwik, oskarżony o morderstwo na lichwiarce, uciekł za granicę, a gdy prawdziwego mordercę znaleziono, a jego uniewinniono, nie dał znaku życia. Matka lokatorki była smutna widząc, jak jej córka w oczekiwaniu na powrót męża, powoli traci życie. Panie żyły skromnie, utrzymując się z lekcji udzielanych przez piękną Stawską. Wzruszony Rzecki w imieniu Wokulskiego umorzył im czynsz do października i na pożegnanie obiecał pani Stawskiej, że odszuka jej małżonka. Kobieta wyraźnie przypadła mu do gustu i rozumiał, jak trudno jest jej żyć, nie wiedząc, czy jej mąż żyje. W marzeniach widział Stacha przy boku Heleny. Dzięki zaproszeniu od pani Stawskiej, Ignacy miał pretekst do kolejnych odwiedzin.
TOM II
Rozdział I
Szare dni i krwawe godziny
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14
Szybki test:
Szprot był:a) kelnerem
b) fabrykantem powozów
c) ajentem handlowym
d) radcą
Rozwiązanie
Tomasz Łęcki w ładnej kamienicy zajmował mieszkanie:
a) ośmiopokojowe
b) czteropokojowe
c) sześciopokojowe
d) dziesięciopokojowe
Rozwiązanie
Pierwszy raz Wokulski zobaczył Łęcką w:
a) hotelu
b) kościele
c) parku
d) teatrze
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies