Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Lalka
Rozdział I
Jak wygląda firma J. Mincel i S. Wokulski przez szkło butelek
Na początku 1878 roku świat nękały liczne problemy. Ludzie zastanawiali się nad: „pokojem san-stefańskim, wyborem nowego papieża albo szansami europejskiej wojny”. Kupcy warszawscy oraz okoliczna inteligencja interesowali się przyszłością galanteryjnego sklepu pod firmą J.Mincel i S.Wokulski , położonego na Krakowskim Przedmieściu.
W każdy wieczór w jadłodajni zbierali się „właściciele składów bielizny i składów win, fabrykanci powozów i kapeluszy, poważni ojcowie rodzin utrzymujący się z własnych funduszów i posiadacze kamienic bez zajęcia” i rozmawiali na temat polityki, a także o przyszłości sklepu.
Byli wśród nich ajent handlowy Szprot, fabrykant powozów pan Deklewski oraz radca Węgrowicz. Czas upływał im na rozmowie o Wokulskim. Snuli domysły, dlaczego porzucił sklep (na szczęście dobrze prosperujący pod opieką i zarządem przyjaciela „tego wariata” – Ignacego Rzeckiego) i wyjechał na wojnę turecką, biorąc gotówkę po zmarłej żonie.
Radca zaczął opowiadać o swojej osiemnastoletniej znajomości z Wokulskim. Znał go od 1860 roku, gdy Stanisław był subiektem u Hopfera i miał wówczas nieco ponad dwadzieścia lat.
Radca wspominał, iż młodzieniec w dzień pracował przy bufecie (w handlu winami i delikatesami), w nocy zaś pilnie się uczył: „Zachciało mu się być uczonym!...”. Uczęszczał najpierw do Szkoły Przygotowawczej, a po pomyślnie zdanych egzaminach końcowych do Szkoły Głównej, którą rzucił po roku nauki i wyjechał do Irkucka.
W 1870 roku wrócił do Warszawy z niewielkim funduszem: „Lalka”- streszczenie szczegółowe z testem
Autor: Karolina MarlgaTOM I
Rozdział I
Jak wygląda firma J. Mincel i S. Wokulski przez szkło butelek
Na początku 1878 roku świat nękały liczne problemy. Ludzie zastanawiali się nad: „pokojem san-stefańskim, wyborem nowego papieża albo szansami europejskiej wojny”. Kupcy warszawscy oraz okoliczna inteligencja interesowali się przyszłością galanteryjnego sklepu pod firmą J.Mincel i S.Wokulski , położonego na Krakowskim Przedmieściu.
Pamiętaj!
Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni niecałych dwóch lat 1878 i 1879 roku. Wspomnienia przyjaciół Wokulskiego (m.in. Rzeckiego) rozszerzają tę perspektywę do początków XIX w. Miejscem akcji jest głównie Warszawa, ale także Paryż i Zasławek
Zobacz: Czas i miejsce akcji Lalki
Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni niecałych dwóch lat 1878 i 1879 roku. Wspomnienia przyjaciół Wokulskiego (m.in. Rzeckiego) rozszerzają tę perspektywę do początków XIX w. Miejscem akcji jest głównie Warszawa, ale także Paryż i Zasławek
Zobacz: Czas i miejsce akcji Lalki
W każdy wieczór w jadłodajni zbierali się „właściciele składów bielizny i składów win, fabrykanci powozów i kapeluszy, poważni ojcowie rodzin utrzymujący się z własnych funduszów i posiadacze kamienic bez zajęcia” i rozmawiali na temat polityki, a także o przyszłości sklepu.
Byli wśród nich ajent handlowy Szprot, fabrykant powozów pan Deklewski oraz radca Węgrowicz. Czas upływał im na rozmowie o Wokulskim. Snuli domysły, dlaczego porzucił sklep (na szczęście dobrze prosperujący pod opieką i zarządem przyjaciela „tego wariata” – Ignacego Rzeckiego) i wyjechał na wojnę turecką, biorąc gotówkę po zmarłej żonie.
Radca zaczął opowiadać o swojej osiemnastoletniej znajomości z Wokulskim. Znał go od 1860 roku, gdy Stanisław był subiektem u Hopfera i miał wówczas nieco ponad dwadzieścia lat.
Radca wspominał, iż młodzieniec w dzień pracował przy bufecie (w handlu winami i delikatesami), w nocy zaś pilnie się uczył: „Zachciało mu się być uczonym!...”. Uczęszczał najpierw do Szkoły Przygotowawczej, a po pomyślnie zdanych egzaminach końcowych do Szkoły Głównej, którą rzucił po roku nauki i wyjechał do Irkucka.
„Przez pół roku szukał zajęcia, z daleka omijając handle korzenne, których po dziś dzień nienawidzi, aż nareszcie przy protekcji swego dzisiejszego dysponenta, Rzeckiego, wkręcił się do sklepu Minclowej, która akurat została wdową, i - w rok potem ożenił się z babą grubo starszą od niego”.
Radca opowiadał jak półtora roku temu, po czterech latach małżeństwa, Minclowa zmarła, zostawiając mężowi sklep i trzydzieści tysięcy rubli w gotówce (na tę sumę pracowały dwa pokolenia Minclów): „Ten jednak, wariat, rzucił wszystko i pojechał robić interesa na wojnie. Milionów mu się zachciało czy kiego diabła!”.
Sklepem pod nieobecność nowego właściciela zarządzał Rzecki:
„Ani jednak ciekawość ogółu, ani fizyczne i duchowe zalety trzech subiektów, ani nawet ustalona reputacja sklepu może nie uchroniłaby go od upadku, gdyby nie zawiadował nim czterdziestoletni pracownik firmy, przyjaciel i zastępca Wokulskiego, pan Ignacy Rzecki”.
Rozdział II
Rządy starego subiekta
Ignacy Rzecki od dwudziestu pięciu lat mieszkał w pokoiku przy sklepie, który przez ten czas kilkakrotnie zmieniał właścicieli. Zajmował ponure mieszkanko z oknem wychodzącym na podwórze, z widokiem na mur stojącego naprzeciwko domu. Umeblowanie pokoiku było liche: skromny stół, krzesła, żelazne łóżko, a nad nim wisząca dubeltówka (nigdy nieużywana). Poza tym można było dostrzec stojące w kącie pudło z gitarą, kanapę, blaszaną miednicę pod piecem oraz starą szafę.
„Równie jak pokój, nie zmieniły się od ćwierć wieku zwyczaje pana Ignacego”: budził się o szóstej rano, ubierał, wypuszczał swego starego psa imieniem Ir na podwórze, by pół godziny później otworzyć tylne drzwi sklepu. O szóstej trzydzieści wraz ze służącym Piotrem, do obowiązków którego należało zamiatanie podłogi, wchodził do swojego miejsca pracy. Po tych czynnościach Rzecki zapisywał w notesie plan dnia. Przeglądał towary w gablotach (spinki, rękawiczki, albumy i tym podobne przedmioty), by punktualnie o godzinie ósmej otworzyć drzwi wejściowe sklepu. Siadał wówczas w kantorku przy oknie, gdzie mieściło się jego stanowisko pracy. W sklepie prócz starego subiekta pracowało jeszcze trzech mężczyzn.
Tego dnia pierwszy przyszedł pan Klejn (mizerny, o posiniałych ustach), pracujący na stanowisku przy sprzedaży porcelany. Drugim subiektem był pan Lisiecki, który po przyjściu wdał się w dyskusję z Rzeckim. Około dziewiątej spóźniony wbiegł trzeci subiekt, pan Mraczewski (blondynek z wąsikami), tłumacząc pośpiesznie powody spóźnienia. Rozpoczął się codzienny ruch w sklepie. Od razu dało się zauważyć, iż najlepsze podejście do klientów i dar przekonywania do zakupu towarów miał Mraczewski. Sprzedał kalosze klientowi, choć ten za bardzo ich nie potrzebował.
Około trzynastej codziennie Rzecki zdawał kasę Lisieckiemu, ponieważ miał do niego pełne zaufanie i szedł do swego pokoju zjeść obiad przyniesiony z restauracji. Razem z nim na przerwę wychodził Klejn. Wracali około czternastej, a wówczas na przerwę wychodzili Lisiecki z Mraczewskim. Musieli wrócić przed piętnastą. O dwudziestej zamykano sklep. Rzecki podliczał wtedy dzienny utarg i robił plany na następny dzień pracy.
Nigdy zbyt daleko nie oddalał się myślami od swych wyuczonych obowiązków. Nawet w niedzielę wymyślał plany wystaw okiennych:
„W jego pojęciu okna nie tylko streszczały zasoby sklepu, ale jeszcze powinny były zwracać uwagę przechodniów bądź najmodniejszym towarem, bądź pięknym ułożeniem, bądź figlem. Prawe okno przeznaczone dla galanterii zbytkownych mieściło zwykle jakiś brąz, porcelanową wazę, całą zastawę buduarowego stolika, dokoła których ustawiały się albumy, lichtarze, portmonety, wachlarze, w towarzystwie lasek, parasoli i niezliczonej ilości drobnych a eleganckich przedmiotów. W lewym znowu oknie, napełnionym okazami krawatów, rękawiczek, kaloszy i perfum, miejsce środkowe zajmowały zabawki, najczęściej poruszające się”.
Lubił czasami wystawiać na stół sklepowe zabawki, by po nakręceniu ich wszystkich równocześnie, oddawać się chwili radości i wspomnień z dzieciństwa. Nie pozwalał sobie na to jednak zbyt często, a jeżeli już, to po chwili uciechy, zezłoszczony na chwilę zapomnienia, szybko chował zabawki z powrotem na półki:
"Głupstwo handel... głupstwo polityka... głupstwo podróż do Turcji... głupstwo całe życie, którego początku nie pamiętamy, a końca nie znamy... Gdzież prawda?... ".
Z domu wychodził rzadko. Wolny czas wolał poświęcać na leżenie na łóżku i wpatrywanie się w swoje zakratowane okno. Mógł tak leżeć godzinami:
„Lecz im mniej wychodził, tym częściej marzył o jakiejś dalekiej podróży na wieś lub za granicę. Coraz częściej spotykał we snach zielone pola i ciemne bory, po których błąkałby się, przypominając sobie młode czasy. Powoli zbudziła się w nim głucha tęsknota do tych krajobrazów, więc postanowił, natychmiast po powrocie Wokulskiego, wyjechać gdzieś na całe lato”.Nie mając kompana do rozmowy „(…)w największym sekrecie pisywał pamiętnik”, skarbiec jego wszystkich przemyśleń.
strona: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14
Szybki test:
Geist to:a) uczony
b) lekarz
c) oficer
d) polityk
Rozwiązanie
Rzecki grał na:
a) flecie
b) gitarze
c) harmonijce
d) skrzypcach
Rozwiązanie
Egzekutorem testamentu prezesowej był:
a) Ignacy Rzecki
b) Julian Ochocki
c) Kazimierz Starski
d) baron Krzeszowski
Rozwiązanie
Więcej pytań
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies