JesteÅ› w: Ostatni dzwonek -> Romantyzm
Pod wzglÄ™dem chronologicznym „To lubiÄ™” jest najstarszym utworem w zbiorze „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza.
Jak pisze Stefania SkwarczyÅ„ska, wybitna przedwojenna badaczka twórczoÅ›ci wieszcza: „Ballada «To lubiÄ™» stoi w twórczoÅ›ci Mickiewicza na skrzyżowaniu koÅ„czÄ…cego siÄ™ racjonalizmu, peÅ‚ni sentymentalizmu i poczÄ…tkowego romantyzmu (…). BalladÄ™ tÄ™ kreÅ›liÅ‚ bardzo jeszcze mÅ‚ody romantyk, którego racjonalizm już nie pociÄ…ga, ale który romantyzmu nie pogÅ‚Ä™biÅ‚ należycie i nie przeżyÅ‚” (S. SkwarczyÅ„ska, „Rozwój wÄ…tków i obrazów w twórczoÅ›ci Mickiewicza”, Lwów 1934).
Utwór rozpoczyna się zwrotem podmiotu litycznego do Maryli, namawiając ją do obejrzenia się dookoła. Wśród otaczającego ich pięknego naturalnego pejzażu, szczególnej jej uwadze poleca mostek nad rzeczką, na który wyjeżdża się prosto z leśnej ścieżki, która dalej prowadzi do zielonej doliny. Przy dukcie znajduje się stara cerkiew zamieszkana głównie przez sowy, a obok niej wznosi się podgniła drewniana dzwonnica. Za świątynią widać gęsty malinowy chruśniak, wśród którego gąszczy można dostrzec kilka zapuszczonych mogił.
Niezwykle urodziwe miejsce za dnia, po północy zmienia się nie do poznania. Okoliczni mieszkańcy zwykli omijać je szerokim łukiem, gdy tylko się ściemni. Gdy wskazówki zegara wskażą godzinę dwunastą w nocy, zaczynają się tam dziać przerażające rzeczy. Wówczas to drzwi do starej cerkwi uchylają się, a dzwon zaczyna bić. Jest to tylko preludium do straszliwego spektaklu. Następnie zaczyna się błyskać i grzmieć. Z chrustu wydobywają się przedziwne szmery i trzaski, mogiły rozstępują się, a na powierzchnię wydobywają się z nich niezliczone hordy larw. Co więcej, z grobów wstają zmarli:
„Raz trup po drodze bez gÅ‚owy siÄ™ toczy,
To znowu głowa bez ciała;
Roztwiera gębę i wytrzyszcza oczy,
W gÄ™bie i w oczach żar paÅ‚a (…)”.
Jakby tego byÅ‚o maÅ‚o, w takich okolicznoÅ›ciach można napotkać również wilka z orlimi skrzydÅ‚ami, który Å›mieje siÄ™ ludzkim gÅ‚osem. To napawajÄ…ce lekiem miejsce cieszy siÄ™ zÅ‚Ä… sÅ‚awÄ… wÅ›ród podróżnych. Każdy przejeżdżajÄ…cy mostkiem, którego zastanie naÅ„ północ ulega jakiemuÅ› wypadkowi – przeważnie Å‚amaÅ‚ im siÄ™ dyszel powozu, bÄ…dź caÅ‚y pojazd siÄ™ wywracaÅ‚, niekiedy koÅ„ pociÄ…gowy skrÄ™caÅ‚ nogÄ™.
Sam narrator wielokrotnie sÅ‚yszaÅ‚ o tych tajemniczych zjawiskach. Nie raz stary Andrzej przestrzegaÅ‚ go przed nawiedzonym miejscem, ale ten nic sobie z tego nie robiÅ‚ i od najmÅ‚odszych lat czÄ™sto siÄ™ tam bawiÅ‚. Już jako dorosÅ‚y mężczyzna podmiot liryczny wybraÅ‚ siÄ™ na nocleg do nieodlegÅ‚ej Ruty. Pech chciaÅ‚, że dokÅ‚adnie o północy przejeżdżaÅ‚ przez przeklÄ™ty mostek. Przerażony woźnica tak mocno pogoniÅ‚ konie, że te szarpnęły z wielkÄ… gwaÅ‚townoÅ›ciÄ… i zerwaÅ‚y dyszel wozu, który rozpadÅ‚ siÄ™ na dwie części. Konie pognaÅ‚y w ciemny las, natomiast narrator zostaÅ‚ na moÅ›cie. Nic sobie jednak z tego nie robiÅ‚, maÅ‚o tego – sytuacja, w której siÄ™ znalazÅ‚ przypadÅ‚a mu do gustu:To lubiÄ™ - interpretacja i analiza
Autor: Karolina MarlêgaPod wzglÄ™dem chronologicznym „To lubiÄ™” jest najstarszym utworem w zbiorze „Ballady i romanse” Adama Mickiewicza.
Jak pisze Stefania SkwarczyÅ„ska, wybitna przedwojenna badaczka twórczoÅ›ci wieszcza: „Ballada «To lubiÄ™» stoi w twórczoÅ›ci Mickiewicza na skrzyżowaniu koÅ„czÄ…cego siÄ™ racjonalizmu, peÅ‚ni sentymentalizmu i poczÄ…tkowego romantyzmu (…). BalladÄ™ tÄ™ kreÅ›liÅ‚ bardzo jeszcze mÅ‚ody romantyk, którego racjonalizm już nie pociÄ…ga, ale który romantyzmu nie pogÅ‚Ä™biÅ‚ należycie i nie przeżyÅ‚” (S. SkwarczyÅ„ska, „Rozwój wÄ…tków i obrazów w twórczoÅ›ci Mickiewicza”, Lwów 1934).
Utwór rozpoczyna się zwrotem podmiotu litycznego do Maryli, namawiając ją do obejrzenia się dookoła. Wśród otaczającego ich pięknego naturalnego pejzażu, szczególnej jej uwadze poleca mostek nad rzeczką, na który wyjeżdża się prosto z leśnej ścieżki, która dalej prowadzi do zielonej doliny. Przy dukcie znajduje się stara cerkiew zamieszkana głównie przez sowy, a obok niej wznosi się podgniła drewniana dzwonnica. Za świątynią widać gęsty malinowy chruśniak, wśród którego gąszczy można dostrzec kilka zapuszczonych mogił.
Niezwykle urodziwe miejsce za dnia, po północy zmienia się nie do poznania. Okoliczni mieszkańcy zwykli omijać je szerokim łukiem, gdy tylko się ściemni. Gdy wskazówki zegara wskażą godzinę dwunastą w nocy, zaczynają się tam dziać przerażające rzeczy. Wówczas to drzwi do starej cerkwi uchylają się, a dzwon zaczyna bić. Jest to tylko preludium do straszliwego spektaklu. Następnie zaczyna się błyskać i grzmieć. Z chrustu wydobywają się przedziwne szmery i trzaski, mogiły rozstępują się, a na powierzchnię wydobywają się z nich niezliczone hordy larw. Co więcej, z grobów wstają zmarli:
„Raz trup po drodze bez gÅ‚owy siÄ™ toczy,
To znowu głowa bez ciała;
Roztwiera gębę i wytrzyszcza oczy,
W gÄ™bie i w oczach żar paÅ‚a (…)”.
Jakby tego byÅ‚o maÅ‚o, w takich okolicznoÅ›ciach można napotkać również wilka z orlimi skrzydÅ‚ami, który Å›mieje siÄ™ ludzkim gÅ‚osem. To napawajÄ…ce lekiem miejsce cieszy siÄ™ zÅ‚Ä… sÅ‚awÄ… wÅ›ród podróżnych. Każdy przejeżdżajÄ…cy mostkiem, którego zastanie naÅ„ północ ulega jakiemuÅ› wypadkowi – przeważnie Å‚amaÅ‚ im siÄ™ dyszel powozu, bÄ…dź caÅ‚y pojazd siÄ™ wywracaÅ‚, niekiedy koÅ„ pociÄ…gowy skrÄ™caÅ‚ nogÄ™.
„Zostać na polu samemu i w nocy,
«To lubiÄ™ – rzekÅ‚em – to lubiÄ™!».
Gdy tylko wypowiedziaÅ‚ te sÅ‚owa, z wody wyÅ‚oniÅ‚a siÄ™ zjawa kobiety. Takiego widoku narrator widocznie siÄ™ nie spodziewaÅ‚, bo przerażenie zamieniÅ‚o jego nogi w sÅ‚upy. Jedyne, co zdoÅ‚aÅ‚ z siebie wydusić to: „Niech bÄ™dzie Chrystus pochwalony!”. Ku jego zdziwieniu mara odpowiedziaÅ‚a bardzo Å‚agodnym tonem: „Na wieki wieków”. ZdumiaÅ‚ siÄ™ jeszcze bardziej, gdy zjawa zaczęła mu dziÄ™kować. OkazaÅ‚o siÄ™ bowiem, że dziÄ™ki niemu zostaÅ‚a wybawiona od straszliwych katuszy. Zjawa cierpiaÅ‚a mÄ™ki w czyśćcu, w którym znalazÅ‚a siÄ™ za czyn, jaki popeÅ‚niÅ‚a za życia. Narrator wypowiadajÄ…c sÅ‚owa: „To lubiÄ™” zdjÄ…Å‚ z niej klÄ…twÄ™ i umożliwiÅ‚ wieczny spokój.
Zjawa wyjawiła narratorowi swoją historię. Za życia nosiła imię Maryla i była córką szanowanego i majętnego urzędnika. Ojciec chciał ją bogato wydać za mąż, lecz ona przez cały czas kaprysiła i wszystkich kandydatów do ręki miała za nic. Pastwienie się nad zalotnikami sprawiało jej rozkosz. Tłumy ubiegały się o jej względy, lecz Maryli nie było śpieszno na ślubny kobierzec.
strona: 1 2 3 4 5 6
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies