Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Dwudziestolecie miedzywojenne
Bolesław Leśmian ukończył cykl erotyków „W malinowym chruśniaku” w 1919 roku. Należące do najpiękniejszej polskiej poezji miłosnej wiersze zostały opublikowane rok później, w zbiorze „Łąka”, stając się przyczyną wielu dyskusji i prasowych polemik. Wiele znakomitości nie mogło wybaczyć doświadczonemu poecie, iż w czasach odbudowywania Polski po odzyskaniu niepodległości nie uwiecznia tych zmian politycznych w poezji. Jak się jednak okazało, wybrany przez niego nurt miał ogromny wpływ na późniejsze pokolenia.
Tytułowy utwór jest po dziś dzień jednym z najpiękniejszych polskich erotyków. Nikt tak, jak Leśmian, nie potrafił oddać w poezji ulotności i magiczności pierwszego zbliżenia, ukazać przeżyć i odczuć ludzkich na tle przyrody czy przekazać głos samej naturze, odzwierciedlającej samopoczucie jednostki.
Jak wynika z wielu tekstów źródłowych i opracowań twórczości Leśmiana, adresatką erotyków była jego przyjaciółka, lekarka Dora Lebenthal. Magda Umer na swojej stronie internetowej, w artykule „Kobiety Bolesława Leśmiana”, stara się przybliżyć dramatyczną historię miłości Dory i jej ukochanego poety:
„Latem 1917 roku przyjechała do Iłży, do wspólnej ciotki na wakacje, jego pierwsza ważna dziewczyna, siostra, kochanka i bliski człowiek - Celina Sunderland. Zabrała ze sobą przyjaciółkę, lekarkę z Warszawy, która właśnie przeżywała kryzys małżeński... Leśmian przyjechał sam, bez rodziny. Wybuchło uczucie, nad którym nikt nie był w stanie zapanować, i któremu zawdzięczamy najpiękniejsze erotyki w polskiej poezji.
Leśmian miał wtedy 40 lat, chorą na płuca żonę i dwie małe córeczki- Dunię i Lusię. Było więc za późno na szczęście bez ranienia najbliższych i bezbronnych. Z ocalałych trzech listów do Dory wynika co prawda, że na początku chcieli sobie razem ułożyć życie, że starali się o pracę za granicą, (Dora nawet przeszła na katolicyzm, aby móc wziąć z nim ślub), ale już wkrótce zrozumieli oboje, że decyzja o pozostawieniu rodziny zrujnowałaby psychicznie nie tylko tę rodzinę, ale i ich. Bolesław zdecydował się na podwójne życie, a Dora na bycie „tą drugą”. I było tak przez dwadzieścia lat, aż do jego śmierci. Żona i coraz starsze córki udawały, że wszystko jest w porządku, chociaż „w całym Zamościu mówiono, że pan rejent ma kogoś w Warszawie...”.
W swoim artykule Umer przywołuje także subiektywne opinie o Dorze. Pierwsza jest autorstwa stryjecznego brata poety - Jana Brzechwy:W malinowym chruśniaku - geneza
Autor: Karolina MarlgaBolesław Leśmian ukończył cykl erotyków „W malinowym chruśniaku” w 1919 roku. Należące do najpiękniejszej polskiej poezji miłosnej wiersze zostały opublikowane rok później, w zbiorze „Łąka”, stając się przyczyną wielu dyskusji i prasowych polemik. Wiele znakomitości nie mogło wybaczyć doświadczonemu poecie, iż w czasach odbudowywania Polski po odzyskaniu niepodległości nie uwiecznia tych zmian politycznych w poezji. Jak się jednak okazało, wybrany przez niego nurt miał ogromny wpływ na późniejsze pokolenia.
Tytułowy utwór jest po dziś dzień jednym z najpiękniejszych polskich erotyków. Nikt tak, jak Leśmian, nie potrafił oddać w poezji ulotności i magiczności pierwszego zbliżenia, ukazać przeżyć i odczuć ludzkich na tle przyrody czy przekazać głos samej naturze, odzwierciedlającej samopoczucie jednostki.
Jak wynika z wielu tekstów źródłowych i opracowań twórczości Leśmiana, adresatką erotyków była jego przyjaciółka, lekarka Dora Lebenthal. Magda Umer na swojej stronie internetowej, w artykule „Kobiety Bolesława Leśmiana”, stara się przybliżyć dramatyczną historię miłości Dory i jej ukochanego poety:
„Latem 1917 roku przyjechała do Iłży, do wspólnej ciotki na wakacje, jego pierwsza ważna dziewczyna, siostra, kochanka i bliski człowiek - Celina Sunderland. Zabrała ze sobą przyjaciółkę, lekarkę z Warszawy, która właśnie przeżywała kryzys małżeński... Leśmian przyjechał sam, bez rodziny. Wybuchło uczucie, nad którym nikt nie był w stanie zapanować, i któremu zawdzięczamy najpiękniejsze erotyki w polskiej poezji.
Leśmian miał wtedy 40 lat, chorą na płuca żonę i dwie małe córeczki- Dunię i Lusię. Było więc za późno na szczęście bez ranienia najbliższych i bezbronnych. Z ocalałych trzech listów do Dory wynika co prawda, że na początku chcieli sobie razem ułożyć życie, że starali się o pracę za granicą, (Dora nawet przeszła na katolicyzm, aby móc wziąć z nim ślub), ale już wkrótce zrozumieli oboje, że decyzja o pozostawieniu rodziny zrujnowałaby psychicznie nie tylko tę rodzinę, ale i ich. Bolesław zdecydował się na podwójne życie, a Dora na bycie „tą drugą”. I było tak przez dwadzieścia lat, aż do jego śmierci. Żona i coraz starsze córki udawały, że wszystko jest w porządku, chociaż „w całym Zamościu mówiono, że pan rejent ma kogoś w Warszawie...”.
„U Dory znajdował uspokojenie, czułość i opiekę [opinia]. Okazywała mu troskliwość, której nie da się opisać. Po katastrofie finansowej i utracie rejentury zaopatrywała go w gotówkę i żywność, którą zanosił rodzinie. Widziałem nie raz, jak przygotowywała mu paczki z mięsem i wiktuałami. (…)”.
Mężczyzna był pod wrażeniem urody i charakteru partnerki Leśmiana:
„Posiadała naturalny wdzięk i zalotność, ale nic w niej nie było sztucznego ani wymuszonego. Uważaliśmy ją wszyscy za kobietę o niezwykłym charakterze. W każdej sytuacji była pełna taktu i delikatności(...)Była powszechnie lubiana, toteż w domu jej odbywały się często zebrania towarzyskie. Chętnie tańczyła, ale Bolesław nie tańczył. Wdawał się natomiast w rozmowy, zwłaszcza z lekarzami, na temat odmładzania się. Sprawa ta stale go nurtowała...”
Inny obraz Dory zachowała w pamięci Lusia, starsza córka poety:
„Dora był brzydka. Nogi równe od góry do dołu. Usta wywinięte. Kości policzkowe wydatne. Grube powieki opadające na oczy”.
Dora była przy Leśmianie do końca jego życia. Gdy umarł, na dzień przed pogrzebem, w tajemnicy przed wszystkimi i przy wsparciu Jana Brzechwy poszła do kościoła św. Aleksandra i pożegnała się ze swoją jedyną miłością: „Bolesław leżał w niej jak mała woskowa lalka(...)I wtedy nastąpiła scena godna leśmianowskiej ballady. Dora padła przy trumnie na kolana i przylgnęła ustami do ust zmarłego.” Następnego dnia , do karawanu wiozącego trumnę na cmentarz nie pozwoliła wsiąść rodzinie. W tej ostatniej godzinie zabrakło jej sił na bycie „ta drugą”. A to były ostatnie chwile z ukochanym...” – wspomnienie Brzechwy.
strona: 1 2
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies