Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Współczesność
Liryk rozpoczyna się próbą rozróżnienia katedry jako budynku oraz katedry jako symbolu kościoła. To odcięcie „wnętrza od murów” umożliwia swoiste katharsis człowieka, odrodzenie i oczyszczenie z wszystkich złych uczynków, jakie popełnił.
Zakończenie tej części wyodrębnionym graficznie zwrotem „Krążę z tobą pod strażą witraży” zwraca uwagę na konstrukcję podmiotu lirycznego. Okazuje się, że jest on pierwszoosobowy i pełni rolę przewodnika po korytarzach katedry. W jego towarzystwie adresat tekstu – według niektórych badaczy twórczości Przybosia jest nim sam Bóg - może czuć się bezpiecznie i liczyć na niezapomnianą podróż między stusześćdziesięcioma kolorowymi witrażami oraz ponad dziesięcioma tysiącami rzeźb z kamienia i szkła.
Kolejna zwrotka nie jest rozwinięciem pierwszej. Zamiast szczegółowego opisania skarbów katedry, podmiot liryczny zdradza nękające go od dłuższego czasu wątpliwości. Jest już zmęczony ciągłym roztrząsaniem problemów natury egzystencjalnej. Woli skupić się raczej na sprawach bardziej przyziemnych, takich jak przyroda, zwierzęta i rośliny:
„Nie ma rajów, tylko raj świtów napowietrznych,
niebo nadobłocznego lotu, tego, który
doniósł nas tu, do raju wniebowziętych
oczu – ”.
W tym samym, można by powiedzieć franciszkańskim, afirmacyjnym stylu, utrzymane są fragmenty pozostałych zwrotek liryku:
„Nie ma mocy z granitu, której nie podważy
nikłość,
przenikliwa i łatwa,
rozpędzona nikłość promienia.
Nie ma ziemi, jest tylko
wyrzutnia do zewnętrzy otwieralnych świata,
do wielowymiaru,
gdzie rodnia gwiazd i barw i gdzie zaród
widzenia –
dokąd moja źrenica wzniosła się – i spadła”.
Aby uchronić adresata przed popełnieniem błędu zbytniego zafrapowania kwestiami mało znaczącymi, podmiot liryczny udziela mu kilku cennych rad. Zwraca uwagę, by zajmował się jedynie rzeczami dotyczącymi spraw teraźniejszych, by zaczął „słuchać” otaczający go świat, a nie jedynie „słyszeć” jego odgłosy, by przystanął i między mało istotnymi, codziennymi problemami ujrzał odmienność i nadzwyczajność natury, „rodnię gwiazd i barw (…) powidok słońca / malowany na powietrzu jak na szkle nieważkim”. W pewnym momencie padają słowa porównujące życie człowieka do nieustannej wędrówki będącej szansą na odnalezienie drogi zbawienia:
„wyrzutni do zewnętrzy otwieralnych świata,
do wielowymiaru
gdzie rodnia gwiazd i barw i gdzie zaród
widzenia –
dokąd moja źrenica wzniosła się – i spadła”.
W kontekście całego liryku tytułowa katedra staje się symbolem pełnego dzieł sztuki i blasku świata, stojącego w opozycji do szarego rzeczywistości, w której człowiek przejmuje się mało istotnymi kwestiami, a nie dostrzega piękna rzeźb czy niezwykłości chwili, gdy promień słońca przechodzi przez kolorowe szkiełko witraża.
Podsumowaniem idei, przyświecającej Przybosiowi w czasie prac nad omawianym wierszem, jest jego końcowy wers:
„Tworząca,
koniecznie wolna,
patrz! Dożyj siebie ze światła!”
W tych zaledwie trzech linijkach polski awangardzista zawarł całą swoją filozofię, wypracowaną na podstawie lektury wielu filozoficzno-religijnych dzieł, godzinnych rozmów z najznakomitszymi myślicielami Europy czy prowadzonych w domowym zaciszu intymnych rozważań. Warunkiem wolności człowieka jeszcze raz okazuje się być aktywność w poszukiwaniu własnej drogi.
Prócz powyższego, istnieje jeszcze jedna, uzasadniona krytycznymi tekstami interpretacja zakończenia „Widzenia”. Pojmuje ona ten trzywiersz jako dowód na zagubienie człowieka w korytarzach i wśród rzeźb katedry, pojmowanej przecież jako symbol życia – jest to głos niepotrafiącego się odnaleźć człowieka wśród problemów współczesnego Przybosiowi – powojennego świata.
Widzenie katedry w Chartres - interpretacja
Zakończenie tej części wyodrębnionym graficznie zwrotem „Krążę z tobą pod strażą witraży” zwraca uwagę na konstrukcję podmiotu lirycznego. Okazuje się, że jest on pierwszoosobowy i pełni rolę przewodnika po korytarzach katedry. W jego towarzystwie adresat tekstu – według niektórych badaczy twórczości Przybosia jest nim sam Bóg - może czuć się bezpiecznie i liczyć na niezapomnianą podróż między stusześćdziesięcioma kolorowymi witrażami oraz ponad dziesięcioma tysiącami rzeźb z kamienia i szkła.
Kolejna zwrotka nie jest rozwinięciem pierwszej. Zamiast szczegółowego opisania skarbów katedry, podmiot liryczny zdradza nękające go od dłuższego czasu wątpliwości. Jest już zmęczony ciągłym roztrząsaniem problemów natury egzystencjalnej. Woli skupić się raczej na sprawach bardziej przyziemnych, takich jak przyroda, zwierzęta i rośliny:
„Nie ma rajów, tylko raj świtów napowietrznych,
niebo nadobłocznego lotu, tego, który
doniósł nas tu, do raju wniebowziętych
oczu – ”.
W tym samym, można by powiedzieć franciszkańskim, afirmacyjnym stylu, utrzymane są fragmenty pozostałych zwrotek liryku:
„Nie ma mocy z granitu, której nie podważy
nikłość,
przenikliwa i łatwa,
rozpędzona nikłość promienia.
Nie ma ziemi, jest tylko
wyrzutnia do zewnętrzy otwieralnych świata,
do wielowymiaru,
gdzie rodnia gwiazd i barw i gdzie zaród
widzenia –
dokąd moja źrenica wzniosła się – i spadła”.
Aby uchronić adresata przed popełnieniem błędu zbytniego zafrapowania kwestiami mało znaczącymi, podmiot liryczny udziela mu kilku cennych rad. Zwraca uwagę, by zajmował się jedynie rzeczami dotyczącymi spraw teraźniejszych, by zaczął „słuchać” otaczający go świat, a nie jedynie „słyszeć” jego odgłosy, by przystanął i między mało istotnymi, codziennymi problemami ujrzał odmienność i nadzwyczajność natury, „rodnię gwiazd i barw (…) powidok słońca / malowany na powietrzu jak na szkle nieważkim”. W pewnym momencie padają słowa porównujące życie człowieka do nieustannej wędrówki będącej szansą na odnalezienie drogi zbawienia:
„wyrzutni do zewnętrzy otwieralnych świata,
do wielowymiaru
gdzie rodnia gwiazd i barw i gdzie zaród
widzenia –
dokąd moja źrenica wzniosła się – i spadła”.
W kontekście całego liryku tytułowa katedra staje się symbolem pełnego dzieł sztuki i blasku świata, stojącego w opozycji do szarego rzeczywistości, w której człowiek przejmuje się mało istotnymi kwestiami, a nie dostrzega piękna rzeźb czy niezwykłości chwili, gdy promień słońca przechodzi przez kolorowe szkiełko witraża.
Podsumowaniem idei, przyświecającej Przybosiowi w czasie prac nad omawianym wierszem, jest jego końcowy wers:
„Tworząca,
koniecznie wolna,
patrz! Dożyj siebie ze światła!”
W tych zaledwie trzech linijkach polski awangardzista zawarł całą swoją filozofię, wypracowaną na podstawie lektury wielu filozoficzno-religijnych dzieł, godzinnych rozmów z najznakomitszymi myślicielami Europy czy prowadzonych w domowym zaciszu intymnych rozważań. Warunkiem wolności człowieka jeszcze raz okazuje się być aktywność w poszukiwaniu własnej drogi.
Prócz powyższego, istnieje jeszcze jedna, uzasadniona krytycznymi tekstami interpretacja zakończenia „Widzenia”. Pojmuje ona ten trzywiersz jako dowód na zagubienie człowieka w korytarzach i wśród rzeźb katedry, pojmowanej przecież jako symbol życia – jest to głos niepotrafiącego się odnaleźć człowieka wśród problemów współczesnego Przybosiowi – powojennego świata.
Zobacz inne artykuły:

kontakt | polityka cookies