Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Współczesność
Pierwodruk „Przesłania Pana Cogito” ukazał się w 4. numerze „Tygodnika Powszechnego” z 1973 roku. Rok później w ręce odbiorców, nakładem wydawnictwa „Czytelnik”, został oddany najsłynniejszy zbiór poezji Zbigniewa Herberta – „Pan Cogito” (1974), ukazujący filozoficzne, społeczne i moralne refleksje, poczynione w wyniku różnych sytuacji i stanów ducha tytułowego bohatera.
„Kto to jest Pan Cogito? To człowiek, który cale życie pyta, niczego nie wie na pewno, nie wartościuje, czasami daje sugestie wartości, nigdy nie twierdzi, że ma całkowitą rację. Tym różni się od tych filozofów, myślicieli, którzy zakładają jakąś tezę i przymierzają ją do świata. Pan Cogito nie wypowiada tez. Chodzi po świecie, przygląda się, rejestruje zdarzenia, próbuje je interpretować, pytać, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Dla mnie Pan Cogito jest w oczywisty sposób inteligentem. Bardzo dobry nauczyciel łaciny w gimnazjum (...) cały zakorzeniony w sposobie myślenia charakterystycznym dla minionego świata, ale przecież żyjący i funkcjonujący współcześnie. Bardzo dobrze wykształcony. Pan Cogito wie, do jakich pokładów i głębi sięgać, żeby pokazać niezmienność losu” – ten fragment wypowiedzi Zbigniewa Zapasiewicza, opublikowanej w artykule „Mój Herbert” („Teatr” 1998, nr 9, s. 5) trafnie charakteryzuje podstawowe cechy postawy bohatera lirycznego cyklu, zaliczanego do jednych z największych dzieł powojennej poezji, zarówno polskiej, jak u europejskiej.
Ostateczny rys zbiór ten zyskał w czasie pobytu Herberta w USA, gdzie jako visting profesor wykładał w college’u w roku akademickim 1970/1971 współczesną literaturę i dramat europejski. Borykając się z poczuciem osamotnienia i wyobcowania, barierą językową (o wiele lepiej poeta władał wówczas niemieckim czy francuskim), obcą kulturą przeżywającą akurat rewolucję światopoglądowo-seksualną oraz – jak zdradza Jacek Łukasiewicz w opracowaniu „Herbert” – z niewiedzą studentów („Studentom brakowało elementarnych wiadomości ogólnych, trzeba im było dostarczać wiedzy na szczeblu podstawowym”), w takich właśnie warunkach Herbert zredagował swój najsłynniejszy zbiór i ożywił swego najważniejszego bohatera.
Idąc za spostrzeżeniami Łukasiewicza: „tytułowy bohater przeszedł solidną środkowoeuropejską i śródziemnomorską edukację, której w Stanach młodzieży wyraźnie brakowało, mógł więc być niezrozumiany. Postać Pana Myślę wzbudziła jednak zainteresowanie amerykańskich słuchaczy. Poeta na wieczorach autorskich czytał wiersze z przygotowanego tomu z powodzeniem tak wielkim, że powstało nawet studenckie pismo Mr. Cogito” (Jacek Łukasiewicz, „Herbert”, Wrocław 2001, s. 141). Przesłanie Pana Cogito - geneza
Autor: Karolina MarlgaPierwodruk „Przesłania Pana Cogito” ukazał się w 4. numerze „Tygodnika Powszechnego” z 1973 roku. Rok później w ręce odbiorców, nakładem wydawnictwa „Czytelnik”, został oddany najsłynniejszy zbiór poezji Zbigniewa Herberta – „Pan Cogito” (1974), ukazujący filozoficzne, społeczne i moralne refleksje, poczynione w wyniku różnych sytuacji i stanów ducha tytułowego bohatera.
„Kto to jest Pan Cogito? To człowiek, który cale życie pyta, niczego nie wie na pewno, nie wartościuje, czasami daje sugestie wartości, nigdy nie twierdzi, że ma całkowitą rację. Tym różni się od tych filozofów, myślicieli, którzy zakładają jakąś tezę i przymierzają ją do świata. Pan Cogito nie wypowiada tez. Chodzi po świecie, przygląda się, rejestruje zdarzenia, próbuje je interpretować, pytać, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Dla mnie Pan Cogito jest w oczywisty sposób inteligentem. Bardzo dobry nauczyciel łaciny w gimnazjum (...) cały zakorzeniony w sposobie myślenia charakterystycznym dla minionego świata, ale przecież żyjący i funkcjonujący współcześnie. Bardzo dobrze wykształcony. Pan Cogito wie, do jakich pokładów i głębi sięgać, żeby pokazać niezmienność losu” – ten fragment wypowiedzi Zbigniewa Zapasiewicza, opublikowanej w artykule „Mój Herbert” („Teatr” 1998, nr 9, s. 5) trafnie charakteryzuje podstawowe cechy postawy bohatera lirycznego cyklu, zaliczanego do jednych z największych dzieł powojennej poezji, zarówno polskiej, jak u europejskiej.
Ostateczny rys zbiór ten zyskał w czasie pobytu Herberta w USA, gdzie jako visting profesor wykładał w college’u w roku akademickim 1970/1971 współczesną literaturę i dramat europejski. Borykając się z poczuciem osamotnienia i wyobcowania, barierą językową (o wiele lepiej poeta władał wówczas niemieckim czy francuskim), obcą kulturą przeżywającą akurat rewolucję światopoglądowo-seksualną oraz – jak zdradza Jacek Łukasiewicz w opracowaniu „Herbert” – z niewiedzą studentów („Studentom brakowało elementarnych wiadomości ogólnych, trzeba im było dostarczać wiedzy na szczeblu podstawowym”), w takich właśnie warunkach Herbert zredagował swój najsłynniejszy zbiór i ożywił swego najważniejszego bohatera.
Żywe zainteresowanie posiadającą filozoficzne imię, wygłaszającą wiele monologów, zadającą egzystencjalne pytania, sympatyczną i trochę naiwną postacią ograniczyłoby się w pewnym momencie jedynie do zagranicznego środowiska, gdyby nie…protekcja św. Antoniego: „W pewnym momencie wydawało się, że rękopis tomu został na zawsze utracony. Ocalał cudem, być może dzięki protekcji św. Antoniego, do którego poeta od dzieciństwa miał nabożeństwo. Z USA Herbertowie wyjechali 17 czerwca 1971r., w Berlinie byli z końcem tego miesiąca. I wtedy ukradziono im stojący na ulicy samochód z wszystkimi rzeczami. Zostali bez koszul i szczoteczek do zębów. „Czy pan ma pojęcie – opowiadała Katarzyna Herbertowa w rozmowie z Żakowskim – co to dla mnie znaczyło? Tyle wspaniałych maszynopisów, nigdzie nie opublikowanych wierszy, które Zbyszek pisał przez te miesiące spędzone w Ameryce. Nie mogłam sobie darować, że tej walizki nie wzięłam ze sobą. Powiedziałam Zbyszkowi, że niczego mi nie żal – ani fotografii, ani dziennika, który prowadziłam, od kiedy byliśmy razem, ani naszych rzeczy, tylko nie mogę się pogodzić z utratą Pana Cogito. A Zbyszek machnął ręką. Mówię mu Przecież ty tego nigdy nie odtworzysz. A Zbyszek na to Trudno, napiszę inne wiersze. Na szczęście znaleziono walizkę z tekstami, opróżnioną z innych rzeczy. Były w niej także nazwisko i telefon ich berlińskiej gospodyni, która przestraszyła się, że Herbertów zamordowano” (Jacek Łukasiewicz, „Herbert”, Wrocław 2001, s. 141-142).
strona: 1 2
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies