Jesteś w: Ostatni dzwonek -> Współczesność
wiersze „Akademia warszawska” i „Przepowiednia” (1945) Mariana Hemara;
wiersze „Do Warszawy” i „Ruiny katedry Å›wiÄ™tego Jana” (1945) MieczysÅ‚awa Jastruna;
zbiór felietonów „Wiadomo – stolica!” (1946) Stefana „Wiecha” Wiecheckiego:
„Patrz pan, panie szanowny, Hitler powiedziaÅ‚, że na miejscu Warszawy kartofle bÄ™dÄ… roÅ›li i faktycznie peÅ‚no tu kartofli, ale ze sÅ‚oninkÄ…? RzeczywiÅ›cie, na każdej budce napis figuruje: „ZsiadÅ‚e mleko z kartoflami”. Nie jego robaczywa w zÄ…bek czesana gÅ‚owa, KobyÅ‚kie czy insze Piaseczno z Warszawy zrobić. Gdzie stolica byÅ‚a, tam stolica zostaÅ‚a. No, troszkie nas Å‚obuz spaliÅ‚? Cóś niecóś, ale gront, że warszawiaki fasonu nie stracili. To wszystko apiać siÄ™ odremontuje. Zaraz na drugi dzieÅ„, jak tylko szkopów cholera stÄ…d wzięła, pierwsze budki w Jerozolimskiej alei stanÄ™li, gdzie skromne, ale pożywne zagryche można byÅ‚o dostać, pod ćwiartkie „karbitówki”. Przepraszam pana szanownego, a co to takiego? Nie sÅ‚yszaÅ‚eÅ› pan? Bimberek z „karbitu” robiony. Co pan mówisz? To co pan sÅ‚yszysz. Warszawski wynalazek.
I niezły? Nie najgorszy. W smaku pomaranczówkie przypominał. A siłe przepisowe posiadał?
Owszem, bo ciut-ciut kwasu solnego dolewali”;
powieść „Krystek z Warszawy” (1949) Janiny Broniewskiej;
powieść „ZÅ‚y” (1955) Leopolda Tyrmanda:
„Å»yjemy tu, w Warszawie życiem tramwajowym. Znaczy to, że w naszej warszawskiej epoce tramwaj wzniósÅ‚ siÄ™ do roli symbolu. OczywiÅ›cie tramwaj wyraża miejskÄ… jednostkÄ™ komunikacyjnÄ…, takÄ… samÄ… jak trolejbus czy autobus. Mówi siÄ™: żyjemy życiem takim czy innym, wtedy gdy życie owo dobywa z czÅ‚owieka jego najistotniejsze cechy. Czyli że w zetkniÄ™ciu z nim czÅ‚owiek objawia siÄ™ w caÅ‚ej okazaÅ‚oÅ›ci. PrzepeÅ‚niony irracjonalnie tramwaj warszawski stanowi doskonaÅ‚y odczynnik, przekonujemy siÄ™ w nim codziennie, jacy jesteÅ›my i jak bardzo żyjemy życiem tramwajowym. W chwili gdy najbliższy bliźni demoluje nam Å›ledzionÄ™, unicestwia czar dopiero co kupionego pÅ‚aszcza, niweczy z trudem przyszyte guziki, gasi brutalnie przepiÄ™kny poÅ‚ysk żarliwie wyczyszczonych butów, gniecie na miazgÄ™ wiezione dla dzieci ciastka, uÅ›miecha siÄ™ przepraszajÄ…co, pakujÄ…c nam w usta rÄ™kaw od kurtki, w której przed chwilÄ… czyÅ›ciÅ‚ kominy lub wypakowywaÅ‚ stare Å›ledzie – w takiej chwili, powtarzam, instynkty, jak dziaÅ‚a żaglowej fregaty, wysuwajÄ… siÄ™ groźnie z burt naszych dusz. Wtedy dopiero spostrzegamy z przerażeniem, jacy potrafimy być pierwotni, dzicy, egoistyczni, kłótliwi, nietolerancyjni, zaÅ›lepieni, krótkowzroczni. Z drugiej strony – ileż wspaniaÅ‚ych wartoÅ›ci dostrzegamy naraz w życiu, gdy uda nam siÄ™ wepchnąć jako ostatni do rozchodzÄ…cego siÄ™ w szwach autobusu, gdy przygodny sÄ…siad, wiszÄ…c na stopniu, odstÄ…pi nam trzy centymetry kwadratowe miejsca, akurat tyle, by postawić na nich szpic buta, gdy zÅ‚apany rozpaczliwie za krawat ten, który już do poÅ‚owy tkwi w Å›rodku, uÅ›miechnie siÄ™ bez pretensji i przygnie nas mocnym ramieniem, gdy wreszcie starsza pani, której, prÄ…c ku wyjÅ›ciu, strÄ…ciliÅ›my kapelusz, porwali w strzÄ™py gazety i wgnietli caÅ‚Ä… zawartość siatki z masÅ‚em, jajami i marmoladÄ… w biust, uÅ›miechnie siÄ™ z tramwajowÄ… melancholiÄ… i powie smutne, lecz przebaczajÄ…ce: – Nie szkodzi... – Wtedy widzimy, jak dalece potrafimy być solidarni, wyrozumiali, ludzcy i coÅ› ciepÅ‚ego rozpÅ‚ywa siÄ™ nam jak sÅ‚odka, rozgrzana czekolada koÅ‚o serca. Nic nie wzbudza w nas tak nieprzytomnej zÅ‚oÅ›ci i bezmyÅ›lnej chÄ™ci awantur, jak niekoÅ„czÄ…ce siÄ™ wyczekiwanie na wypchane ludźmi trolejbusy, do których nie można siÄ™ dostać, jak tÄ™pota, brutalnoÅ›ci i nieuprzejmość w tramwaju, o nic nie bÄ™dziemy siÄ™ sprzeczać i kłócić tak namiÄ™tnie, jak o grubiaÅ„stwa współpasażerów i bezdusznÄ… wrogość konduktorów. Ale też nic nie wzbudza w nas takiego uczucia zadowolenia, satysfakcji i wygody, jak widok wyczekiwanego numeru na ulicznym horyzoncie i stwierdzenie, że znajdziemy w nim miejsce siedzÄ…ce. Tramwaj wyzwala w nas dziÅ› w Warszawie cennÄ… bezpoÅ›redniość przeżywania i dlatego żyjemy tu, w Warszawie życiem tramwajowym”;
strona: 1 2 3 4 5
Partner serwisu:
kontakt | polityka cookies
W Warszawie - geneza
Autor: Karolina Marlêga„Patrz pan, panie szanowny, Hitler powiedziaÅ‚, że na miejscu Warszawy kartofle bÄ™dÄ… roÅ›li i faktycznie peÅ‚no tu kartofli, ale ze sÅ‚oninkÄ…? RzeczywiÅ›cie, na każdej budce napis figuruje: „ZsiadÅ‚e mleko z kartoflami”. Nie jego robaczywa w zÄ…bek czesana gÅ‚owa, KobyÅ‚kie czy insze Piaseczno z Warszawy zrobić. Gdzie stolica byÅ‚a, tam stolica zostaÅ‚a. No, troszkie nas Å‚obuz spaliÅ‚? Cóś niecóś, ale gront, że warszawiaki fasonu nie stracili. To wszystko apiać siÄ™ odremontuje. Zaraz na drugi dzieÅ„, jak tylko szkopów cholera stÄ…d wzięła, pierwsze budki w Jerozolimskiej alei stanÄ™li, gdzie skromne, ale pożywne zagryche można byÅ‚o dostać, pod ćwiartkie „karbitówki”. Przepraszam pana szanownego, a co to takiego? Nie sÅ‚yszaÅ‚eÅ› pan? Bimberek z „karbitu” robiony. Co pan mówisz? To co pan sÅ‚yszysz. Warszawski wynalazek.
I niezły? Nie najgorszy. W smaku pomaranczówkie przypominał. A siłe przepisowe posiadał?
Owszem, bo ciut-ciut kwasu solnego dolewali”;
„Å»yjemy tu, w Warszawie życiem tramwajowym. Znaczy to, że w naszej warszawskiej epoce tramwaj wzniósÅ‚ siÄ™ do roli symbolu. OczywiÅ›cie tramwaj wyraża miejskÄ… jednostkÄ™ komunikacyjnÄ…, takÄ… samÄ… jak trolejbus czy autobus. Mówi siÄ™: żyjemy życiem takim czy innym, wtedy gdy życie owo dobywa z czÅ‚owieka jego najistotniejsze cechy. Czyli że w zetkniÄ™ciu z nim czÅ‚owiek objawia siÄ™ w caÅ‚ej okazaÅ‚oÅ›ci. PrzepeÅ‚niony irracjonalnie tramwaj warszawski stanowi doskonaÅ‚y odczynnik, przekonujemy siÄ™ w nim codziennie, jacy jesteÅ›my i jak bardzo żyjemy życiem tramwajowym. W chwili gdy najbliższy bliźni demoluje nam Å›ledzionÄ™, unicestwia czar dopiero co kupionego pÅ‚aszcza, niweczy z trudem przyszyte guziki, gasi brutalnie przepiÄ™kny poÅ‚ysk żarliwie wyczyszczonych butów, gniecie na miazgÄ™ wiezione dla dzieci ciastka, uÅ›miecha siÄ™ przepraszajÄ…co, pakujÄ…c nam w usta rÄ™kaw od kurtki, w której przed chwilÄ… czyÅ›ciÅ‚ kominy lub wypakowywaÅ‚ stare Å›ledzie – w takiej chwili, powtarzam, instynkty, jak dziaÅ‚a żaglowej fregaty, wysuwajÄ… siÄ™ groźnie z burt naszych dusz. Wtedy dopiero spostrzegamy z przerażeniem, jacy potrafimy być pierwotni, dzicy, egoistyczni, kłótliwi, nietolerancyjni, zaÅ›lepieni, krótkowzroczni. Z drugiej strony – ileż wspaniaÅ‚ych wartoÅ›ci dostrzegamy naraz w życiu, gdy uda nam siÄ™ wepchnąć jako ostatni do rozchodzÄ…cego siÄ™ w szwach autobusu, gdy przygodny sÄ…siad, wiszÄ…c na stopniu, odstÄ…pi nam trzy centymetry kwadratowe miejsca, akurat tyle, by postawić na nich szpic buta, gdy zÅ‚apany rozpaczliwie za krawat ten, który już do poÅ‚owy tkwi w Å›rodku, uÅ›miechnie siÄ™ bez pretensji i przygnie nas mocnym ramieniem, gdy wreszcie starsza pani, której, prÄ…c ku wyjÅ›ciu, strÄ…ciliÅ›my kapelusz, porwali w strzÄ™py gazety i wgnietli caÅ‚Ä… zawartość siatki z masÅ‚em, jajami i marmoladÄ… w biust, uÅ›miechnie siÄ™ z tramwajowÄ… melancholiÄ… i powie smutne, lecz przebaczajÄ…ce: – Nie szkodzi... – Wtedy widzimy, jak dalece potrafimy być solidarni, wyrozumiali, ludzcy i coÅ› ciepÅ‚ego rozpÅ‚ywa siÄ™ nam jak sÅ‚odka, rozgrzana czekolada koÅ‚o serca. Nic nie wzbudza w nas tak nieprzytomnej zÅ‚oÅ›ci i bezmyÅ›lnej chÄ™ci awantur, jak niekoÅ„czÄ…ce siÄ™ wyczekiwanie na wypchane ludźmi trolejbusy, do których nie można siÄ™ dostać, jak tÄ™pota, brutalnoÅ›ci i nieuprzejmość w tramwaju, o nic nie bÄ™dziemy siÄ™ sprzeczać i kłócić tak namiÄ™tnie, jak o grubiaÅ„stwa współpasażerów i bezdusznÄ… wrogość konduktorów. Ale też nic nie wzbudza w nas takiego uczucia zadowolenia, satysfakcji i wygody, jak widok wyczekiwanego numeru na ulicznym horyzoncie i stwierdzenie, że znajdziemy w nim miejsce siedzÄ…ce. Tramwaj wyzwala w nas dziÅ› w Warszawie cennÄ… bezpoÅ›redniość przeżywania i dlatego żyjemy tu, w Warszawie życiem tramwajowym”;
strona: 1 2 3 4 5
Zobacz inne artykuły:
kontakt | polityka cookies